Rozdział 4

645 50 8
                                    

Przebudziło mnie uczucie, że ktoś mnie obserwuje i kiedy otworzyłam oczy wiedziałam, że mam absolutnie rację. Opierając się o parapet przypatrywał mi się tymi przebiegłymi oczami wilkus, którego zdawałam się już dobrze znać. Spięłam się, niemal od razu odsuwając się jak najbliżej ściany.

- Nie mogę dłużej czekać. – odpowiedział od razu kiedy zauważył, że się poruszyłam. – Dlatego zapytam tylko raz. – Zbliżył się niebezpiecznie blisko łóżka. – Gdzie jest akademia Pana Kleksa?

Wstrzymałam oddech. Jego oczy znajdowały się centralnie przed moimi. W obliczu obecnych zdarzeń była tak przerażona, że gdybym tylko wiedziała o kogo dokładnie chodzi to najprawdopodobniej powiedziałabym to bez wahania nie wybaczając sobie tego czynu do końca życia. Jednak nigdy nie słyszałam o bajce Pana Kleksa, ani o jego istnieniu. Odetchnęłam trochę głębiej żeby być spokojniejszą.

- Naprawdę chciałabym żebyście zniknęli z tej bajki, ale nie jestem w stanie się was pozbyć, gdyż nie znam odpowiedzi na to pytanie ty przebrzydły stworze! – Ostatnie słowa wykrzyknęłam. Nie hamowałam swojego drgania i łez w momencie kiedy zacisnął swoje pazury na mojej brodzie, bym nie mogła się poruszyć.

- Uważaj jak się do mnie zwracasz! Jestem obecnym królem wilkusów, co czyni cię skazaną na moją łaskę. Ode mnie zależy czy będziesz żyć! – krzyczał mi prosto w twarz. – Na pewno jesteś z jego akademii więc udziel mi odpowiedzi!

- N – n – nie mam pojęcia o czym mówisz. Proszę n – n – nie rób mi k – krzywdy. – Kiedy to powiedziałam coś bardzo szybko przeszło przez jego oczy, ale w mgnieniu oka to z powrotem zamaskował. Odsunął się odwracając przy tym wzrok.

- O czym jest twoja bajka? – zapytał mnie już spokojniej wpatrując się za okno.

- Nie, nie... - na moment przestałam mu opowiadać, wciągając przy tym gluty nosem. Odetchnęłam znowu głębiej próbując się uspokoić. – Nie wiem co tu robię i jak się tu znalazłam. W jednej chwili byłam w Warszawie, a w następnej już stałam tutaj. – Oczy wciąż miałam załzawione i wpatrywałam się w jego plecy jakby mój przeszywający wzrok miał go udobruchać.

- Wstań – prosty rozkaz, który od razu wykonałam, mając w głowie myśl, że może właśnie postawiłam swój pierwszy krok do trumny.

Mężczyzna ruszył pierwszy w stronę drzwi i również jako czołowy schodził po wąskich schodach w moim mieszkaniu. Dopiero u dołu złapał mnie o dziwo delikatnie za łokieć. Nie żebym miała w planach gdziekolwiek uciekać. Widok jaki zastałam w moim domu dostatecznie mnie sparaliżował. Stało w nim kilkanaście wilkusów, niektórzy byli jak król pół ludźmi pół wilkami inni natomiast mieli zaledwie ludzką postawę chodzenia, będąc wciąż wilkami. Każdy z nich był absolutnie przerażający, a ich wzrok skupiony był tylko na mojej osobie. Król wilków nie miał jednak do mnie cierpliwości i niemal wepchnął mnie do kuchni, gdzie odsunęłam się jak najdalej. Obawiałam się jego jak i pozostałych wilkusów obecnych w moim domu. Moje serce krwawiło właśnie widząc kto zawitał w moje progi, krwawiło gdyż widziałam jak mój dom kuli się ze strachu. Dokładnie jak ja.

- Przygotuj sobie coś do zjedzenia. To wciąż twój dom. – Miałam wrażenie, że na chwilę jego spojrzenie złagodniało. Niepewnie jednak spojrzałam na wszystkich pozostałych obecnych w pomieszczeniu. Podążył za moim wzrokiem i podskoczyłam w miejscu kiedy krzyknął. – Invenire aliquid facere!* – wszyscy momentalnie wrócili do swoich poprzednich czynności, a ciężar na moich ramionach z lekka zelżał.

Niepewnymi ruchami zaczęłam ugniatać ciasto, które miałam schowane w starej lodówce. Mój dom był pomieszaniem sprzętów z różnych okresów i części świata. Zależnie oczywiście od tego z jakiej bajki coś dostałam. Ugniotłam ciasto jeszcze parę razy formując odpowiedni kształt. Po raz pierwszy w życiu okazało się to dla mnie trudną czynnością, gdyż ręce drgały mi przez cały czas. Dodatkowo starałam się też nie podnosić wzroku na potwory obecne w pomieszczeniu ( salon mojego domu był otwartą przestrzenią wraz z kuchnią ). Ich król gdzieś zniknął. Wsadziłam chlebek do pieca i chwilę później obok nad ogniem znalazł się również czajnik z woda do zagotowania. Filiżankę przygotowałam sobie wcześniej i teraz pozostało jedynie wsypać do niej dwie łyżeczki suszonych ziół, które zawsze wisiały mi nad oknem w kuchni. Umiejętności związane z ogrodnictwem zdobyłam tu w krainie od gospodyń z sąsiednich bajek. Nim się spostrzegłam woda była już gotowa i niemal z gracją zalałam kubek. Potrzebowałam jeszcze odrobinę gorącej wody w misce więc ze spokojem nalewałam jej również tam. Uważałam, że po kuchni nawet w takiej sytuacji poruszałam się nienagannie i tak pewnie by pozostało gdyby nie jeden obrzydliwy wilkus z głową wilka, który stanął za mną i wycharczał do mojego ucha:
- Pulchra**. – Odwróciłam się od razu w jego stronę i upuściłam czajnik, który rozbił się na małe kawałeczki tuż na jego nogach. To wszystko działo się tak szybko, ze ledwo rejestrowałam co się wokół mnie dzieje. Jego przeraźliwy krzyk i mocne uderzenie jakie na mnie spadło. Chwilę później leżałam już cała we łzach, w szkle na podłodze. Wilkus nie przejmując się moim staniem szarpnął mnie jeszcze za włosy. – Meretix***. – ponownie szarpnął moją głową. Patrzył na mnie czerwonymi ślepiami, podczas gdy ja jedynie łkałam i w duchu modliłam się żeby tylko ktoś mnie uratował. – Emundare eam****. – Mówił coś bezpośrednio do mnie. Nie znałam jednak języka wilkusów. Jedynie cała drżąc próbowałam się odsunąć od niego. Domyślałam się, że oczy tych wszystkich potworów są skierowane prosto na nas. – Emundare! – powtórzył to słowo i kopnął odłamek szkła w moją stronę z nieludzkim rykiem. Osłoniłam się przed nim i niemal od razu rzuciłam do odłamków szkła, które wyjątkowo raniły moje dłonie...

Tak jak zraniono moje serce...


*Zająć się sobą!

**Piękna

***Dziwka

****Sprzątaj to

Hejka misie. 

To taki ( mam nadzieję, że miły ) prezencik ode mnie. Za całą masę miłości jaką od was dostałam. I niezmiernie cieszę się, że wam się podoba. Śmiało komentujcie - zachęcam do dyskusji. Dodatkowo znając fabułę aż po 10 rozdział sama strasznie się niecierpliwie żeby wam to pokazać, dlatego przedpremierowo - rozdział 4.

See yaa w środę misie ;)

But you belong to me - VincentWhere stories live. Discover now