Rozdział X cz. 1

238 65 151
                                    

Słyszę szum. Brzmi jak lawina tocząca się po kamiennej grani. Jestem pogrążony w mroku, nie towarzyszy mi nawet najmniejszy płomyk świecy, ani promień słońca, ale widzę oczami wyobraźni, co się do mnie zbliża. Wiem, co mnie czeka. Tysiące niewidzialnych kamieni uderza o moje bezbronne ciało, sprawiając mi niewyobrażalny ból. Który to już raz zostanę ukamienowany, w ten brutalny sposób? Tym razem jednak jest inaczej, jest gorzej. Niektóre głazy są tępe i zaookrąglone, miażdżą moje kończyny, z taką łatwością, jakbym był ulepiony z kruchej kredy. Najgorsze są jednak te ostre, granitowe szpikulce, które, przeszywają skórę, ocierają się o kości i przebijają na wylot. Czuję niewyobrażalny ból. Wiem, że powinienem krwawić, ale z ran nie sączy się żadna posoka. Chciałbym już umrzeć… Kiedy w końcu będę godzien śmierci?

***

Słońce nadal skrywało się za kamiennym wzgórzem, gdy stawiłam się na treningu. Mimo iż nie miałam zbyt wiele czasu na sen, to czułam się wypoczęta i zrelaksowana, dlatego ćwiczenia przebiegały nad wyraz sprawnie. Byłam szybsza, zwinniejsza i lepiej wykorzystywałam wyostrzone zmysłu. Walka stawała się coraz łatwiejsza, chociaż jeszcze daleko mi było do mojego mistrza.

Higgidon zachowywał się dokładnie tak samo, jak zawsze, jakby nie odbył ze mną wczoraj żadnej rozmowy. Nie chciałam rozpamiętywać tamtego wieczoru, dlatego skupiłam się na sparingu, który nadal stanowił dla mnie ogromne wyzwanie. Podejrzewałam, iż Higgidon nie zadaje sobie większego trudu, by mnie pokonać. Codziennie uczyłam się od niego czegoś nowego, blokowania ciosów, wyszukanych pchnięć i trudnych kombinacji.

Trzeba przyznać, że miałam bardzo dobry dzień, a nawet spostrzegłam, że wielu rycerzy przyglądało się naszej walce. Higgidon przerwał trening i mruknął pod nosem coś niezrozumiałego, po czym przywołał do siebie jednego z rycerzy. Pierwszy raz kazał mi trenować z jednym z elfów, który wydawał się wymagającym przeciwnikiem. Wiele razy oglądałam jego potyczki i byłam pewna, że nie będę w stanie go pokonać, jednak już po kilku natarciach, zrozumiałam, że jestem od niego dużo lepsza. Najwyraźniej nie doceniałam samej siebie.

Elf zauważył, że zyskuję nad nim przewagę, a to wytrąciło go z równowagi. Zawładnął nim gniew i wstyd, że zostanie pokonany przez dziewczynę i to na oczach swoich towarzyszy. Stracił koncentrację, a ja wykorzystałam sytuację i wytrąciłam mu miecz z dłoni, co przywołało na jego twarzy grymas niezadowolenia i wściekłości. Opuściłam broń i chciałam schować ją do pochwy, jednak mężczyzna podbiegł do mnie i wyrwał mi sejmitary, a następnie odrzucił je daleko na piach. Przyjęłam to ze spokojem i czekałam na rozkaz Higgidona.

— Wygląda na to, że dziś dostaniesz nową lekcję. Walka wręcz — powiedział mistrz i skinął głową w kierunku mojego partnera treningowego, dając mu przyzwolenie do ataku.

Przeciwnik nie czekał, aż się do niego ponownie odwrócę, tylko od razu uderzył mnie pięścią w twarz. Pierwszy cios nie był bardzo mocny, ale zupełnie mnie zaskoczył, dlatego zatoczyłam się do tyłu i o mało nie przewróciłam na piach. Początkowo byłam zszokowana, to nie było honorowe, ale po chwili pojęłam, że na sali szkoleniowej, nikt nie potraktuje mnie lżej, z uwagi na płeć. W szeregach rycerzy znajduje się przecież nie jedna elfka. Nauczyciel najwyraźniej wyczytał powód zawahania z mojej zszokowanej miny, ponieważ zapytał.

— Myślisz, że przeciwnik będzie łaskawy i zaczeka, aż pozbierasz myśli?

Nie odpowiedziałam mu, ponieważ elf wymierzył mi koleje, celne uderzenie w szczękę, na tyle mocno, bym poczuła w ustach smak własnej krwi. Ruszył ku mnie ponownie, ale tym razem zareagowałam instynktownie i uskoczyłam na bok, unikając kolejnego ciosu.  Był pewien, że ma nade mną przewagę, ale jednego o mnie nie wiedział. Na swoich studiach uczyłam się różnych sztuk walki i znałam kilka chwytów, które mogłam wykorzystać w obronie.

Pomiędzy Światami - Tom I: Przebudzenie animaga.Hikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin