Rozdział VII - Gwiazdy

419 23 2
                                    

Adeline uśmiechała się jak szalona na lekcji geografii, wspominając wieczór z profesorem dwa dni temu. Kiedy powiedział, że mapa, którą robią, jest dla zaawansowanych, nie kłamał.

Jedynym drobnym błędem, jaki popełniła, było to, że w połowie ścierania wybrała moment na kichnięcie; którego moc posłała starte fragmenty gumki w powietrze i do jej nosa. Adeline była pewna, że w jej jamie nosowej wciąż pozostały jakieś pozostałości. Kiedy nauczyciel przeciągał, próbowała odzyskać skupienie, mrużąc oczy, by spojrzeć na tablicę. Gdy jej myśli zaczęły wracać do lekcji, poczuła ukłucie w boku. Spoglądając w dół, zobaczyła w czyjejś dłoni złożoną kartkę papieru. Wzięła go szybko i położyła na kolanach. Patrząc w prawo, szukając winowajcy, zobaczyła, jak Conrad posyłał jej szczególnie zarozumiały uśmiech.

O Boże, co teraz.

Podstępnie rozwinęła papierek.

Masz ochotę na wspólną kolację? - CM

Delikatnie mówiąc, był nieustępliwy.

Była pewna, że jedynym powodem, dla którego tak bardzo się z nią upierał, była do niego jej niechęć. Inne dziewczyny, z którymi się spotykał, zwykle trochę go lubiły, przynajmniej na początku. Z zewnątrz sprawiał wrażenie przystojnego, a może nawet czarującego mężczyzny. Ale w chwili, gdy się go poznawało, urocza maska znikała, odsłaniając egoistycznego idiotę.

Spojrzała na niego i stanowczo pokręciła głową. "Dlaczego?" odpowiedział jej bezgłośnie, wyglądając na lekko urażonego. Znów pokręciła głową z niedowierzaniem tej śmiałości. Ze złością wyjęła długopis i zaczęła pisać "Mam dużo pracy domowej" i rzuciła mu zmiętą notatkę. Conrad w odpowiedzi prychnął, po czym wzruszył ramionami.

Świetnie, teraz nie mogła nawet pokazać się na kolacji...

. . . . . . .

Wdychając chłodne, zimne powietrze - westchnęła radośnie. Docisnęła policzek do lodowatej kamiennej ściany i poświeciła chwilę na zamknięcie oczu.

Adeline rozejrzała się po terenie szkoły. Jej zdaniem było tu najspokojniej gdy było ciemno. Z tej dużej wysokości było widać w promieniu kilometrów wszystko, czego dotykało światło księżyca. Od starych budynków, które dumnie obrastały ścianami mogącymi szeptać tysiące tajemnic, po delikatne rzeki idące od jeziora.

Jej wzrok podążał słabo oświetloną ścieżką, aż do lasu, kończąc jej podróż w ciemności. Zanim odwróciła wzrok, zauważyła samotnego jelenia na obrzeżach terenu. Patrzyła, jak węszy wokół kory drzewa, delikatnie ją skubiąc, jakby sprawdzał smak. Zadowolony ze smaku, odłamał długi pasek drewna i go przeżuł.

— Przyjemny widok — szepnął głęboki głos blisko jej ucha.

Nie ma szans.

Czy to możliwe, że odpłynęła? Mrugając głęboko, żeby sprawdzić, czy rzeczywiście nie śpi, to był on. Nauczyciel.

— Profesorze — powiedziała, nie mogąc ukryć szoku.

Tego wieczoru było w nim coś innego, nie potrafiła tego do końca określić, dopóki nie odezwał się ponownie.

— Rozumiem, dlaczego ci się tu podoba — powiedział blisko jej twarzy. W połączeniu z drzewną wodą kolońską unosił się niepowtarzalny aromat świeżego alkoholu. Odwrócił twarz w stronę widoku i pochłaniał go tak, jak ona robiła to chwilę wcześniej.

Cisza wypełniła chłodne powietrze.

To Adeline zazwyczaj wypełniała niezręczną ciszę wymiocinami słownymi, nie mogąc ich znieść. Ale tym razem wydawało jej się, że jest inaczej. Pomimo tego, że wiedziała o nim bardzo niewiele, czuła się dziwnie swobodnie w pobliżu Mikaelson'a, znajdując dziwną pociechę po prostu będąc w jego towarzystwie.

Teaching More Than History [18+]Where stories live. Discover now