Wpis 74

688 42 23
                                    

10.09 Wtorek

Przyglądałam się wiewiórce wspinającej się po drzewie za oknem. Jej futrzaste łapki poruszały się tak szybko, że jedynie mrugnęłam, a ona była już na innej gałęzi. Wystarczyło, że otarła się o któryś z żółtych liści, a ten spadał na dół, lądując obok pozostałych.

Słońce wychylało się dopiero zza dachów, więc w większości miejsc był jeszcze cień. Tam gdzie udało się dostać promieniom, połyskiwała rosa.

Przed tablicą stała pani Milczarek, nauczycielka przedsiębiorczości. Czytała tekst w podręczniku, dopowiadając do każdego fragmentu własne wyjaśnienia. Mimo, że widziała Ankę drzemiącą na moim ramieniu, nie przerywała, raz na jakiś czas na nią zerkając.

Nie mogłam przestać myśleć o angielskim. Chciałam już zobaczyć Szymańskiego, a musiałam czekać aż do ostatniej lekcji.

Usłyszałam za plecami głośne ciamkanie, więc zerknęłam na Dankę z policzkami wypchanymi czipsami.

Jej siniaki na twarzy miały dzisiaj jeszcze inne kolory.

Agnieszka zauważyła, że się im przyglądam. Jej oczy zionęły czystą nienawiścią, więc odwróciłam się przodem do tablicy.

Poczułam dzióbnięcie w plecy i aż się wzdrygnęłam. Tylko jedna osoba była w stanie wbić w człowieka długopis z taką siłą.

- Pogrzało cię...? - odwróciłam się do Agnieszki.

Siedząca z nią Danka, popatrzyła na nas zza paczki czipsów.

- Mikrusie, masz dwie dychy? - obklejone sztucznymi rzęsami oczy Agnieszki przymrużyły się w nieszczerym uśmiechu.

- No na pewno. - odwróciłam się z powrotem.

Dzióbanie nie ustawało. W końcu nie wytrzymałam i chwyciłam długopis, za nim dźgnęła mnie nim kolejny raz.

- Zaraz wydłubie ci nim oczy.

- Po co się tak denerwujesz, chcę tylko hajs na śniadanie. - wyglądała, jakby robiła to wszystko tylko po to, żeby mnie wkurzyć.

Anka się przebudziła i popatrzyła na nas zaspanym wzrokiem.

- Laska, weź pouderzaj łepetyną o ścianę, to może fiku miku ci się poprzestawia. - na nowo ułożyła się z rękoma na ławce, a Agnieszka objechała ją wzrokiem – Pospać w spokoju nie dadzą.

Zadzwonił dzwonek.

Wszyscy wyszli z klasy, na czele z panią Milczarek, która miała nas już serdecznie dosyć. Wyjście na korytarz zatarasowały mi Danka z Agnieszką.

- Aga, musimy to znowu robić? Przecież dopiero dostałaś kieszonkowe. Nie mam na to humoru, serio. - Danka chwyciła ją za ramie.

- Cicho siedź – nasyczała na nią - To jak będzie, dostanę te dwie dychy? - Agnieszka się nade mną pochyliła.

- Śliwę pod okiem możesz dostać.

- Z każdą sekundą procent rośnie. Obie wiemy nie od dziś, że jesteś mocna tylko w gębie, więc daruj sobie te groźby.

- Chcesz się przekonać...? Suwaj się z przejścia. - zaczęło się we mnie gotować i byłam pewna, że lada moment rzucę się na nią z zębami.

Agnieszka szturchnęła Dankę i ta niechętnie osaczyła mnie razem z nią jak porywacze z vana.

Wycofałam się w głąb klasy, nie wiedząc co tym wariatkom znów odwaliło.

- Czego ty chcesz, bo na pewno nie chodzi o wykupienie wszystkich drożdżówek ze sklepiku.

Dzień o smaku grejpfrutowej oranżadyWhere stories live. Discover now