Rozdział 8

7 1 0
                                    

Następnego dnia czas w szkole spędziłam głównie z Oliverem. Zuza co jakiś czas wysyłała mi zdjęcia z pociągu jak wygodnie podróżuje sobie w wagonie pierwszej klasy. Całą jej podróż byłyśmy w kontakcie aż w końcu po niecałych dwóch godzinach napisała, że już wychodzi z pociągu i Nikodem na nią czeka. Po szkole pożegnałam się z ukochanym i wróciłam do mieszkania by ogarnąć trochę przed jutrem i oczywiście podlać kwiatki cioci Zuzy. Po wykonaniu wszystkiego co miałam zrobić, usiadłam na kanapie myśląc o niedawnym spotkaniu mojego ojca. Biłam się z myślami, czy powinnam się z nim spotkać, czy najzwyczajniej w świecie odpuścić. Czułam się rozbita, przez tyle lat sama a teraz mam tatę. Nie potrafiłam jakkolwiek ułożyć to sobie w głowie. Jest mi kompletnie obcy, nie wiem jaki jest na prawdę, może tylko wygląda na takiego spokojnego, a prawda jest taka, że może być agresywny. Z tyłu głowy miałam świadomość, że nie dowiem się unikając go, a mózg uwielbia tworzyć tylko okropne scenariusze, które rzadko się spełniają. Po dłuższej chwili wzięłam swój telefon i wpisałam numer z wizytówki. Po krótkiej rozmowie, umówiliśmy się na spotkanie, w tej samej kawiarni co ostatnio. Oboje przyszliśmy o czasie. Starałam się w miarę spokojnie rozmawiać, pilnując się by znów nie wyskoczyć z awanturą. Trochę było mi przykro na myśl, co by było gdyby nasze życie potoczyło by się inaczej? Może bym miała rodzinę z najlepszą mamą na świecie i z ojcem, który może starałby się zrozumieć córkę mimo ogromnej różnicy wieku. Trochę opowiedział mi o sobie, o swoim nieudanym małżeństwie i o tym jak czasem ma dość swojej roszczeniowej, byłej żony. Zapewniał mnie, że jakbym chciała z nim mieszkać to by stanął na głowie by spełnić każde moje oczekiwanie. Do tej kwestii podchodziłam z dystansem, zapewniając go, że rozumiem, ale jednak to poważna decyzja, po której może nie być odwrotu. Widziałam po nim iż ta odpowiedź nie satysfakcjonuje go, lecz nie chce wywierać na mnie jakiejkolwiek presji. W trakcie rozmowy dostrzegłam, że zaszkliły mu się oczy kiedy stwierdził, że nienawidzi siebie za to jak okropnie postąpił wobec mojej mamy i mnie. Nie wiem i nigdy się nie dowiem, czy mama go kochała, czy po prostu pod wpływem chwili uległa mu, co poskutkowało pojawieniem się mnie. Za to zaczęłam się zastanawiać, czy on wtedy w niej się nie zakochał, a strach przed tak wielką odpowiedzialnością przerósł go i uciekł. Choć kusiło mnie by o to spytać, uznałam, że to nie jest najlepszy moment na takie pytania. Po niedługim czasie zaczęłam się zbierać do wyjścia. Wstał razem ze mną zapłacił za nasze kawy i wyszedł z kawiarni tuż po mnie.
- Gabrysiu... powiedz mi, czy jest choć cień szansy, że jednak postanowisz zamieszkać ze mną? - spytał dość niepewnie, chwilę stałam w ciszy myśląc nad odpowiedzią.
- Nie chce zarówno dawać ci złudnej nadziei, ani całkiem przekreślić. Naprawdę potrzebuję czasu by to przemyśleć. Zawsze chciałam mieć rodzinę, dom, do którego będę wracała z pewnością, że ktoś tam na mnie czeka. Jednak że nie chce podejmować pochopnych decyzji. - spojrzałam na niego czekając na odpowiedź.
- Rozumiem, mogę cię chociaż przytulić na pożegnanie? Wiesz... nie wiem kiedy kolejny raz przytrafi się taka okazja, by zadać to pytanie.
Spojrzałam na niego lekko zaskoczona. Skinęłam głową i podeszłam. Miałam delikatną pewność, że w takim miejscu nic złego nie może mi zrobić. Kiedy byłam dość blisko rozłożył swe ramiona do uścisku. Lekko przytuliłam się, a on objął mnie delikatnie przyciskając do siebie. Czułam jakby drżał, jedną dłonią głaskał powoli mnie po plecach. Po niedługiej chwili odsunęłam się, dostrzegłam, że po policzku spłynęła mu jedna łza. Domyśliłam się, ze jest tym bardzo przejęty i chyba ucieszył się, że mógł mnie przytulić. Pożegnaliśmy się, każde z nas ruszyło w swoją stronę. Całą drogę powrotną myślałam o tym co mi o sobie opowiedział. Dzięki tej rozmowie moje negatywne przeczucia lekko się zmniejszyły. Będąc już w mieszkaniu opowiedziałam wszystko Zuzie, choć domyślałam się, że odpowiedz nie przyjdzie zbyt szybko jak zazwyczaj. Nie wiedząc co ze sobą zrobić przeszłam się do kwiaciarni, a stamtąd na cmentarz by odwiedzić grób mamy. Wyrzuciłam stare i zwiędłe kwiaty, a na ich miejsce wstawiłam świeże, uprzednio wymieniając wodę w wazoniku. Usiadłam na ławeczce naprzeciw grobu, wpatrując się w zdjęcie mamy. Zaczęłam jej opowiadać co się dziś wydarzyło. Mimo świadomości, że ona mi nie odpowie, to czułam iż muszę się wygadać, wyrzucić z siebie wszystko. Po naprawdę długim monologu, przerywanym a to na otarcie łez, a to na krótki cichy śmiech, poczułam się lżejsza i o wiele bardziej spokojniejsza. Przed wyjściem z terenu cmentarza pożegnałam się z mamą, wsadzając słuchawki w uszy włączyłam muzykę, by już do końca spaceru nie myśleć o niczym, zaczęłam zmierzać ku mieszkaniu. Był już późny wieczór kiedy weszłam do środka. Brak zjedzonego obiadu po szkole zaczął się o sobie przypominać. Szykując sobie kolację rozmawiałam z Oliverem przez telefon. Lekko opieprzył mnie za tak późne jedzenie i to dopiero drugiego posiłku dzisiejszego dnia. Około godziny dwudziestej drugiej wzięłam szybki prysznic, a po nim zmęczona udałam się prosto do krainy snów, rozwalając się na dużym łóżku, jak to Zuza ma w zwyczaju mawiać, niczym żaba na liściu.

Z pięknego snu brutalnie wyrwał mnie dzwonek do drzwi. Zerknęłam na telefon by sprawdzić, która jest godzina. Według mojej logiki, dziewiąta rano, w sobotę to jeszcze głęboka noc i nie lubię jak budzi się mnie przed przynajmniej dziesiątą. Marudząc pod nosem wstałam z łóżka, przetarłszy zaspane oczy, zmierzyłam ku irytującemu dźwiękowi dzwonka do drzwi. Zerknęłam przez wizjer, chcąc sprawdzić co to za idiota dobija się do zmęczonych ludzi w środku nocy. To był mój idiota, wyglądający jakby poranną kawę zalał energetykiem. Z przeczuciem iż zaraz eksploduje mi głowa otworzyłam drzwi.
- Odklej tą rękę od tego dzwonka, bo będzie ci się zginać w drugą stronę! - oparłam dłonie na biodrach, patrząc przez przymrużone powieki na roześmianą twarz Olivera. Śmiejąc się wszedł do środka zamykając drzwi za sobą. Jednym ruchem przyciągnął mnie do siebie, by pocałować mnie na przywitanie.
- Uuu moja marcheweczka jest w bojowym nastroju haha, ale spokojnie zrobię nam śniadanko i znów pojawi się uśmiech na twojej buzi kochanie. - zdjął z barku swoja czarną torbę, stawiając ją pod wieszakami na odzież wierzchnią.
Wszedł do kuchni i bez skrępowania zaczął zadać do półek i lodówki, robiąc nam śniadanie.
- Człowieku czy ty wiesz, która jest godzina? Ja o tej godzinie przekręcam się kolejny raz na drugi bok. - śmiejąc mi się w twarz podszedł do mnie, bez problemu podniósł mnie i posadził na blacie kuchennej szafki. Stanął między moimi nogami i obejmując mnie złączył nasze usta. Kiedy się odsunął delikatnie złapał mnie dłonią za twarz.
 - Misia, choćby miały by mi usta odpaść, będę tak przerywał twoje marudzenie. Jesteś głupiutka myśląc, że pozwolę ci marnować czas na sen. Doba ma dwadzieścia cztery godziny, a nie siedemdziesiąt dwie. Wolisz spać niż spędzać czas? - poczułam jak położył swoje dłonie na moich udach i lekko je ścisnął.
 - Kochanie ja naprawdę bardzo cenię sobie sen... - szybko pożałowałam tej odpowiedzi, gdy w mgnieniu oka ściągnął mnie z blatu. Siadając na krześle od razu przełożył mnie przez kolano. Dwa razy dość mocno klepnął mnie pośladkach.
 - Bardziej niż mnie? O nie nie kochanie. Też mam takie rzeczy co bardzo sobie cenię, ale to ty nad nimi wszystkimi górujesz. W nocy o północy byłbym do dyspozycji nie ważne co byś potrzebowała, wygadać się, przytulić czy przy nagłym gastro zakręcone frytki z maczka! - po tych słowach klepnął mnie jeszcze parę razy i z udawanym oburzeniem postawił mnie na nogach. Wrócił do przygotowania śniadania.
Masując obolały tyłeczek wyszłam z kuchni, udałam się do sypialni by się przebrać z piżamy. Lekko uśmiechnęłam pod nosem hihocząc z tej zazdrości Olivera do mojej miłości do długiego spanika. Po ubraniu czarnych dopasowanych dżinsów, białej bluzki i beżowego sweterka powróciłam do mojego jakże kochanego chłopaka. Usiadłam przy stole, na którym stały dwa kubki z kawą. Z uroczym uśmiechem podał mi talerz z tostami francuskimi i jajecznicą z pomidorami. Usiadł obok mnie i dał szybkiego buziaka w policzek.
 - No dziś obiad zjesz o ludzkiej porze. Co byś chciała porobić ze mną? Bo mam parę propozycji, ale nie wiem czy byłabyś chętna.
 - A jakie to propozycje? - zerknęłam na chwilę szybko wracając do przepysznego śniadania. 
 - Moglibyśmy gdzieś pojechać jeśli byś chciała, albo przejść się gdzieś. No jest też opcja spędzenia całego dnia tutaj. - puścił mi oczko i wrócił do jedzenia.
 - No no, wymyślenie tego wszystkiego pewnie zajęło ci te dwa dni przed przyjściem. - wrednie się uśmiechnęłam do niego, a on jedynie dał mi pstryczka w nos.
 - Proszę się ze mnie nie naśmiewać, bo konsekwencje będą bolesne. - pogroził mi palcem a po chwili zebrał puste talerze do umycia. 
Po dłuższym zastanowieniu uznałam, że zostaniemy w domu. Szansa na spotkanie kogoś z... z mojego prawdziwego miejsca zamieszkania była zbyt duża, a że przez rówieśników nie jestem zbytnio lubiana wydaliby mnie przy pierwszej możliwej okazji. Poza tym obawiałam się również tego, że możemy spotkać mojego ojca, więc wydałoby się kolejne kłamstwo. Na szczęście Oliver bez żadnych oporów przystał na mój pomysł. Poprosił mnie bym znalazła coś ciekawego do oglądania a on skoczy po jakieś przekąski do pobliskiego sklepu.

Dziewczyna z sierocińcaNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ