Rozdział 11

4 0 0
                                    

Praktycznie całe dwa tygodnie mieszkania w mieszkaniu cioci Zuzy spotykałam się z Oliverem właśnie tam. Po szkole przychodziliśmy by odpocząć po zajęciach i ewentualnie porobić coś ze sobą. Ku mojemu zdziwieniu, kiedy byłam na zakupach mój ojciec podszedł do mnie i poprosił o spotkanie. Byłam niemało zaskoczona, ponieważ w tak dużym mieście spotkać się przypadkiem w jednym z wielu sklepów, dosłownie graniczyło z cudem. Przystałam na prośbę i zaproponowałam dzisiejszy wieczór, gdyż i tak nie miałam na dziś planów, a Oliver pojechał do swojej chrzestnej by z rodziną świętować okrągłą rocznicę ślubu. Do czasu spotkania zdążyłam ogarnąć mieszkanie i zjeść szybki obiad. Wieczór był wyjątkowo chłodny więc przebrałam się z białej sukienki w fioletowe kropki na szare dżinsy, czarną bluzkę i beżowy sweter. Pośpiesznie wskakując w białe trampki w szare paski ruszyłam na miejsce spotkania. Kiedy podeszłam pod wybrany budynek, on już na mnie czekał.
 - Chodź do środka chciałbym porozmawiać na osobności bez świadków. - mówił spokojnie aczkolwiek stanowczo.
Lekko zdziwiona niepewnie zgodziłam się. Weszliśmy do budynku, który okazał się być miejscem jego pracy. Zaprowadził mnie do swojego biura i wpuścił do środka. Zamknął za nami drzwi i dosiadł się do mnie na kanapie.
 - No dobrze, pewnie zastanawiasz się po co to wszystko, dlaczego nie jak zwykle w kawiarni. - lekko skinęłam głową, czekając co powie dalej. - Wiesz od czasu rozwodu, by zająć myśli często spaceruje po mieście. Nie ukrywam, widziałem cię nie raz i to nie samą ale mniejsza. Zauważyłem, że ostatnio wracasz w inne miejsce niż dotychczas.
 - Śledzisz mnie? - spytałam zaniepokojona
 - Nie. Po prostu łatwo cię dostrzec, a że jesteś moją córką chciałbym choć minimalnie uczestniczyć w twoim życiu. Czy uczyniłabyś mi tą radość i wyjaśnisz mi czemu gdzie indziej nocujesz niż zwykle?
Cicho westchnęłam, w sumie czując lekką ulgę, że nie łazi specjalnie za mną. Pozbierałam myśli i spojrzałam na niego.
 - Ciocia mojej przyjaciółki wyjechała. Jako iż wiele zawdzięczam przyjaciółce, nie mogłam odmówić jej pomocy. Mianowicie ja zajmuję się mieszkaniem, pomieszkując tam, a Zuza mogła pojechać do chłopaka.
 - Mhm... jak mniemam twój towarzysz, również jest bliski twemu sercu? Mam rację?
Lekko pokiwałam głową czując jak rumieniec pojawia się na moich piegowatych policzkach. Słysząc jednak dość nietypowy ton spojrzałam na niego.
 -  Wiesz... Może nie bawmy się w podchody i powiedz mi do czego zmierzasz. Co wywnioskowałeś z tych swoich spacerów.
Cicho się zaśmiał pod nosem jakbym odgadła o co mu chodzi.
 - Gabrysiu, córeczko... - obrócił się w moją stronę i złapał mnie za dłonie. - Fakt często cię z nim widzę. I do czasu tej... pomocy koleżance, przepraszam przyjaciółce, nigdy nie szłaś z nim w innym kierunku, jak sam wywnioskowałem, jego jego domu. Zakładam, że on zielonego pojęcia nie ma, gdzie tak naprawdę mieszkasz. 
Odwróciłam wzrok zawstydzona, że tak celnie trafił w to co ma miejsce w moim życiu. Cicho westchnęłam. Widząc moją reakcję lekko podniósł moją twarz. 
 - Jeśli naprawdę go kochasz, nie okłamuj go. Związek budowany na kłamstwie nie ma szans przetrwania.
 - A jeśli wyjawienie mu, że przez jedenaście lat, żyłam... wychowywałam się w domu dziecka, gdzie są naprawdę różni ludzie, od patologii w czystej postaci po w miarę normalne osoby, on się zrazi i mnie zostawi obawiając się, że ze mną może być coś mentalnie nie tak? Jest moim pierwszym chłopakiem, nie chcę go stracić, w końcu w moim życiu pojawiło się światło. 
Lekko poklepał mnie po dłoni i przytulił lekko głaszcząc po plecach.
 - Gabrysiu, od twojego opiekuna słyszałem, że jesteś naprawdę mądrą dziewczyną. Dlaczego w życiu chcesz wyjść na taką co podejmuje głupie decyzje bo się boi? Jeśli nie zrozumie i odejdzie, tak naprawdę nigdy nie był ciebie wart.
Po tych słowach zrobiło mi się bardzo źle, łzy napłynęły mi do oczu i się rozpłakałam. Miał absolutną rację, ale lęk przed stratą kogoś tak ważnego jak Oliver, paraliżował mnie. Nie mogłam sobie nawet wyobrazić jak mógłby zareagować na taką informację. Do dziś żyłam w bańce "jakoś to będzie", ale po tej rozmowie, na samą myśl o tym, że kiedyś musi się dowiedzieć, powodowała taką panikę, że cała zaczynałam się trząść. Po dwóch godzinach udało mi się uspokoić, pożegnałam się z nim i ruszyłam do wyjścia.
 - Pamiętaj skarbie, ani ja ani mama nie chcielibyśmy, byś głupotą zrujnowała sobie coś tak dla siebie ważnego. Nie zwlekaj z tym, bo bardziej będzie boleć. 
Westchnęłam zrezygnowana i wyszłam. Wróciłam do mieszkania. 

Dzień przed powrotem cioci Zuzy spakowałam swoje rzeczy i wróciłam do sierocińca. Poukładałam swoje rzeczy w półkach i cały czas myślałam o tej rozmowie. Tego samego wieczora wróciła Zuza. O dziwo przyszła do mnie, a nie prosiła by przyjść do niej. Po niecałej godzinie czekania, zjawiła się na miejscu. Wypytywała mnie niemalże o każdą sekundę tamtych dni. Mimo tego, że przyjaźnimy się od tylu lat, uznałam że nie będę jej mówić o spotkaniu i rozmowie z moim ojcem. Wiem jakie ma zdanie na temat mojego zatajania prawdy. Naciskała by na mnie, bym w końcu wszystko powiedziała Oliverowi. Chciałam to jak najbardziej odłożyć w czasie, znaleźć ten mityczny odpowiedni moment. 

Mijały dni, na szczęście remont u Olivera się skończył i spokojnie mogłam przebywać u niego. Choć nie powinnam to każdą próbę pójścia z Oliverem "do mnie" usprawiedliwiałam tym, że przecież całe dwa tygodnie u mnie przesiadywaliśmy i chciałabym też u niego pobyć. Mimo wielu okazji do wyjawienia prawdy o sobie, zawsze prędko uciekałam od tego pomysłu. Nawet wmawianie sobie, że może nie będzie tak źle, że zrozumie i mnie nie zostawi, nic a nic nie pomagała. Jeszcze nigdy w swoim życiu nie byłam w tak beznadziejnej sytuacji. Zawsze miałam plan jak wybrnąć z nieciekawych życiowych momentów, ale w tym przypadku, każdy wybór powodował lawinę myśli nakręcających mnie w tym negatywnym stanie. Późnym wieczorem wróciłam do siebie i padłam na łóżko. Przeklinałam swój cholerny los, że musiałam trafić do takiego miejsca. Długo nie mogłam zasnąć i kręciłam się z boku na bok. Kiedy tylko zamykałam oczy widziałam oczami wyobraźni najgorszy możliwy scenariusz. Wieka kłótnia, wrzaski, płacz i koniec związku ze słowami, że nie chce mnie już więcej znać. Następnego dnia byłam lekko nieprzytomna na lekcjach, przez moje nie spanie przez calutką noc. 

Dziewczyna z sierocińcaWhere stories live. Discover now