Rozdział 12

639 62 36
                                    

Ten wieczór mi się zamazuje za każdym razem jak do niego wracam. To z prostego znaczenia, gdyż bardzo nie chciałabym pamiętać. Po tym jak zatrzasnął za sobą drzwi, po prostu opadłam na dywan w tej komnacie i zaczęłam płakać. I choć chciałabym żeby należał do tych oczyszczających to absolutnie taki nie był. Wyłam wtedy sama do siebie z rozpaczy czując jak nie mogę sobie z tym wszystkim poradzić. W ciągu ostatnich paru dni straciłam tak wiele w swoim skromnym życiu. Nie miałam już domu, poczucia bezpieczeństwa, większości serca rozbitego już na małe kawałeczki, a teraz postanowiono odebrać mi również wolność, która bywała wybawieniem. Byłam również zrozpaczona tym, że nikt nie był w stanie pokonać wilkusów, gdyż staliśmy już w akademii, więc Pan Kleks wcale nie był tak wybitny jak wyobrażałam sobie to w swoich snach, a inne postacie z bajek – nawet te najwspanialsze jakby się zdawało, tak po prostu zostały wygnane daleko stąd. Resztki mojego serca krwawiły, gdyż miejsce które było moim domem upadało na moich oczach, a ja mogłam jedynie stać i patrzeć na te ogromną krzywdę. Nawet nie pamiętam, w którym momencie wykończona zasnęłam.

Przebudziły mnie promienie słońca padające na moją twarz, a ja spostrzegłam, że wcale nie znajduję się na dywanie, na którym usnęłam. I pomimo, że nie czułam w tamtym momencie na sobie jego wzroku ja już wiedziałam, że jest wraz ze mną w tym pokoju. Żyjąc wśród wilkusów już parę dni, wciąż wiedziałam, że są nieobliczalne. Mimo wszystko przy Vincecie strach był trochę inny. Serce przyspieszało bicie, płuca odmawiały posłuszeństwa momentami, ale nie drgałam i nie paraliżował mojej osoby. Odnalazłam go wzrokiem kiedy siedział na fotelu, głęboko zamyślony. Twarz miał spokojną, a oczy z powrotem w kolorze złota. Ulga chwilowo ogarnęła moje ciało. Poruszyłam się w łóżku, a mężczyzna drgnął. W milczeniu zbliżył się do mnie patrząc na mnie przenikliwym spojrzeniem. Nie poruszyłam się na posłaniu, nie spuściłam z niego wzroku. Czekałam hardo na dalszy rozwój wydarzeń.

- Wybacz jeżeli zrobiłem ci wczoraj krzywdę. Nie byłem to ja, a jedynie... - Nie dokończył swojej odpowiedzi, zamyślając się. Retrospekcja bądź myśl wciągnęła Vincenta tak bardzo, iż kompletnie zapomniał o swoim położeniu. Zbliżyłam się do mężczyzny żeby tylko spojrzał w moją stronę.

- Czy wszystko w porządku? – delikatnie przekręciłam jego twarz w moją stronę, a jego przygnębiona twarz sprawiła, że mnie również ogarnął jego smutek.

Skupił swoje złote tęczówki na mojej osobie i czułam jak przeszywa mnie na wskroś jakby szukał we mnie odpowiedzi na wszystkie pytania w swojej głowie. I było mi tak cholernie przykro, gdyż moja mieszanka uczuć mieszała się z jego rozgoryczeniem. Już wtedy doskonale wiedziałam, że Vincent w czymś tonie, ale nie mógł na razie złapać wystarczającego oddechu by ktoś mu pomógł. A było to nieszczęście ogromne.

- Tak, tak przepraszam. – Wyrwał się z letargu. Odchrząknął. – Jeszcze raz wybacz za moją wczorajszą postawę, nie zamierzałem dla ciebie źle. Przede mną jeszcze parę niepewnych spraw w akademii i będzie po wszystkim. – Mówił poważnie. – Ubierz się proszę i pójdziemy na śniadanie. – skinęłam jedynie głową, a on kulturalnie opuścił pomieszczenie bym mogła bez zbędnej niepewności założyć świeżą odzież.

Jeżeli pomyśleliście, że nie miałam w co się przebrać gdyż nic ze sobą nie zabrałam to jesteście w ogromnym błędzie. Nigdy nie wolno zapominać, że żyliśmy wtedy w magicznej krainie. Podróże były tu prostsze gdyż każde stworzenie miało tutaj magiczną skrzynkę, która była w wielkości jajeczka. Wystarczyło taką skrzynką rzucić na ziemię i ona stawała się nagle rzeczywistych rozmiarów. Nieskończenie duża skrzynia zawierała w sobie cały asortyment jaki tylko pragnęliśmy w niej mieć. Przebrałam się w jasnożółtą sukienkę ( gdyż większość mojej szafy to były właśnie one ) i dołączyłam do wilkusa przed drzwiami. Nikogo poza nami nie było na korytarzu a nasza podróż trwała w milczeniu. Jednak musicie wiedzieć, że akademia była wspaniała więc raz po jakiś czas wzdychałam obserwując te magię, a kiedy nad naszymi głowami rozbłysnęła cała masa świecących motyli przystanęłam łapiąc automatycznie Vincenta za dłoń. Nie mogłam wtedy zauważyć jak bardzo zaskoczony był tym czynem gdyż ja sama zapatrzona byłam w świecące zwierzątka.

- Czy one nie są wspaniałe? – wyszeptałam, niemal od razu wpatrując się w mężczyznę. Doskonale widziałam jak najpierw w niepewności podnosi swój wzrok na motyle i choć jego oczy z pewnością nie zabłysnęły tak jak moje, ale twarz złagodniała, a sam mężczyzna zatracił się w tej chwili. I uśmiechnęłam się sama do siebie. – To najprawdziwsza magia, nie wytworzona przez żadne ze stworzeń wyobrażenie, a stworzona tylko z własnej woli. Taka jest najpiękniejsza. – Opowiadałam mu dalej, a on spojrzał na mnie. – Nigdy nie widziałeś magii na własne oczy prawda? – Serce zabiło mi mocniej. Zdawało mi się, że magia to coś co sprawia, że wszyscy mieszkańcy tej krainy są szczęśliwe. Nie zaznanie jej sprawiało, że w tym wszystkim byłeś tylko zwykłym stworzeniem z niezwykłymi cechami. I być może z niezaznania tak niezwykłych rzeczy wilkus bez skrupułów podchodził do niszczenia tego. Odwrócił wzrok.

- To prawda w krainie wilkusów nie ma magii, ale to nie tak, że o niej nie słyszałem. – Próbował się wytłumaczyć, a potem z powrotem spojrzał na motyle i wyciągnął do nich dłoń w taki sposób, że dwa postanowiły na niej usiąść. Uśmiechnęłam się szeroko, tak samo jak Vincent. – Tak to doprawdy wspaniałe. – Dopowiedział.

A ja zatonęłam. I nie byłam pewna czy to w tej niewinności jaka zabłysnęła w jego oczach, czy w tym uśmiechu, który był najszczerszy jakie zobaczyłam. I trzeba przyznać się szczerze, że z lekka zapomniałam gdzie się znalazłam i w jakich okolicznościach. Vincent już przez resztę drogi uśmiechał się co jakiś czas, wskazując mi jakiś przedmiot albo inny rodzaj magii. A ja czułam jak rośnie mi serce, gdyż nie poznawałam wilkusa przed sobą. Teraz miałam tam mężczyznę, który jak dziecko po raz pierwszy odkrywa magie i przepadałam, gdyż od dawna nie spotkałam osoby, która by z taką urokliwością na nią patrzyła.

A moje serce rosło i rosło.


Hej Misie

Dajcie mi znać jak się czujecie i co tam u was słychać. Kocham spill the tea <3

Łapcie <3

Bądźcie zdrowi i do zobaczenia we wtorek. <3


But you belong to me - VincentKde žijí příběhy. Začni objevovat