Wpis 68

543 42 11
                                    

04.09 Środa

- A kiedy wysiedliśmy z limuzyny, Pierre klęknął przede mną i powiedział, że pobierzemy się gdy tylko skończę szkołę. - Gabryśka wystawiła do nas rękę z pierścionkiem wsuniętym na palec.

- Ale duży ten kamulec. - obejrzałam pierścionek z każdej strony.

- To nie kamień, tylko diament. - cofnęła rękę.

- A czym innym jest diament jeśli nie kamieniem? - Adam narzucił plecak na ramię.

- No...diamentem.

Dla Adama to było za wiele, więc spojrzał przed siebie i poszedł na przystanek.

- I tak wiemy, że kupiłaś go na Allegro za dwadzieścia złotych. - Kaśka położyła dłoń na ramieniu Gabryśki i dogoniła Adama.

- Wstrętna zazdrośnica... - odprowadziła ich wzrokiem.

- To i tak najbardziej prawdopodobna historia o Francuziku ze wszystkich jakie opowiadałaś. - Anka przyglądała się z rozbawieniem wkurzonej twarzy Gabryśki.

- Faktycznie. Co tam jeszcze było? Właściciel trzech restauracji w Paryżu? - Grzesiek odwinął z papierka gumę i wrzucił ją do buzi, ale ta trafiła go w nos i upadła na szkolny parking.

- Czarny pas w karate, dzięki któremu pokonał zgraje rosyjskich gangsterów. - Aleks stukał coś na telefonie.

- Ukończona medycyna, która przydała mu się w leczeniu sierot na Arktyce. - Marcel wsadził rękę do spodni, poprawiając bokserki, więc wszyscy się skrzywiliśmy.

- Lot kosmiczny we współpracy z Nasa. - powiedziała Małgośka i zaraz spojrzała przepraszająco na Gabryśkę.

- Wy...wy wszyscy jesteście okropni! Nie chcę z wami rozmawiać. - ofuczana wsiadła do taksówki, którą zamówiła kilka minut temu w klasie.

- Jeśli teraz zgłosi się do psychiatryka, może jej jeszcze pomogą. - za naszymi plecami rozbrzmiał rechot Agnieszki kroczącej z Danką.

- Ten jeden raz muszę się z nią zgodzić. - powiedziała Anka, przyglądając się, jak obie przechodzą przez jezdnię.

- Lecę, rodzice już przyjechali. - przebiegłam przez parking.

- Pamiętaj, żeby dać mi spisać notatki z angielskiego. - zawołał za mną Grzesiek.

- Jakie notatki? - zatrzymałam się przy samochodzie.

- Te z twoich wakacyjnych korków. Tam musi być cała skarbnica cierpienia, które nas spotka!

- Skąd wiesz, że mam korepetycje? - zapytałam i w tym samym momencie Anka odwróciła głowę na bok, udając, że kompletnie nie wie o czy mówimy.

Przymrużyłam oczy i wsiadłam do samochodu.

- Cześć. - rozsiadłam się obok pani Justyny i pana Bartka.

- Cześć kochana. - pani Justyna się rozpromieniła.

- Jak było w szkole? - zapytał tata siedzący za kierownicą.

- Kuba pytał was przez całą lekcję? - pan Bartek się zaśmiał.

- W środy nie mamy angielskiego. Ale jutro pewnie nas to czeka...

- Wakacje dopiero się skończyły, dałby wam trochę luzu. - pani Justyna napiła się mrożonej herbaty.

- Jestem za. - podała mi butelkę, więc też sobie załyczyłam.

Dzień o smaku grejpfrutowej oranżadyWhere stories live. Discover now