Rozdział IX cz. 2

238 73 231
                                    

***

Dotarliśmy do miejsca docelowego, jednak nie tak sobie je wyobrażałam. Karczma była ogromna, zajmowała co najmniej trzy piętra, a najbardziej zadziwiające były drewniane tarasy przeróżnych wielkości, które wsparto przepięknie zdobionymi, marmurowymi filarami. Każdy z nich został oświetlony lampami za pomocą świetlika, tajemniczego proszku elfów. Kolumny i podesty oplatały winoroślą z dużymi białymi kwiatami, kształtem przypominające kielichy. Na podwyższeniach rozmieszczono niskie stoły i grube poduszki, podobne do tych w mojej komnacie. Ze środka, dochodziły odgłosy muzyki i wesołych rozmów. Nawet z daleka można było dostrzec, że tawerna wypełniona była po brzegi elfami, więc wątpiłam, że w ogóle uda nam się znaleźć wolny stolik.

- Meliandro, to miejsce jest... niesamowite. - Nie mogłam znaleźć właściwego słowa. Księżniczka odwróciła się do mnie z szerokim uśmiechem, zadowolona, że udało jej się mnie zaskoczyć.

- Wygląda na to, że ktoś tutaj miał nas za nudziarzy i staruszków - odparł Amikal z udawanym oburzeniem. - Zapamiętaj sobie, Jagódko, elfy rzadko się starzeją, a wielu z nas nigdy nie dorasta.

Księżniczka wprowadziła nas do tawerny, która w środku była równie zachwycająca, co na zewnątrz. Na parterze rozstawiono okrągłe stoły z gustownie rzeźbionymi, krzesłami lub fotelami, przy których można było zjeść wieczerzę. Pierwsze piętro w pełni przeznaczono na salę taneczną, na której wirowały pary. Na podeście, po drugiej stronie groty, stało kilkoro grajków, a także trzech minstreli. Muzykanci grali, na harfie, flecie, skrzypcach i dzwonkach, spokojne i kojące melodie. Ostatnie piętro, podzielone zostało na kilkanaście sektorów odseparowanych od siebie białymi kotarami i sznurkami koralików, które lekko dzwoniły, przy każdym podmuchu wiatru. W powietrzu unosił się gęsty dym o dziwnym zapachu, którego nie potrafiłam rozpoznać. Byłam bardzo ciekawa, co może wyczuć mój wyostrzony zmysł powonienia, więc wzięłam głęboki wdech i już po chwili przekonałam się, że to nie był dobry pomysł.

Uderzyło we mnie kilkanaście różnych i bardzo intensywnych zapachów ziół, których nie byłam w stanie rozpoznać. Przytłoczyły mnie, do tego stopnia, że zakręciło mi się w głowie i straciłam równowagę. Na pewno bym upadła, gdyby nie Amikal, który w ostatniej chwili złapał mnie w pasie i postawił na nogi.

- Postaraj się nie oddychać, dopóki nie wyjdziemy na zewnątrz - poradził mi i poprowadził na świeże powietrze, gdzie już po chwili poczułam znaczną ulgę.

- Już mi lepiej, co to było?

- Nasza rasa, jest dość odporna na alkohol, jednak mamy słabość do kadzideł. Każde zioło ma inne właściwości, jedne są uspokajające, rozweselające, inne otumaniające, w zależności od tego, na co mamy ochotę - wytłumaczyła księżniczka.

- O, jak to wszystko ładnie opisałaś - zaśmiałam się. - Tam skąd pochodzę, nazywamy takie rzeczy narkotykami. To takie silnie uzależniające substancje.

- Pewnie masz rację. Wielu spośród nas nadużywa tych kadzideł, a niektóre są nawet zakazane, ze względu na ich intensywne właściwości. Bywają niebezpieczne, więc radzę ich nie próbować - wyjaśniła Meliandra.

Księżniczka wyprowadziła nas na taras do wolnego stolika, zajęła miejsce na jednej z poduszek i zaprosiła gestem, byśmy do niej dołączyły. Kiedy zamierzałam usiąść, znowu zakręciło mi się w głowie i Amikal musiał po raz kolejny przyjść mi z pomocą.

- Wyostrzanie zmysłów w sali pełnej dymu, nie było zbyt mądrym posunięciem. - Mówiąc to, ściszył swój głos do szeptu, tak by nikt przy sąsiednim stoliku, nie słyszał, o czym mówimy. Kolejne zdanie wypowiedział już normalnym tonem. - Następnym razem nie oddychaj tak głęboko, chyba że chcesz, bym cały wieczór trzymał cię w ramionach.

Pomiędzy Światami - Tom I: Przebudzenie animaga.Where stories live. Discover now