Rozdział 6

672 66 28
                                    

Poprzednie popołudnie i wieczór zdawał się być już spokojnym. Zamknęłam wszystkie drzwi i okna, dodatkowo odpaliłam wreszcie kominek. Te drobne rzeczy choć nie pozwoliły mi się całkowicie rozluźnić to na pewno poczułam się trochę lepiej. Jakiś duży ciężar zszedł z moich ramion i kiedy zrobiłam sobie kaszę z malinami i usiadłam przy blacie dopiero mogłam w spokoju pomyśleć co powinnam teraz zrobić. Wilkusy nie miały raczej przez pewien czas zamiaru ruszyć się spod mojego domu, więc choć nie wiedziałam kim jest Pan Kleks i jego niezwykła akademia. Musiałam zrobić wszystko żeby tylko go ostrzec. Ucieczka z domu jednak nie miały prawa się wydarzyć – namioty wilkusów rozciągały się kilometrami w moich grzybowym lesie. Zdecydowałam się jednak przywołać myślami do siebie małego podpłomyka. Te małe zwierzątka naprawdę potrafiły się zakradać. Takim więc sposobem uśmiechnęłam się szeroko kiedy jeden z nich naprawdę pojawił się w moim domu. Widok najprawdziwszej magii po tak strasznych przeżyciach sprawił, że moje serce zabiło szybciej.

- Witaj malutki – wystawiłam do niego dłoń żeby sobie na niej przysiadł. – Musisz koniecznie coś dla mnie zrobić. Widzisz w jakim stanie jest ta kraina teraz. – Widziałam jak wyraz jego twarzy znacznie ostygł. Musiało mu być tak samo przykro jak mi. – Postaramy się ją uratować prawda? Proszę o to list, musisz go zanieść do Krasnoludka Mędrka a następnie tam gdzie on ci poleci. – Pokiwał ochoczo głową. – To już leć, leć i się nie zatrzymuj! – wykrzyknęłam z lekka patrząc jak powoli znika. Był moją jedyną nadzieją. List, który napisałam miał uratować nie tylko mnie, ale również Pana Kleksa, który zdawał się być niezwykle ważny dla króla wilkusów. Z ogromnym pokładem wiary ułożyłam się na łóżku zapadając w sen.

Drogi Mędrku,

Nie często do ciebie piszę przyjacielu. Muszę cię jednak zmartwić – Wilkusy dopadły naszą krainę. Mam nadzieję, że tyś cały i zdrów, a i bezpieczny kolejno. Osadziły się w moim lesie, a mnie samą zamknęli we własnym domu. Nie mogę uciec, ale się nie obawiaj bowiem wierzę, że zrobicie co należy. Krzywda mi się tu nie dzieje. Wilkusy są jednak przerażającymi stworzeniami.

Nie jestem jednak aż tak istotna w tym momencie. Potwory te wypytują mnie o niejakiego Pana Kleksa. Nie mam pojęcia kim ten jest. Wiem jednak, że możesz w tej kwestii pomóc – proszę daj mu znać, że go poszukują i nie raczą odpuścić. Niech się schroni i pozostanie w naszej opiece. Dopiero, gdy będziesz pewny iż on wszystko wie, spróbujcie mi pomóc. Jedynie w waszej mocy. Liczę, że uda mi się wyczekać waszej pomocy.

Musimy być silni, gdyż kraina się schowała. Me serce jest zrozpaczone.

Bądź zdrów przyjacielu i nie daj się im dopaść.

Napisz do mnie czy wszystko u was w porządku.

Wasza Niedzia <3

Noc przespałam spokojnie, jakby na przekór tego koszmaru, który czekał na mnie zaraz po wstaniu. Kiedy uchyliłam powieki to pierwsze co ujrzałam, była ta przerażająca przedstawicielka rasy wilkusów. Nie byłam pewna czy przez jej wygląd, czy postawę tak bardzo się jej obawiałam, ale mimowolnie sprawiła że cała zamarłam. Patrzyła się na mnie zdenerwowanym wzrokiem nie ukrywając nawet swojej odrazy. Potem nie spuszczając ze mnie wzroku wyjęła z kiszeni buteleczkę i wypiła całą jej zawartość.

- Nie wiem co Vincent w tobie widzi i dlaczego traktuje cię tak ulgowo, ale ja zamierzam wyciągnąć z ciebie dziś wszystko czego mi potrzeba. – Przestraszyłam się słysząc te słowa. Domyślałam się, że Vincent było to imię Króla Wilkusów. I zdawało się, że ten już uwierzył w moje słowa, iż doprawdy nie wiem nic o całej akademii. Jednak ta kobieta wydawała się być nieustępliwa. Wstała gwałtownie i znalazła się obok mnie niemal w mgnieniu oka, zaciskając przy tym swoje pazury na moim podbródku. – Gdzie ukrywa się Ptak Mateusz? – zadrżałam na dźwięk nowego imienia i prawie zemdlałam słysząc jej zachrypnięty głos.

Skąd miałam to wszystko znać? Nigdy wcześniej nie słyszałam o bajce, gdzie występuje Akademia Pana Kleksa, a co dopiero o jakiś ptakach Mateuszach. To wszystko wydawało się być dla mnie naprawdę obce. Byłam tak przerażona otaczającą mnie sytuacją, że gdybym wiedziała już dawno bym im wszystko powiedziała. Nic jednak nie mogłam poradzić na tę sytuację. Przymknęłam oczy sycząc z bólu.

- P – p – proszę ja! – krzyknęłam, czując jak wciska jeszcze głębiej pazury – Ja nic nie wiem! – próbowałam się wyrwać. Kobieta jednak była nieustępliwa. Dokładnie poczułam jak przebija pazurami moją skórę i już gorzko zapłakałam. Wczoraj napisałam do Mędrka, że dam sobie rade sama, a jednak w tym momencie czułam się malutka i nic nie mogłam zrobić żeby się uratować czy chociażby wyrwać.

- Głupia dziewucha. – ryknęła na mnie uderzając mnie w twarz przez co z głuchym łoskotem i głośnym piskiem opadłam na ziemię. Złapałam się za twarz czując ciepłą ciecz na swojej twarzy. Ciężkie łzy ciekły mi po twarzy. Ucieczka nawet nie wchodziła w grę, zanim zeszła bym na dół drabiną ta potworna kobieta by mnie już dogoniła. Mogłam więc jedynie pogodzić się z losem, w którym za niedługo miałam tak bezceremonialnie umrzeć.

- NIE! Proszę! – Nie wytrzymałam kiedy zacisnęła swoją dłoń na mojej malutkiej ręce. Chciałam zrobić wszystko żeby jakkolwiek się uratować. Ona jednak zdawała się tym w ogóle nie przejmować.

- Milcz! – Pociągnęła mnie na równe nogi.

Ledwo stałam, cała dygocząc. Tak głośno łkałam nad swoim marnym losem. Nie mogłam pogodzić się z tym, że ta historia miała zakończyć się tutaj. Marne jednak były moje próby. Nawet gdybym dała radę ten okropnej wilczycy to wciąż poza moim domem czekała na mnie cała ich chmara, z którymi nie chciałam walczyć. Z nikim tak naprawdę nie chciałam walczyć. Uważam, że dary tej krainy są tak hojne, że abstrakcją było niszczyć to jakimiś wojnami. Dodatkowo wszyscy się tu wzajemnie szanowali i żyli w zgodzie, tylko te wilkusy z jakiegoś powodu nie mogli dostosować się do całej reszty i wszczynali niepotrzebne boje.

Z tych myśli wyrwało mnie ponownie szarpnięcie. Kobieta jednym ruchem przerzuciła mnie na drugi koniec pokoju. Niemal zrzucając przy tym ze schodów. ,, Na dół '' tak brzmiał jej rozkaz, a ja jedynie przełknęłam głośno ślinę. Próbowałam jak najbardziej opanować drżenie swojego ciała, żeby tylko nie spaść z tych schodów. Dodatkowe wrażenia nie były mi wcale potrzebne. I tak już wiedziałam, że na pewno nie wyjdę z tego cało. Kiedy zeszłam na sam dół nie miałam już co liczyć na łaskę. Strażnicy tam czekający na mnie byli jeszcze mniej litościwi niż ta kobieta. Wiedziałam, że ślady ich rąk pozostaną ze mną na długo. Wywlekli mnie na zewnątrz a wszystkie pozostały wilkusy zdawały się już czekać na to co zaraz nastąpi. Czyżby moja śmierć była dla nich ogromnym widowiskiem. Gdyby okazało się to być prawdą – czyniłoby to z nich najbardziej bestialskie stworzenia jakie żyły w tym i moim dawnym świecie. Nie sądziłam, że to wszystko okaże się prawdą.

Nie chciałam jeszcze umierać.



Hejka misie! 

Teoretycznie brakowało wam jednej gwiazdki, ale byłabym bez serca, gdybym wam nie ofiarowała tego rozdziału - więc łapcie.

Koniecznie powiedźcie mi w komentarzach co myślicie? Co się może zdarzyć dalej? Ja uważam, że następny rozdział powali was z nóg, a teraz delektujcie się tym <3

I do zobaczenia w środę. 

But you belong to me - VincentOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz