Rozdział 2

26 2 0
                                    

Minęlo parę miesięcy, zaczął się grudzień. Od samego początku tego miesiąca, dzień w dzień obficie padał śnieg. Młodszym mieszkańcom sierocińca podobało się to, że jest dużo śniegu, mogą się bawić czy jezdzić na sankach. Ja jednak nie przepadałam za zimą. To właśnie w tym okresie, przed świętami trafiłam tutaj. Nawet spędzenie świąt wraz z Zuzą i jej rodziną nie potrafiły w pelni wprowadzić mnie w świąteczny radosny nastrój. Wieczorem po szkole poszłam kupić znicz. Ruszyłam na cmentarz i poszłam na grób matki. Zapaliłam znicz i postawiłam go na płucie grobu, odgarnełam dłonią snieg z pobliskiej ławeczki i w ciszy patrzyłam na grób. Minęło już jedenaście lat jak jej ze mną nie ma. Po chwili uslyszalam skrzypienie śniegu pod czyimiś stopami. Do grobu podszedł wysoki, na oko czterdziesto letni mężczyzna w długim granatowym płaszczu.

 Do grobu podszedł wysoki, na oko czterdziesto letni mężczyzna w długim granatowym płaszczu

Oops! Bu görüntü içerik kurallarımıza uymuyor. Yayımlamaya devam etmek için görüntüyü kaldırmayı ya da başka bir görüntü yüklemeyi deneyin.

Nic się nie odzywając. Kiedy mnie zobaczył położył na grobie nieduży bukiecik i odszedł nim cokolwiek zdążyłam powiedzieć. Mój wzrok zatrzymał się na owym bukieciku z różowych peonii. Byłam tym zaskoczona, ponieważ jako dziecko, nigdy nie widziałam takich kwiatów w domu, choć przez te lata wczesne wspomnienia mogły ulec zatarciu, nie mogłam przypomnieć sobie czy mama lubiła peonie. Wstałam z ławki i powoli wychodziłam z terenu cmentarza, przez oświetlone zniczami alejki. Przez całą drogę z cmentarza do sierocińca zatanawiałam się kim mógł być ten meżczyzna. Mama miała szesnaście lat jak mnie urodziła, a on wyglądał jakby siedemnaście lat temu byłby conajmnjej po trzydziestce. Z zamyślenia wyrwało mnie stracenie równowagi i wylądowanie na ośnieżonym chodniku.
- Nic ci nie jest? - uniosłam głowę słysząc znajomy głos, był to Oliver będący na spacerze z psem.
- Um... tak tak wszystko dobrze. - kiedy odpowiadałam wyciągnął do mnie rękę i pomógł mi wstać. Podziękowałam mu za to, na co się uśmiechnął.
- Następnym razem musisz być bardziej skupiona bo możesz wpaść w coś dużo gorszego niż snieg z piaskiem. - cicho sie zaśmiał a ja otrzepywałam mój fiolefowy płaszcz z brudnego śniegu.
- No... masz rację. Jak widzę spacer z pupilkiem. Twój? - kucnęłam przy czworonogu i zaczełam go lekko drapać za uszkiem.
- Nie, Psotniczka to suczka moich dziadków. Nie mają już tyle siły by wychodzić z nią na długie spacery, a że ja jestem to pomagam. - spokojnie odpowiedział patrzac jak głaszcze psa.
- Psotniczka? To chyba musiała być dość niesforna jak była malutka. - po chwili wyprostowałam się i spojrzałam na potakującego Olivera.
- Oj tak... jak nie rozkopywała kwiatow babci, to po kąpieli w błotnej kałuży tarzała się na jasnym dywanie. - cicho sie zaśmiał i też ją pogłaskał. - A ty też spacerek? - spojrzal na mnie poprawiajac swoją zimową czapkę.
- Emm... tak tak. Chciałam się dotlenić i przewietrzyć trochę. Wiesz te lodowate powietrze sprawia, że lepiej mi się śpi. - odpowiedzialam, w trakcie strzepując śnieg z włosów.
- No dobrze w takim razie nie zatrzymuję. - pożegnaliśmy się i każdy poszedł w swoją stronę. Dni mijały spokojnie, często wydawało mi się, że widzę tego mężczyznę z cmentarza. Nie byłam w pełni pewna, że to on ale płaszcz był niemalże identyczny. Do świąt zostało kilka dni. Po zajęciach wyszłam ze szkoły ciesząc się przerwą świateczną, którą prwnie w większości spędzę z przyjaciółką. Po wejściu do sierocińca przywitał mnie pan Barret.
- Witaj Gabrysiu. Zadowolona, że już święta? A właśnie, już odnotowałem, że bedziesz u Zuzi. - lekko się usmiechał w moim kierunku.
- Tak, w koncu troszkę odpoczynku. - pokiwałam spokojnie głową na wieść o adnotacji o mojej przyszłej nieobecności.
- Wiem, że do Bożego Narodzenia jeszcze kilka dni, ale, że mnie nie będzie tym razem, to postanowiłem, że dam ci to teraz. - zza pleców wyjął nie duże opakowane papierem prezentowym pudełko a na nim była koperta. - Tą kopertę, zostawił dla ciebie ktoś inny. Lecz byłem proszony by pozostawić anonimowosć tej osoby, i usłyszałem tylko, że jesli będziesz chciała z czasem poznasz tą osobę. To tyle ode mnie. Wesołych świąt Gabrysiu. - wziął ze schodów swoją kurtkę i czapkę. Założył je i wyszedł. Patrząc na czystą kopertę poszłam do swojego pokoju. Zdjęłam swoją odzież wierzchnią i powiesiłam na drewnianym wieszaku w moim pokoju. Usiadłam na łożku i wyjęłam kartkę z koperty.

Dziewczyna z sierocińcaHikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin