Rozdział 14

11 1 0
                                    

Nie minęła godzina kiedy usłyszałam gwałtowne pukanie do drzwi. Otworzyłam je i w mgnieniu oka znalazłam się w ramionach przyjaciółki. Mocno ją przytuliłam starając się zamknąć drzwi wejściowe. Trzymała mnie mocno i ani na chwilę nie chciała mnie puścić. Po nieco długiej chwili puściła mnie, po wzięciu oddechu poszłam z nią do mojego pokoju. Obie usiadłyśmy na łóżku, Zuza rozglądała się po wnętrzu.
 - No widać, że dopiero co się wprowadziłaś, ale nic się nie bój obie pięknie urządzimy ten pokój. - po chwili odwróciła się w moją stronę i złapała mnie za ręce - Jak się czujesz Gabi?
 - Ujdzie... Choć nie powiem miewałam lepsze momenty w życiu. - westchnęłam lekko zrezygnowana zwieszając głowę. Poczułam jak lekko przyciągnęła mnie do siebie i przytuliła.
 - Nudno trochę bez ciebie w szkole... A nawet bardzo.
 - A właśnie... Zuza jak tam z wiesz... - podniosłam lekko wzrok i spojrzałam na nią.
 - Zjebałam Olivera przy prawie całej klasie, na moje nieszczęście nasza wychowawczyni patrolowała korytarz i jak usłyszała te moje wiązanki, to miałam z nią krótką pogadankę, że nie wypada komukolwiek używać takich słów. A i ma się zebrać jakaś szkolna komisja w sprawie twoich oprawców. To już pewne, że ich wyleją i ponoć mają odpowiadać za to co ci się stało. - poczułam jak jej objęcia się zacieśniają - Naprawdę bałam się, że już nigdy więcej cię nie zobaczę żywej.
Pogadałyśmy tak z kilka godzin. Około pierwszej Zuza wróciła do siebie, a ja udałam się na spacer, nareszcie pogoda się poprawiła i było już dość ciepło. Chodziłam bez celu wzdłuż i wszerz pobliskiego parku. Zawędrowałam do jego centrum i usiadłam na ławce patrząc na bawiące się dzieci na placu zabaw. Kątem oka zauważyłam, że ktoś się do mnie dosiadł.
 - Witaj Gabrysiu. - momentalnie odwróciłam głowę w stronę znajomego głosu.
 - O pani Patrycja... Dzień dobry. 
Byłam lekko skrępowana i zestresowana obecnością matki, mojego raczej byłego już chłopaka. Siedziałam w miarę spokojnie, aczkolwiek nie wiedziałam czego mogę się spodziewać po tym przypadkowym spotkaniu.
 - Słyszałam, że byłaś w szpitalu. Jak się czujesz? 
Zaskoczona jakże miłym tonem i brakiem ochrzanu za zrobienie całej tej szopki, nie wiedziałam co jej odpowiedzieć. Może zbycie jej tekstem "tragedii nie ma" nie było najlepszą opcją ale w tym momencie nic innego nie przyszło mi do głowy.
 - Coś się stało? Wyglądasz na dość... spiętą. - kątem oka zauważyłam, że pochyliła się w moim kierunku - Chodzi o to co się wydarzyło między tobą a Oliverem?
Niepewnie kiwnęłam głową, mentalnie zaczęłam szykować się na najgorsze. Po chwili poczułam jej dłoń na swoich plecach, podniosłam głowę i spojrzałam na nią.
 - Nie powiem wszyscy byliśmy mocno zaskoczeniu kiedy nam o tym powiedział. Choć nie rozumiem czemu to ukrywałaś, to żaden wstyd. Jesteś naprawdę wspaniałą dziewczyną, nie przekreślilibyśmy ciebie z tego powodu. 
 - Ehh... to i tak teraz raczej nie ma sensu. Oliver nie chce mnie znać, unikał mnie w szkole odrzucał każde połączenie... Wszystko zepsułam taka prawda.
 - Znam swojego syna, przejdzie mu i szczerze porozmawiacie i wyjaśnicie sobie wszystko.
 - Ta... przynajmniej będę miała pewność czy jesteśmy razem czy już nie... 
 -Gabrysiu, powiem ci coś. Ja też wychowałam się w domu dziecka. Jak zaczęłam spotykać się z ojcem Olivera też z początku bałam się, że uzna iż nie będzie chciał się spotykać ze mną z jakiegoś bzdurnego powodu. Ale jako iż przed nim wiele zawodów miłosnych, a on był przeciwieństwem moich byłych chłopaków, stwierdziłam, że postawię wszystko na jedną kartę. I sama możesz się domyślić jak się skończyło.
 - Nie wiedziałam tego... Ehhh to tym bardziej będzie mógł uznać, że zestawiłam go z innymi co drwili z tego gdzie spędziłam większość swojego dotychczasowego życia. - oparłam głowę o dłonie, a ręce łokciami o kolana. Ciężko westchnęłam podłamana.
 - No już spokojnie, może tragedii nie będzie. Wiesz... Oliver po byłej z Japonii ma potworną alergię na zatajanie prawdy. A powiedz mi jedną rzecz Gabrysiu. Bo nie tak dawno spotkałam się z przyjaciółką. Powiedziała mi, że widziała mojego syna w towarzystwie rudowłosej dziewczyny. Bite dwa tygodnie chodził do bloku, w którym ona mieszka. A jednej nocy to z mieszkania piętro niżej było baaardzo głośno. Wiesz coś o tym??
Po tonie stwierdziłam, że raczej domyśla się kto mógł zakłócać mieszkańcom noc. Wyprostowałam się i zerknęłam na nią.
 - A no... przyjaciółka prosiła mnie bym to ja zajęła się mieszkaniem jej ciotki na te dwa tygodnie, a ona do chłopaka pojechała. A, że u państwa był remont kuchni to tam się spotykaliśmy.
 - No to mnie zaskoczyłaś, nigdy bym na coś takiego nie wpadła jak twoja przyjaciółka. Mam nadzieję, że umm... w przypływie uczuć nie zapomnieliście o niczym? - spytała zarówno ciekawym jak i stanowczym tonem.
 - Nie, nie spokojnie. 
 - Ah nieodrodny syn swego ojca, zawsze coś wymyśli by obejść zakazy. No nic będę się już zbierać. Trzymaj się Gabrysiu.
Pożegnałyśmy się, chwilę po jej odejściu sama postanowiłam wrócić do domu. Niedługo po mnie do mieszkania wszedł tata. Chwilę pogadaliśmy i wspólnie wzięliśmy się do robienia obiadu. W trakcie gotowania zadzwonił dzwonek do drzwi. Będąc aktualnie wolna poszłam otworzyć. Za drzwiami stała wysoka, czarnowłosa kobieta. Na oko wyglądała jakby była po czterdziestce. Była ubrana czarną ołówkową spódnicę do kolan, białą koszulę i granatowy żakiet. Przeszyła mnie swym lodowatym wzrokiem, gdy spojrzałam na nią. Nagle jej wyraz twarzy zmienił się z zaskoczonego na wściekły.
 - TY!? Co ty tu smarkulo robisz!? - wlepiała we mnie swe czarne oczy i jakby mogła zabiła by mnie wzrokiem.
 - A... ale kim pani jest? Nie znam pani. - wystraszona odsunęłam się od drzwi.
 - Małżeństwo mi zniszczyłaś ruda małpo! Matthew był mój! To nie musiałaś się koło niego kręcić! Co zachciało się bogatego faceta co!? Ty kurwo!! Nie zasługujesz by móc oddychać!!
Rzuciła się na mnie z rękami i zaczęła dusić. W jej oczach widziałam tylko żądzę śmierci. Na całe szczęście tata szybko zareagował i odepchnął ją ode mnie i osłonił swoim ciałem na wypadek jakby znów miała mnie zaatakować.
 - Kobieto na litość boską uspokój się, nie pozwolę byś skrzywdziła moją córkę.
 - Córkę!? Ty chory zwyrolu, to że jest młodsza nie znaczy, że masz ją nazywać swoją córką fuj.
Patrzyłam na nią zdziwiona. Przypomniałam sobie jak kiedyś tata powiedział mi, że jestem bardzo podobna do mamy. Ona nie widziała mnie, tylko moją matkę jak była w moim wieku.
 - Jak widać nie żałujesz sobie pieniędzy mojego męża co ściero? Jaką desperatką trzeba być by tak się odmładzać!?
 - Tamara powtarzam ci uspokój się. To naprawdę moja córka. Ta, o którą ci chodzi nie żyje od jedenastu lat, to jej matka.
 - No popatrz, wygląda tak samo jak ta mała zdzira. 
Dalej wlepiała we mnie swe oczy, lekko kręcąc głową jakby z niedowierzaniem, że jestem kimś innym niż myślała. Nagle wyglądała jakby coś sobie przypomniała.
 - Ah racja, najebany bzykałeś się z tą małą po imprezie firmowej! To na to rude ścierwo szły moje pieniądze! Nic bym nie powiedziała, jakby poszły na wyskrobanie tej rudej cholery! Tak bardzo ci się zamarzyła rola tatusia, że zapyliłeś pierwszą lepszą!?
Nie mogłam dłużej tego słuchać, jak jeździ po mnie i po mojej mamie. Zalana łzami uciekłam do pokoju. Siedziałam na podłodze, plecami oparta o łóżko. Cały czas wyłam czując się okropnie, jakby moje istnienie było pomyłką, że mnie w ogóle nie powinno być. Zza drzwi było słychać krzyki i kłótnię. Po godzinie wszystko ucichło, ktoś z sąsiadów musiał wezwać policję bo słyszałam tatę jak mówił by nie zdejmować jej kajdanek bo jest agresywna. Nie minęła chwila jak zapukał do moich drzwi i wszedł do środka. Widząc mnie w jakim jestem stanie usiadł obok mnie, posadził na swoich nogach i mocno przytulił.
 - Już spokojnie kochanie, poszła z asystą dwóch policjantów. I nie wierz w to co mówiła o twojej mamie. Nie była pierwszą lepszą, naprawdę ją kochałem. I wraz nie umie zapamiętać, że moje pieniądze to nie jej pieniądze...
 - Po co.... po co ona tu, w ogóle przyszła? - oparłam się o niego bokiem i patrzyłam przed siebie kiedy on mnie obejmował i głaskał po ramieniu.
 - Jak zwykle po pieniądze, ale po dziś koniec z tym. Będzie musiała nauczyć się żyć z jednej wypłaty. Nic jej nie jestem winien. 
 - Kiedyś powiedziałeś, że pomagałeś mojej mamie. Dlaczego mnie nie zabrałeś kiedy zmarła?
 - Bardzo chciałem cię zabrać, ale będąc jeszcze z Tamarą bałem się, że ona cię zabije jeśli się o tobie dowie... byłaś malutka, bezbronna. Nigdy bym się nie pogodził z twoją stratą. Potem jak byłaś starsza nie miałem odwagi by tak z marszu podejść do ciebie, że jesteś moją córką i już nie musisz mieszkać w tym cholernym sierocińcu, ale czymś takim też bym mógł cię narazić na niebezpieczeństwo. Wiem możesz być wściekła, nienawidzić mnie za to. Ja chciałem byś była bezpieczna. Ale już nigdy cię nie opuszczę, nigdy. Jej też już nie zobaczysz.

Dziewczyna z sierocińcaWhere stories live. Discover now