| 8 |

161 21 16
                                    


– A ty? – krótkie, zaczepliwe pytanie płynnie prześlizgnęło się przez usta policjanta, który przez dobre piętnaście minut stał w ciszy, rozważając ówczesne spostrzeżenia Jisung'a. – Nad jaką przepaścią ty stoisz? – odchrząknął, prostując się mocniej, kiedy niepostrzeżenie jego sylwetka ugięła się pod naciskiem presji, jaką nagle poczuł na swoich barkach.

– Ja? – zadał z lekką drwiną w głosie. – Ja nad żadną nie stoję, Lee Minho. Ja już od lat jedynie spadam i spadam, zastanawiając się, kiedy w końcu nastąpi uderzenie – zwiesił głowę ponownie ku swoim dłoniom ułożonym na białej pościeli. – To jeszcze bardziej wykańczające – westchnął. – Bo ciągle jestem zestresowany tym, kiedy finalnie spotkam się z gruntem. Jak bardzo będzie boleć? Czy wydarzy się to, kiedy stracę czujność? Ile jeszcze będę tak spadał? – zaczął mruczeć pod nosem niewyraźne zdania, jakby go nudziły. Może po prostu już zbyt wiele razy się roztrząsał nad tą kwestią, by nadal go tak żywo interesowała?

– Hm – prychnął, nieco się przy tym uśmiechając. – W końcu to właśnie tak kończą narkomani – skomentował pod nosem, głośno wypuszczając powietrze z płuc, po czym żwawo ruszył w stronę wyjścia z sali.

Nie był w stanie dłużej stać i udawać przed młodszym mężczyzną, że jego słowa wcale go nie poruszyły. Musiał znaleźć się, jak najdalej czyjegokolwiek zasięgu wzroku i ochłonąć. Przemyśleć to wszystko raz jeszcze.

Lee Minho wcześniej nie zdawał sobie dokładnie sprawy z tego, w co się pakował. 

Nie. 

Zdawał sobie i to dobitnie bardzo. Jednak, kiedy zaczęło do niego docierać, że faktycznie zaczął podążać niechlubną ścieżką, zaczął mieć obawy.

– Nie wiedziałem, że palisz – dotarł do niego czyjś chichot, w akompaniamencie skrzypienia drzwi, dochodzący zza jego pleców.

– Bo nie palę – ogłosił, automatycznie kierując głowę w stronę Kim'a, wypuszczając przy tym dym. – Po prostu – wzruszył ramionami, wracając do widoku, jaki prezentował się przed nim z dachu budynku szpitala. – Tak mnie naszła ochota – oznajmił, mrużąc oczy oraz zaciągając się po raz kolejny.

– Z jakiego powodu? – wsadził ręce do kieszeni swojego białego fartucha, pozwalając sobie stanąć tuż obok Lee, który momentalnie zgromił go wzrokiem.

– Czyli teraz każde zdanie będzie mi o tym przypominało, żeby mnie gnębić? – przejechał językiem po swoich zębach, wypuszczając z dłoni papierosa, by za moment przydeptać go butem.

– Yhm – zamruczał gardłowo Seungmin, analizując. – To z pewnością coś poważnego, skoro zdecydowałeś się na papierosy – skomentował, wlepiając wzrok w kładącego swoje łokcie, na ponad metrowym, podwyższeniu, które otaczało płaski dach.

– Yah, czemu ty jeszcze nie robisz w policji, skoro jesteś takim genialnym Scherlockiem – rzucił sarkastycznie pod nosem Minho, pozwalając wieczornemu chłodzie muskać jego twarz.

– Wolę zwłoki – oświadczył beztrosko Kim. – Przynajmniej nie marudzą i nie narzekają – dodał szybko, czekając, aż Lee sam zdecyduje się na zwierzenia.

– Wiedziałeś, że Hwang ma jakąś przeszłość połączoną z Gramen'em? – obrócił się lekko do niego, na moment, by móc również czytać z jego mowy ciała.

– A co? – Seungmin podszedł do niego tak, by ten nie musiał przekrzywiać się dość nienaturalny sposób.

– Czyli wiedziałeś – skomentował, wlepiając swoje nieznacznie drżące źrenice w horyzont.

Gramen Confessio | MinsungWo Geschichten leben. Entdecke jetzt