Rozdział 13

655 60 33
                                    

Kuchnia wyglądała przepięknie. Mieściła się na poddaszu a z dachowych okien jaśniało do niej wspaniałe słońce. Skupiłam jednak wzrok na ozdobach ze szkła. Na cieniutkich żyłkach były przyczepione kolorowe odłamki szkła, które mieniły się w moich oczach. Po środku pokoju stał ogromny stół cały zastawiony przez masę przedmiotów, od talerzy po liczne fiolki czy farby. Ciężko jest opisywać pokoje akademii gdyż te były zawsze całe zapełnione stosem przedmiotów i to wcale nie uporządkowanych. Kiedy się przekroczyło jego próg nigdy nie wiedziałeś gdzie masz zatrzymać swój wzrok.

- Serdel mówiła, że gotują tutaj za pomocą farbek i wyobraźni. – zaczął opowiadać stając przy stole. Zaśmiałam się widząc jego zakłopotaną minę. Zbliżyłam się wiec do mebla i kładąc rękę na jego ramię zwróciłam jego uwagę na moją osobę.

- Nie miej od razu takiej postawy. – Zaśmiałam się z niego. – Jeżeli wcześniej radzili sobie w ten sposób to absolutnie nie mamy prawa sądzić, że nam się nie uda. – Skupiłam swój wzrok na stole analizując przedmioty. Dużo farbek, fiolki, pędzelki i talerze. Zanurzyłam palec w kremowej farbie i przymknęłam oczy z rozkoszy. Farba ta bowiem smakowała wanilią, ale była to najwspanialsza wanilia jaką kiedykolwiek zjadłam. Pisnęłam jak mała dziewczyna. – Masz, spróbuj! – krzyknęłam wyciągając w jego stronę pierwszą łyżeczkę jaką znalazłam. Mężczyzna niepewnie wziął ją do buzi i spróbował.

Jego reakcja była niemal identyczna jak moja. Oczy zabłyszczały, rumieńce pojawiły się na jego policzkach i uśmiechnął się szeroko. Po raz długi zauważyłam jego najszczerszy uśmiech i to w niedługim odstępie czasu. Może to akademia ostudziła nieco jego naturę, albo magia którą zdawał się poznawać. I nawet nie wiem jak to się stało, że mieszanie ze sobą farb, wywarów i tworzenie potraw kompletnie nas pochłonęło. Co jakiś czas głośny śmiech wstrząsał naszymi ciałami, zerkaliśmy sobie w oczy, jednak kulminacyjnym momentem był ten, w którym postanowiłam wytrzeć mu na twarzy krem pomarańczowo – malinowy. Wilkus zastygł. Przymknął oczy zirytowany i już byłam pewna, że straciłam tą całkiem nową wersję Vincenta z rąk. Jednak bardzo się pomyliłam. Mężczyzna po chwili starł z twarzy krem i spojrzał na mnie z lekko przymkniętymi powiekami spojrzał na mnie.

- Lepiej uciekaj, bo jak cię złapie to będziesz miała całą twarz w tym kremie. – Zaśmiał się głośno, a ja niemal od razu rzuciłam się do ucieczki.

Wilkus natomiast pognał za mną w pogoń. I choć od początku przybycia do tej krainy dość dużo biegałam po lasach i okolicy, nie miałam szans. Zdawało się, że Vincent z wilka ma nie tylko widoczne cechy jak uszy czy oczy, ale także szybkość i grację z jaką się poruszał. Nie miał więc problemu z tym, żeby mnie dogonić. Objął mnie swoimi ramionami. A ja zaśmiałam się jeszcze głośniej. Jednak pamiętajcie, że zawsze kiedy w złych czasach dzieje się dobrze należy wciągnąć w siebie jak najwięcej powietrza i nie wypuszczać, bo złe wydarzenia przyjdą szybciej niż się spodziewamy. Znaczące odchrząknięcie wybudziło nas dostatecznie z tej magicznej chwili.

- Vincencie – Potworna wilcza kobieta spojrzała na mnie złowrogo. – Powinniśmy chyba omówić pewne kwestie a nie zabawiać się z ludźmi. – Mówiła całkiem normalnie co uświadomiło mnie, że albo miała więcej płynu z fiolki, bądź akademia była na tyle magiczna iż każdy rozumiał w niej drugą osobę.

Wilkus puścił mnie niemal od razu kiedy zauważył kobietę. Wyprostował się, a ja ujrzałam jak jego powieki na powrót robią się krwistoczerwone i już doskonale wiedziałam, że nie jest to ani trochę dobry znak. Cofnęłam się o krok patrząc teraz z uwagą na kobietę. Miałam wrażenie, że zrobiła jakiś wyjątkowy ruch ręką i to ona sprawiła, że postawa mężczyzny tak diametralnie się zmieniła. Nie mogłam jednak teraz tego sprawdzić. Z ogromną boleścią musiałam stwierdzić, że Vincent nie był teraz po mojej stronie. Wzdrygnęłam się kiedy spojrzał na mnie chłodno.

But you belong to me - VincentOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz