Rozdział II - Zamieszanie

570 32 4
                                    

Jedną ręką wycierając ręcznikiem włosy, a drugą szperając w kosmetyczce w poszukiwaniu korektora, pospieszyła, aby przygotować się na sobotnią wycieczkę na miasto. Jak zwykle się spóźniła.

Trzymając w dłoni małe opakowanie, rozcierała drobne kropki wokół oczu i przebarwień. Nie miała dzisiaj czasu na full tapetę, więc zdecydowała się na tusz do rzęs, trochę podkładu i róż, to by wystarczyło.

Biorąc w dłoń torebkę i owinąwszy się ręcznikiem, poszła do swojego pokoju, aby się ubrać, gdy jej skóra była śliska od kremu nawilżającego, który pospiesznie nałożyła na ciało.

Zima była czasem rozkoszy. Niech Bóg błogosławi rękawiczki - pomyślała, zakładając je po ubraniu się w grube warstwy ubrań.

Jacob, Ollie i Hannah czekali na nią na dole. Gdy do nich dotarła, przyspieszyła do biegu, lekko zdyszana.

— Przepraszam was. Straciłam poczucie czasu — powiedziała pomiędzy świszczącymi oddechami. Kolejny piękny dodatek, łagodna astma w połączeniu z alergiami.

— Już się do tego przyzwyczailiśmy. — Hannah zachichotała, wyraźnie trochę urażona, ale nie na tyle, by cokolwiek powiedzieć.

Prawdę mówiąc, nie straciła poczucia czasu. Ostatnie sprawdzenie zegarka, zanim w końcu udało jej się zasnąć wcześnie tego ranka, pokazało jej, że była 3 w nocy – jej umysł był zbyt zajęty, aby pozwolić jej spać, torturując ją powtarzaniem wydarzeń z poprzedniego wieczoru.

Czteroosobowa grupa wyszła z internatu i ruszyła brukowaną ścieżką, aby dotrzeć do miasta. Rozmowa po drodze była lekka i rzeczowa – poznane nowe pojęcia, nowe zauroczenie Hannah, a potem... Mikaelson.

— Podoba mu się to, prawda? Torturuje swoich uczniów, żeby nie mieli życia towarzyskiego, tymi cholernymi zadaniami domowymi. — Ollie poskarżył się, wspominając, że spędził cztery godziny wieczorem na pisaniu dwóch stron referatu, o które prosił profesor.

— A propos tego gnoja, jak przebiegła twoja koza? — Jacob odwrócił się do niej zaciekawiony.

Zwalczyła chęć poprawienia komentarza o jego "zaniedbaniu".

— To było... — zawstydzające, okropne, absolutna katastrofa. — W porządku — mruknęła.

Nie ma potrzeby wspominać o tym przyjaciołom, nie było sensu rozkopywać tego głębiej.

— Więc nie odgryzł ci głowy? — zapytał Ollie, marszcząc brwi.

— W sensie, był sobą.

— Czyli kompletnym draniem? — Jacob się roześmiał, a reszta grupy do niego dołączyła.

Trochę tak było... ale mogło być gorzej.

. . . . . . .

Włóczyli się we czwórkę po mieście, wpadając najpierw na kebaba. Tuż przed wejściem do środka Adeline zdała sobie sprawę, że musi wpaść do sklepu z rzeczami szkolnymi. Poinformowała grupkę, że spotka się z nimi w barze za pół godziny. Wiedząc, że gapienie się na nowy sprzęt do pisania zajmie jej całe wieki, wszyscy chichotali, żartując, że zobaczą ją za godzinę.

Wchodząc do sklepu, zaczęła przeglądać półki, nie spiesząc się, trochę szczęśliwa, że ​​na chwilę uciekła przed grupą – była już wystarczająco zmęczona brakiem snu, koniecznością dodawania czegoś od siebie do rozmów, a sporo chodzenia po mieście zaczynało pogłębiać nagłą falę zmęczenia.

Chwyciła nowe długopisy, które wyglądały na takie, jakich potrzebowała, więc ruszyła do kasy, aby zapłacić.

— To będzie 18 dolarów, proszę — powiedziała ekspedientka, zaczynając pakować dla niej długopisy.

Teaching More Than History [18+]Where stories live. Discover now