Rozdział 7

11 3 0
                                    

Minęło parę dni, siedziałam po lekcjach u Zuzy i gadałyśmy o wszystkim i niczym. Dowiedziałam się od niej, że w piątek jedzie do swojego chłopaka. Więc aktualnie jej największym zmartwieniem było, co ukochanemu kupić na urodziny. Przeglądając Internet w poszukiwaniu inspiracji, telefon Zuzy zaczął dzwonić. Wyszła z pokoju by odebrać połączenie. Nie minęła chwila jak wyszła to i mój telefon zaczął dzwonić. Po serduszkach przed nazwą już wiedziałam kto to.
 - No co tam kocie stęskniłeś się za mną? - spytałam lekko rozbawiona gdyż Oliver często dzwonił bez jakiegoś ważniejszego powodu.
 - Oczywiście, że tęsknię zawsze gdy cię nie ma obok ale ja w innej sprawie.
 - Coś się stało? brzmisz dość poważnie.
 - No ta... Chodzi o to, że jednak w ten weekend nie możemy u mnie robić projektu. Mama zarządziła remont kuchni i odmalowanie całego domu. Uznałem, że spytam się, czy nie masz nic przeciwko by zrobić go u ciebie. Sama wiesz, że kończymy więc lepiej jak najszybciej to dokończyć i mieć czas wolny. - po tych słowach poczułam jakby ktoś mnie strzelił obuchem w łeb. Byłam w kropce, zgoda skutkowałaby rychłym wydaniem tego gdzie mieszkam, a odmowa mogłaby skończyć by się lawiną pytań dlaczego, i sama z siebie bym się przypadkiem wygadała. - Więc jak skarbie? W sumie jeszcze nigdy u ciebie nie byłem. - mając mętlik w głowie na szybko rozważam za i przeciw każdego wyboru.
 - Ummm... Dobrze skarbie, dokończymy u mnie. - wiedząc, że kiedyś musi poznać prawdę stwierdziłam, iż nie ma co ciągnąć tego cyrku.
 - Super, to widzimy się w szkole. 
Pożegnaliśmy się i zrezygnowana oparłam głowę o ręce. Po chwili weszła Zuza wzdychając.
 Gabi co się stało? - momentalnie pojawiła się przy mnie mocno obejmując.
 - Oliver dzwonił... chce dokończyć nasz projekt u mnie. Zgodziłam się, tak się boje jego reakcji na prawdę o mnie. - przytuliłam się do Zuzy przerażona na co ona zareagowała... dość niecodziennie.
 - Jak cudownie, ten chłopak mi z nieba spadł! - odsunęłam się od niej mając nie małe WTF na twarzy.
 - Chyba trzeba zaktualizować ci definicję przyjaźni...
 - Gabrysia nie dramatyzuj jak nie wiesz wszystkiego. Dzwoniła moja ciotka, wyjeżdża na dwa tygodnie z miasta. Chciała by jej mieszkania doglądać i kwiatki podlewać. A wiesz, że ja za nic w świecie nie odpuszczę zarwanych nocek z moim Nikodemem. - nim zdążyłam usta otworzyć by cokolwiek powiedzieć szybko się wcięła. - Ty na ten czas będziesz w tym mieszkaniu, przestaniesz trząść się ze strachu przed prawdą, będziecie sami a mi ciotka nie będzie głowy suszyć, że nie ogarnęłam mieszkania. 
 - Ale ja... 
 - Urobię pana Barret'a zgodzi się byś parę noc nocowała gdzieś indziej. Poza tym jestem przekonana, że gdyby mógł to z miejsca pozwolił ci się stamtąd wyprowadzić w cholerę.
Nie do końca chodziło mi o zgodę pana Barret'a, bo w moim przypadku z tym nigdy nie ma problemu. Świadomość odwlekania nieuniknionego nie ułatwiało niczego. Im dłuższe, wolniejsze zrywanie plastra boli bardziej niż jak złapać raz i go zerwać. Nie chciałam odwracać się do jedynej przyjaciółki, wiem ile znaczy dla niej spotkanie z ukochanym, a ostatnio jej poziom libido skacze jak wściekłe. Więc mimo obaw zgadzam się na ten pomysł. Około wczesnego wieczora wyszłam od Zuzy i koło mnie zatrzymało się znajome auto.
 - O witaj Gabrysiu może cię podwiozę, albo pojedziemy coś zjeść?
Zerknęłam na mojego biologicznego ojca i westchnęłam.
 - I powiedz mi o czym mielibyśmy po drodze rozmawiać? Na dobrą sprawę jesteś dla mnie obcym człowiekiem, przez myśl mi nie przechodzi by powiedzieć do ciebie tato. I tak dziwnie się czuję z mówieniem per ty a nie per pan.
 - A jak miało by się to zmienić jak masz mnie za zło konieczne i unikasz mnie. Rękami i nogami bronisz się przed próbą poznania mnie. Gabrysiu, wiem czasu nie cofnę ale poza tobą nikogo nie mam. Pozwól mi naprawić ten stracony czas.  
 - Dobrze... nie będę wredną suką i nie wytknę ci tych jedenastu lat, ale muszę mieć czas to przemyśleć i poukładać w swojej głowie. Powiedzmy, że wstępnie nie mówię ani nie, ani tak. Niczego nie obiecuję, może przemyślę i się odezwę, tylko daj mi do siebie jakiś kontakt.
Skinął głową i z portfela wyjął swoją wizytówkę, na której było napisane "Matthew Williams Profesjonalne doradztwo biznesowe" na odwrocie były dane kontaktowe jak numer telefonu i dwa adresy email. Skinęłam głową i zaczęłam odchodzić. 
 - Gabrysiu poczekaj zawiozę cię.
 - Nie... muszę się przejść i pomyśleć nad pewnymi sprawami. Może innym razem.
Pożegnałam się i ruszyłam w drogę powrotną do siebie.

Dziewczyna z sierocińcaWhere stories live. Discover now