Rozdział 8

626 71 60
                                    

Uwaga misie, gdyż się pozytywnie zaskoczycie <3

Dziewczyna zemdlała. Nie zdziwiło mnie to, gdyż musieli zadawać jej masę bólu przez bardzo długi czas. Być może od momentu, w którym opuściłem ten las, czyli jeszcze przed świtem. Wyjątkowo zdenerwowany ominąłem moją ciotkę i oddałem konia jednemu z giermków, natomiast samą ludzką kobietę rozwiązałem i uniosłem w swoich ramionach, nie przejmując się tym, że jej krew była wszędzie na moim ubraniu. Zabrałem ją do domu dając absolutny zakaz przekraczania jego progu dla wszystkich – nawet dla mojej ciotki. Już od paru dni wiedziałem, że ona nie ma pojęcia nic o akademii, a to że żyje sama w lesie musiało być jedynie przypadkiem. Nie mogłem jej jednak od tak zostawić. Nawet jeżeli nie znała go w osobie, to na pewno dostałby od niej ostrzeżenie w jakiś sposób. Dodatkowo jeżeli serio zgubiła się w drodze do akademii mogła być tam dla mnie przydatna. Chociażby jako coś, czego ptak Mateusz i jego kolorowy przyjaciel Pan Kleks nie wiedzieli. Wniosłem ją do jej sypialni i ułożyłem delikatnie na łóżku. Rany, które miała na plecach były obrzydliwe, głębokie i jedna miała miejsce na drugiej. Dodatkowo cały czas krwawiły. Kiedy zbiegłem na dół by wypełnić miskę ciepłą wodą, zatrzymałem się w pół kroku.

Przypomniało mi się wydarzenie z poprzedniego dnia gdzie dziewczyna na moich oczach pozbyła się ran dzięki pewnemu źródełku przy jej domu. Po dłuższym przemyśleniu zdałem sobie sprawę z tego iż naprawdę mogła mieć rację z tym, że moja rana nie została uleczona, gdyż nie wierzyłem. Cóż w prawdzie jakbym miał być szczery po raz pierwszy od wielu lat opuściłem królestwo wilkusów, więc wszystko co widziałem było dla mnie absolutnie nowe. Nic dziwnego, że trudno mi było uwierzyć. Wciąż nie byłem co do niego pewny, ale wczoraj ta woda jej pomogła. Więc dzisiaj też musiała. Do pokoju przyniosłem miskę z ciepłą wodą, słoik z wodą ze źródła i niewielki materiał. Usiadłem niepewnie koło niej na posłaniu i zacząłem delikatnie przemywać jej rany, błagając je wręcz by przestały krwawić. Czerwona ciecz jednak nie chciała ustąpić i stało się to w końcu syzyfową pracą. Byłem zdruzgotany.

Śmierć ptaka Mateusza była dla nas istotna. My wilki zapamiętujemy na zawsze i hańbą byłoby schowanie pod dywan tak ważnego aspektu jak zabicie mojego dziada. Śmierć mordercy to jedyny sposób by zaspokoić nasz głód. To była nierówna wojna w tym przypadku, a metody mojej ciotki radykalne. Przecież oczywistym było, iż dziewczyna była nami tak przerażona, że już dawno by nam wszystko powiedziała. A jednak wciąż uparcie milczała. Nie sądziłem, że na skraju śmierci ktoś byłby w stanie bronić nawet najbliższego przyjaciela. Dodatkowo wyjątkowo nie chciałem jej zabijać. Także uznałem ją za swoją. W sforze wilków jeżeli ktoś określi samicę jako swoją nikt inny nie ma prawa postawić na nią choćby ręki. Takim więc sposobem Nadzieja należała do mnie, a jej los do moich rąk.

Na miejscu starej krwi niezmiennie wciąż pojawiała się nowa. Stwierdziłem więc, że woda ze źródła jest moim ostatnim ratunkiem. Drżącą ręką więc podniosłem słoik i odważyłem się wylać trochę jego zawartości na rany. Przyglądałem się jak woda wpada w wyżłobienia, ale rany nie znikały. Nie rozumiałem? Przecież ostatnim razem jej rany praktycznie całe zniknęły. Zacisnąłem zęby. Nie wiedziałem czym jest jej wiara w magię. Wydawało mi się, że jest to coś oczywistego w tej krainie i nie sądziłem, że trzeba w coś wierzyć żeby to się wydarzyło. Mimo wszystko postanowiłem spróbować. Jeżeli ja bym w tej chwili jej nie pomógł, nie znalazł by się tu nikt kto by to zrobił, a przecież była mi potrzebna, bym mógł wygrać te wojnę, która spadła na moje ramiona. Zamknąłem więc oczy i z całą swoją mocą próbowałem sobie wyobrazić jak jej rany znikają. Potem wylałem sobie na dłoń odrobinę wody i powoli przesunąłem po jej plecach. Usilnie mając nadzieję, że rany znikną. Zadziałało. Rany powoli znikały pod moimi dłońmi, a ja odetchnąłem z ulgą. Zwycięski uśmiech mimowolnie wkradł się na moje usta. To wszystko zadziałało.

- Cokolwiek sobie nie myślisz w tej swojej główce Niedziu nie pozwolę ci jeszcze umrzeć. Jesteś mi tu jeszcze potrzebna. – Powiedziałem wpatrując się w jej odsłonięty kark.

Sprawdzałem jeszcze przez chwilę jej plecy by upewnić się czy na pewno jakaś dokuczliwa rana tam nie została. I kiedy nic nie znalazłem okryłem ją futrami i pozostawiłem samej sobie. Na pewno potrzebowała odpoczynku. Tymczasem przede mną czekała rozmowa z moją ciotką, która z pewnością nie była zadowolona z takiego obrotu spraw. Kiedy tylko przekroczyłem próg głównego namiotu ona już na mnie czekała. Zdenerwowana i pełna nienawiści jak zawsze. Niezmiennie od śmierci swojego brata.

- Dlaczego mi przerwałeś? Jeszcze chwila i by mi wszystko wyśpiewała. – warknęła patrząc mi hardo w oczy.

- Nic by ci nie powiedziała – odpowiedziałem pewnie. Nie mogła mi nic zrobić. Była w stadzie dłużej i owszem miała więcej wiosen na karku jednak wciąż to ja pozostawałem tutaj królem więc to moje słowo było święte, nawet dla niej. – Już dawno zrozumiałem, że nic nie wie.

- Więc skoro jest bezużyteczna dlaczego jej nie zabijesz? Tracimy czas na stanie w miejscu, ptak Mateusz pewnie już zdążył usłyszeć o nas i uciec z akademii. – Warczała coraz bardziej.

- To nie będzie koniecznie ciotuniu. – Wstała gwałtownie, patrząc na mnie. Była tak bardzo niecierpliwa. Emanowała dosłownie tą zemstą. – Już wiem gdzie jest akademia, dodatkowo wiem również, że ptak Mateusz nie ma zamiaru z niej uciekać. Ten cały Pan Kleks jest przekonany, że nie jesteśmy aż tak silni. Jutro z samego rana wyruszamy.

- Wiedziałam, że jesteś lepszy od nas wszystkich drogie dziecko. – Postawiła krok w moją stronę by położyć ręce na moich ramionach. – Jestem taka dumna, dokonasz zemsty której od tak dawna pragniemy. – Chciała mnie ucałować, ale odsunąłem się.

- Jednak warunkiem jest to, że naznaczyłem dzisiaj dziewczynę. Należy do mnie więc nie masz prawa nic jej zrobić.

- Cóż ona ci takiego zrobiła, że chcesz ją pozostawić przy życiu. – Spojrzałem za okno.

- Wydaje mi się, że będzie nam jeszcze potrzebna. W akademii czy innym miejscu... - Usłyszałem tylko ciężkie westchnięcie. Z ogromnym trudem, ale najwidoczniej przyjęła do siebie sytuację, w której ją postawiłem. Z resztą i tak nie miała prawa zmienić mojej decyzji.

Gdybym tylko wiedział, że dziewczyna pomoże mi w innej kwestii.



Hejka misie! 

Przysięgam, że to już ostatni rozdział w tym tygodniu ( no chyba, że mnie zaskoczycie jakimś ogromnym skokiem wyświetleń czy gwiazdek ). Ten weekend to ostatni przed końcem moich ferii i koniecznie chciałabym napisać jak najwięcej żeby mieć co wstawiać wam później. Mimo wszystko jestem tak wdzięczna za to, że tu jesteście iż nie mogłam się powtrzymać.

Bądźcie zdrowi misie <3

But you belong to me - VincentWhere stories live. Discover now