Rozdział jedenasty - „Ja wybiorę cie zawsze."

9.4K 341 217
                                    

Z góry przepraszam za wszelkie błędy.
Pisałam ten rozdział w ciągu stresującego dnia. Trudno było mi się skupić. Później wszystko poprawie!! Miłego czytania miśki!

Zacisnęłam kurczowo dłonie. Moje spojrzenie ilustrowało sylwetkę Artemis'a. Chłopak przybrał odpowiednią pozycje i poruszył się w przód.
Widząc jego twarz w pełnej okazałości.
Oświetloną czerwonymi światłami, bałam się.
Cholernie się bałam o życie tego durnia.
Po jaką cholerę on wyszedł na ten ring?
Czy on sobie zdaje sprawę z konsekwencji jakie może za sobą nieść ten wieczór? Czy on do jasnej kurwy wie ile stresu mnie to kosztuje? Ile dziur od gryzienia policzków?

Ile siły żeby patrzeć jak jego krew plami ring.

— Będzie dobrze. — Powiedział Charlie patrząc na mnie. — To od niego zależy kiedy walka się skończy.

— W tym problem. — Odpowiedziałam nie odrywając wzroku od Artemis'a.

Chłopak był maksymalnie skupiony. Pedro od samego początku wymierzał serie ciosów które Moore skutecznie wymijał. Kiedy po chwili zdałam sobie sprawę że chłopak jest naprawdę dobry, lekko się uspokoiłam. W pewnym momencie, Pedro złapał Artemis'a w silne ręce. Chłopak jednak szybko wyswobodził się z ucisku mężczyzny i zdzielił go pięścią po twarzy. Przełknęłam ślinę i dalej oglądałam starcie. Prawda była taka że z całej walki pamiętałam dość mało. Przez większość czasu miałam zamknięte oczy.
Trudno patrzyło mi się jak nieskazitelne ciało Artemis'a przyjmuje na siebie ciosy.

Kilka minut później po serii ciosów wymierzonych ze strony Artemis'a, Pedro dorzucił pare ze swojej strony. Szli łeb w łeb a walka nie wyglądała jakby miała zostać przerwana. Wreszcie moja głowa zawirowała a nogi zmiękły.

O kurwa.. — Wyszeptał Charlie. Pedro popchnął czarnowłosego na podłogę.

Artemis leżał na tym jebanym ringu i się nie ruszał.
Oszołomiony zamrugał oczami. Wtedy Pedro usiadł na jego zmęczonym ciele i zaczął okładać twarz Artemis'a pięściami.  Zagryzłam szczękę wbijając paznokcie we własną  dłoń. Miałam ochotę wbiec tam i zrzucić Pedra z ledwo przytomnego ciała Artemis'a.

Nie, nie, proszę.
Zakryłam usta widząc że z nosa Artemis'a zaczynała spływać krew. Zszokowany tłum wydał krzyk. Większość była zła a druga część kibicowała Pedrowi.
Wiedziałam że Artemis znajdował się w takiej pozycji że wygrana nie wchodziła już do gry. Chłopak dosłownie od minuty okładany był pięściami.
Ledwo przytomnie starał się zakrywać ciosy Pedra.
Wtedy chłopak zacisnął swoje palce na szyi Artemis'a.

Dusił go.

— Ludzie jesteście ślepi?— Wrzasnęłam zrywając się do biegu. — Czemu nikt nie reaguje?!

Charlie szybko złapał mój nadgarstek i starał się mnie zatrzymać. Zwinnie wyrwałam się z ucisku Andrewsa popychając dziewczynę Pedra.
Zdziwieni ludzie wpatrywali się na mnie jak na wariatkę a ja tylko przebiegałam wzdłuż ringu starając się dotrzeć do Artemis'a.

— To ta laska Moore'a. — Powiedział ktoś z tyłu.

Normalnie wróciłabym się i wytłumaczyła temu idiocie że nie jestem niczyją laską, już napewno nie Artemis'a. Ale adrenalina i potrzeba przerwania walki wygrała. Zanim się zorientowałam uderzyłam twarzą w czyjąś klatkę piersiową.

— Rory! — Wrzasnął głos za mną.

Przerażona i zdeterminowana podniosłam wzrok do góry. Przede mną stał ochroniarz. Wielki mężczyzna zeskanował moją posturę i podrapał się po łysej głowie.

ʏᴏᴜʀ  ɪɴᴛʀɪɢᴜᴇ | 16+ (Część Pierwsza)Where stories live. Discover now