Rozdział I cz. 2

399 80 244
                                    

***

Milena zdecydowanym ruchem postawiła mnie na nogi i pociągnęła do najbliższego domu. Przyznałam jej w myślach rację, że lepiej jest się ukryć. Nie wiedziałam, kto mógłby się dopuścić tak okropnej zbrodni, ale wcale nie chciałam się na niego natknąć. Dom, do którego wbiegłyśmy, także był zdewastowany. Meble w salonie zostały powywracane, a na środku pokoju leżały dziecięce zabawki, które przyprawiły mnie o dreszcze. Na prawo od wejścia znajdowała się przestronna kuchnia, w której każda szafka została otwarta i pozbawiona zawartości. Potłuczone talerze i garnki wyścielały całą podłogę. Nie byłam w stanie myśleć, o tym do kogo one należały i od razu wybiegłam na piętro. Po szybkich oględzinach dwupiętrowego domu, udałyśmy się na najwyższą kondygnację, żeby mieć oko na całą okolicę.

To pomieszczenie pozostało nietknięte, dlatego mogłyśmy nieco się rozluźnić i spróbować pozbierać myśli. Okno pokoju skierowane było na zachód, dzięki czemu widziałyśmy dwie smugi dymu unoszące się z kolejnych miejscowości. Ten widok był złowieszczy, ale o wiele lepszy od stosu, który został rozpalony po drugiej stronie domu.

— Pozbierajmy fakty — powiedziała Milena drżącym głosem. — Wioskę ktoś ewidentnie napadł i pomordował wszystkich mieszkańców. Nie znam się na tym, ale sądząc, po śladach musiało to być wiele osób. No bo jak inaczej napadliby tyle domów w jednym czasie? Ktoś by zadzwonił po pomoc. — Pokiwałam tylko głową, dając jej znak, że zgadzam się z jej rozumowaniem. Nie miałam nic do dodania, a nawet jeśli, to nie byłam w stanie jeszcze wydusić z siebie słowa. W ustach ciągle miałam niesmak po wymiotach, przypominający mi tamten okropny widok. — Ten stos... wydawał mi się taki... - Milena nie mogła znaleźć właściwego słowa.

— Niedbały? — dopowiedziałam słabym głosem.

— Dokładnie! Nikt nie zainteresował się zacieraniem śladów. Porozrzucali tych biedaków w takim nieładzie... Niektóre z tych osób na pewno dałoby się rozpoznać — odparła, po czym przełknęła ślinę, gdyż głos zaczął się jej łamać. — Ktokolwiek tutaj był, dotarł także do tamtych wiosek, które widziałyśmy z wieży widokowej. Z tą różnicą, że one stały całe w płomieniach. To dziwne, jak myślisz?

— Może nie chcieli się już rozdrabniać i zbierać wszystkich w jedno miejsce, tylko podpalali całe domy.

Dziwiłam się sama sobie, że potrafię dojść do takich wniosków. Cała ta rozmowa wydawała mi się bezduszna.

— Pewnie masz rację. Wszystko zaczęło się tutaj, a potem poszli wzdłuż drogi. Jak tylko napotkali kolejną miejscowość, to ją także napadali. Tylko czemu nikt jeszcze nie przybył z pomocą? Przecież mamy dwudziesty pierwszy wiek! - krzyknęła. Wstała z łóżka i podeszła do okna, żeby spojrzeć a okolicę. Zagarnęła za ucho pukiel kasztanowych włosów i popadła w zadumę. — Rodzice się nas dziś nie spodziewają, więc nawet nie zaczną nas szukać.

Rodzice, no tak. Zupełnie o nich zapomniałam. Odkąd pamiętam, nasza rodzina miała całoroczny domek w środku lasu, w którym spędzaliśmy wakacje i wolne weekendy. Na co dzień wszyscy mieszkaliśmy w mieście, więc chatka stanowiła wspaniałą odskocznię od codzienności. Tata, kiedyś był policjantem, ale po długiej służbie, odszedł na zasłużoną emeryturę. Miał już siedemdziesiąt lat, ale nadal pozostawał postawnym mężczyzną i cieszył się wspaniałym zdrowiem. Jego niegdyś czarne kręcone włosy, miały coraz więcej siwych pasem, jednak w oczach czaiły się ogniki, które ukazywały wesołą naturę i zawadiackie usposobienie. Całe życie uważałam, że minął się z powołaniem. Co prawda był stróżem prawa, ale jego serce należało do lasu, dlatego bardziej nadawałby się na leśniczego. Kochał zwierzęta, zresztą jak wszyscy w naszej rodzinie, chociaż mama i brat zdecydowanie bardziej woleli towarzystwo ludzi. Mama była młodsza od niego o pięć lat i równie energiczna. Kiedyś pracowała jako psycholog i prowadziła własny gabinet, ale teraz wolała wykładać na uczelni. Uwielbiała uniwersytet do tego stopnia, że z czasem zaczęliśmy ją podejrzewać o pracoholizm. Już dawno mogłaby przejść na emeryturę, ale jej ciągle było mało kontaktu z ludźmi. Pod tym względem rodzice się różnili. Mama kochała miasto i ludzi, a tata ciszę, spokój i naturę.

Pomiędzy Światami - Tom I: Przebudzenie animaga.Where stories live. Discover now