Rozdział siódmy - „I to mnie złamało."

11.1K 343 304
                                    

*Piosenka dołączona do rozdziału będzie wiązać się ze sceną. — Jeżeli piosenka nie przeszkadza wam w czytaniu, zalecam ją puścić w oznaczonym momencie.*

Pokręciłam głową dezaprobatą patrząc na twarz Charliego. Za każdym razem kiedy się na coś nie zgadzałam, nawet na najmniejszą rzecz. Robił te minę. Andrews zdecydowanie był kimś komu nie dało się oprzeć.

— Nie! Nie! Nie! — Krzyknęłam trzy razy kręcąc głową. — Za dwa dni wyjeżdżamy do Paryża. Muszę się wyspać, spakować i uzgodnić wszystko z Artemisem. Nie jadę na żaden biwak!

— Proszęę.. — Powtórzył przewracając się na moim łóżku. — Tam będzie tak fajnie. Nie pojadę sam z Lucasem i dziewczynami. Jak ty pojedziesz to Connor, Artemis, Jacob i Cameron może też.

Od wyścigów minęły dwa dni. Była więc środa. W piątek rano mieliśmy wylecieć z Chicago, nie zamierzałam więc spędzać ostatniego normalnego wieczoru, przed wyjazdem w lesie. Marzyłam o zwiedzeniu Paryża od najmłodszych lat.
Powinnam poświecić na odpoczynek i spakowanie się przynajmniej cały dzień. I ten dzień wypadał jutro. Gdybym pojechała na biwak wróciłabym chora i zmęczona. Zgaduje że byłabym w domu koło 15.
Nigdzie się nie wybieram.

— Błagam Rory. Proszę cie najbardziej na
świecie! Bądź dobrą przyjaciółką! — Jęczał Charlie dalej rzucając się po łóżku.

Pokręciłam głową wstając od toaletki.

— Odpuść to sobie, nie jestem dzieckiem lasu.

— Będziemy spać w jebanym domu! To że jest w lesie nic nie znaczy. — Podniósł się do pozycji siedzącej.

A wiesz jak zaczyna się każdy najlepszy horror?
W lesie.

Zwyzywałam się w myślach widząc kosz z praniem.
Musiałam odnieść go Artemisowi przed naszym wyjściem. Charlie postanowił odwiedzić mnie bez uprzedzenia i zabrać mnie, Lane i Olivię na lody.
Cieszyłam się jak dziecko ale wiedziałam że Artemis zacząłby panikować jeżeli nie przyniosłabym mu tego prania. Miałam to zrobić już wczoraj ale skurcze miesiączkowe dawały mi popalić. Ledwo schodziłam z łóżka.

— Idę odnieść Artemisowi pranie. Wyślij z mojego telefonu dni na snapie. — Powiedziałam szybko łapiąc za kosz.

Czułam że muszę się dzisiaj wystroić. Ostatnie dwa dni spędziłam w piżamie. Nie odzywałam się do nikogo i miałam ochotę wyrzucić przez balkon dziesiątki poduszek na moim łóżku. Zaczęłam zdawać sobie sprawę że miękki materiał był jedynie zmyłką. Poduszki cholernie gilgotały moje uszy.

Nie zastanawiając się nad swoimi czynami, chwyciłam za klamkę pokoju. Byłam przekonana że Artemis'a nie ma w pokoju, więc nie czułam potrzeby aby pukać. Rano gdy mnie obudził powiedział że wróci dopiero po 17. Chwile później zdałam sobie sprawę z tego jaki ogromny błąd popełniłam.

— Boże przepraszam! — Pisnęłam widząc niemalże nagą dziewczynę w pokoju Artemis'a. — Nie chciałam przeszkadzać.

Dziewczyna miała na sobie jedynie bieliznę.
Roznegliżowana siedziała na skórzanej kanapie w sypialni Artemis'a. Wtedy zdałam sobie sprawę że nigdy wcześniej nie byłam w pokoju chłopaka.

— A jednak. — Warknęła z niezadowoleniem czarnowłosa. — Wyjazd pokojówko, czekam na Artemis'a.

Ja ci zaraz dam pokojówkę. - Syknęłam jadowito w myślach.

Uśmiechnęłam się szczerze zostawiając kosz z praniem przed drzwiami. Zwinnie złapałam czarne bokserki chłopaka i szybko weszłam do pokoju.

— Ah ten Artemis! — Powiedziałam wesoło kiedy podeszłam do jego komody i zostawiłam tam bieliznę. Na wierzchu. — Zawsze coś u mnie zostawi!

ʏᴏᴜʀ  ɪɴᴛʀɪɢᴜᴇ | 16+ (Część Pierwsza)Where stories live. Discover now