| 7 |

134 23 6
                                    


– Zostaw – polecił słabo Jisung, machając dłonią gdzieś przed sobą.

– Masz rację, mogę cię zostawić, jak tego tak bardzo chcesz – ogłosił Hyunjin kompletnie zirytowany upartością rówieśnika. – Przynajmniej nigdzie nie trzeba będzie cię nieść, tylko wystarczy wpakować do lodówki – warknął sugerująco.

– Widziałem się z nim tydzień temu, nie zauważyłem wtedy, by było z nim coś nie tak – oznajmił gwałtownie Lee, pochylając się nad Hwang'iem, mając nadzieję, że jego zeznania w jakiś sposób pomogą Hyunjin'owi.

– Widziałeś? – parsknął zdziwiony. – Ah, pewnie znowu trafił na komendę – wywrócił oczami, zdając sobie sprawę z częstych odwiedzin Jisung'a na komisariacie.

– Iść po lekarza? – zadał Minho, szukając odpowiedzi w źrenicach czarnowłosego.

– Nie, nie – wymamrotał, wtrącając się Han. – Nigdzie nie idź, zostań – polecił, starając się podnieść.

– Słyszałeś – westchnął Hyunjin. – Nikt na siłę nie może go zbadać – podniósł się do pionu. – Osobiście uważam, że powinieneś wyrazić zgodę na leczenie, bo długo nie pożyjesz bez odpowiednich leków i porad, jak funkcjonować przez kolejne miesiące, by nie zrobić sobie poważnej krzywdy – spojrzał z góry w ciemne źrenice Jisung'a. – Mówię to, jak człowiek człowiekowi – wziął głęboki wdech do płuc. – Bo gdybym chciał powiedzieć to, jak ofiara oprawcy, to życzyłbym ci wszystkiego najgorszego – wycedził, wychodząc z pomieszczenia.

– Hwang Hyunjin – zawołał za nim zdezorientowany i przejęty Lee. – Hyunjin – ruszył w ślad za młodszym, wahając się, czy nie powinien czasem zostać z zalanym potem Han'em. – Hyun... – wybiegł na korytarz doganiając wyższego od siebie mężczyznę.

– Zostań z nim – przerwał mu, kontynuując twardy i stanowczy krok przez długi korytarz.

– Dokąd idziesz? – zadał, starając się nadążyć nad wpatrzonym, w jakiś bliżej nieokreślony punkt przed sobą, Hwang'iem.

– Po lekarza – wymamrotał.

– Myślisz, że się zgodzi na... – zaczął, jednak ten ponownie mu przerwał.

– Co prawda przywożą mi prawie codziennie nowe trupy, ale sytuacji, w której ktoś sam dostarczył mi swojego własnego trupa jeszcze nigdy nie miałem – oświadczył głośno wydychając powietrze z płuc. – I raczej nie chcę mieć – zdecydował się na podarowanie dwudziestopięciolatkowi krótkie spojrzenie.

– Skąd znasz Gramen'a? – zadał, jakby zapominając o czymkolwiek innym. – Nie mów tylko, że coś od niego kupowałeś – uniósł się nagle, nie biorąc pod uwagę wcześniejszych poszlak, jakie na otwartej dłoni podstawiał mu pod nos Hyunjin.

– Ha – parsknął śmiechem. – Jeszcze tego brakowało, bym coś od niego brał – zachichotał znikając za zakrętem. – Nie idź za mną, tylko zawróć i pilnuj, by sobie czegoś więcej nie uszkodził – polecił stanowczo, co zatrzymało na moment stopy Lee w miejscu.

– Tylko się pospiesz! – zawołał za nim, obkręcając się na pięcie do drogi powrotnej.

– Będę wlókł nogę za nogą najwolniej, jak potrafię – wyszeptał sam do siebie Hwang, szeroko się przy tym uśmiechając.

To było osobliwe uczucie. W końcu nie płakałby nad mogiłą kogoś tak okropnego, jak Han Jisung. Jednak wiedza, że przyczyniłby się do jego zgonu wzbudzała w nim samym ogromne obrzydzenie i jeszcze większy wstręt.

To chyba to ludzie nazywali tak zwanym kryzysem. Moment, w którym czujesz się, jakby dwie stojące naprzeciw siebie postaci mocno wbijały w twoje słąbe ciało swoje niesamowicie ostre szpony, ciągnąc w swoje własne strony, byle przeciągnąć cię poza granicę racji, którą posiadały. I już sam nie jesteś pewien, czy lepiej zostać na tej cienkiej linii i pozwolić im rozrywać na strzępy swoją skórę, czy dać się pochłonąć, którejś z nich.

Gramen Confessio | MinsungWhere stories live. Discover now