Rozdział IV - Upadek

514 23 9
                                    

Ulewa tylko pogłębiła mrok następnego poranka. Dla odwrócenia uwagi Adeline przez większą część dnia zakopywała głowę w książkach. Jej nastrój pozostał jednak bardzo melancholijny. Nawet jej ulubiona lekcja, czyli polski, nie była w stanie jej poprawić nastroju.

Znała jednak taką, która być może by pomogła...

Po pół godzinie spędzonej na lekcji zaczęła czuć się lepiej. Zdecydowała się pójść oczyścić myśli.

Po pół godziny spaceru, deszcz powrócił ze zdwojoną siłą. Przez pierwsze kilka sekund poza osłoną drzew była już przemoczona do szpiku kości. Biegnąc w stronę internatu, starała się ominąć jak najwięcej kałuż, trzymając się głównej ścieżki. Wchodząc do pustego holu wejściowego jak utopiony szczur, westchnęła, wyciskając wodę z włosów i zdejmując ciężką, mokrą bluzę. Owinęła ją wokół torby i ruszyła w stronę schodów.

Źle obliczyła odległość kolejnego schodka.

Po zrobieniu drugiego stopnia po schodach poślizgnęła się i upadła do tyłu, mocno uderzając o zimną podłogę.

Skrzywiła się, a jej kolano zawyło z bólu. Ściągając lekko zakolanówki, zauważyła ciemny siniak otoczony krwawymi zadrapaniami, który już pojawił się w miejscu, którym próbowała zatrzymać upadek.

Głośny huk otwierania drzwi do stołówki sprawił, że podniosła wzrok.

O Boże, ktokolwiek tylko nie on.

To był Mikaelson. Oczywiście, że tak. Miała wrażenie, że ciągnęło go do niej za każdym razem, gdy robiła z siebie idiotkę. Spojrzała na profesora z rękami pełnymi czegoś, co wyglądało jak chleb. Widząc ją leżącą na podłodze, natychmiast do niej podbiegł. Wyrzucając jedzenie z rąk i pochylając się, aby pomóc jej wstać.

Znowu się skrzywiła, próbując przełożyć ciężar na kolano.

— Chodź, zaprowadzę cię do pani pielęgniarki. — Westchnął, kładąc dłoń na jej wilgotnej talii i trzymając ją za ramię.

— Nie, proszę pana. Szczerze mówiąc, nic mi nie jest. To tylko siniak.

— Naprawdę należałoby to sprawdzić na wszelki wypadek — powiedział, przekładając jej ramię wokół swojego, aby móc odwrócić się do niej twarzą.

— Nie. Nic mi nie będzie. — Powiedziała bardziej surowo, niż się spodziewała. Nienawidziła szpitali. Nawet pokój pielęgniarki, który tu mieli, przyprawiał ją o ciarki. Złe wspomnienia. W ciągu trzech lat spędzonych w liceum zmuszono ją do wf-u tylko raz, kiedy podczas swojej pierwszej i jedynej lekcji siatkówki wbiegła prosto na drzewo. Na jej nieszczęście kremy nie mogły wyleczyć ciężko złamanej ręki.

— Jeśli tak się martwisz, dlaczego po prostu sam tego nie ocenisz. Jestem pewna, że ​​masz wystarczające umiejętności, aby mi powiedzieć, czy przeżyję tę drobną kontuzję... — nadal była zła... Nie mogła powstrzymać kwaśnego tonu wydobywającego się z jej ust. Pomimo okoliczności, nadal myślała o wczorajszym wieczorze i sposobie, w jaki do niej mówił.

Skinął głową, przewracając oczami. Odsunęła się od jego uścisku, próbując usiąść na stopniu, aby pokazać mu swój siniak, z zawstydzeniem ściągając zakolanówkę, ale ten ją powstrzymał, kładąc palce dłoni na jej grzbiecie.

— Nie tutaj, panno Borchett. Nie jesteśmy daleko od mojego pokoju, chodźmy tam. Mam kilka kremów, które mogą pomóc i tabletki przeciwbólowe.

Nie czekając na odpowiedź, objął ją w talii i zaczął pomagać jej iść w kierunku swojej kwatery. Kiedy dotarła do znajomych drzwi, zabrakło jej tchu. Jeszcze trochę dalej - pomyślała. Pomógł jej przejść przez korytarz i dotrzeć do dużej sofy, na której siedziała ostatnim razem, gdy była w jego pokoju.

Teaching More Than History [18+]Where stories live. Discover now