Wpis 71

697 34 15
                                    

07.09 Sobota

Leżałam w wannie z kubkiem kakao. Na pralce za moimi plecami pochrapywał Budyń wtulony w ręczniki, a na kaloryferze paliło się kilka świeczek. Wpatrywałam się w laptop ustawiony na brzegu wanny, czekając z przejęciem aż w telewizji internetowej skończą się reklamy. Po chwili na ekranie pojawił się napis Penelopa: historia prawdziwej miłości.

Penelopa była w szoku. Nie wiedziała czy to naprawdę możliwe, że strażakowi podobają się mężczyźni?! A może po prostu chciał być uprzejmy, całując dłoń piekarza? Może pomylił jego delikatną urodę z blond niewiastą?

Penelopa musiała jak najszybciej poznać odpowiedzi na nurtujące ją pytania. Nie mogła przecież dzielić się z nikim widokiem mięśni strażaka połyskujących od oliwki w słońcu. A już na pewno nie z piekarzem, jej druhem i przyjacielem na dobre i na złe. Biceps strażaka nie mógł ich poróżnić.

Penelopa zasypana myślami, nie mogła już tego znieść i wyszła ze swojego pokoju, schodząc na dół do piekarni.

Piekarz wykładał babeczki za szybę, a przy stoliku kolorowała jego córka. Szczeniaczek leżał obok i obgryzał sznurówki jej małych bucików.

Penelopa przystanęła za ladą.

- Penelopo, czy coś się stało? - piekarz odłożył blachę.

- Ja... - nie mogła wydusić z siebie słowa – Idę na zakupy. - prędko opuściła piekarnię.

Nie mogła tak po prostu zapytać go, czy tak jak i ona, miłuje strażackie mięśnie.

Miała za to inny plan. Taki, który udzieli jej wszystkich odpowiedzi.

Penelopa zakradła się na tyły piekarni, gdzie leżał Ksawery, tutejszy pijaczyna o bujnym wąsie książęcym.

Wzięła z jego ręki butelkę trunku, a on niczego nie świadomy, spał dalej w najlepsze. Oblała kartony oparte o tylne drzwi piekarni i wyjęła zapalniczkę. Ogień pochłonął wszystko w przeciągu kilku sekund.

- Och, nie! - zerwał się na nogi Ksawery.

- Panie Ksawery, musimy uciekać! - złapała go za rękę i oboje wybiegli na ulicę.

- Dzwońce po straż! - zawołała kobieta z dziecięcym wózkiem. Wiozła w nim wór dorodnych pyr.

Penelopa wybrała numer i czekała, mając nadzieję, że przyjadą, za nim spłonie cała piekarnia. Kiedy jednak ogień zbliżał się już do jej pokoju, niemal pisnęła. Wyobraziła sobie jak płonie cała skarbonka z pieniędzmi, które zbiera pracą w piekarni i wieczornymi śpiewami w kawiarni. Do spłaty długu za kamienicę, którą niechcący podpaliła brakowało jej jeszcze tak wiele, że nie mogła pozwolić sobie na utratę tych pieniędzy.

Z daleka słychać było już syreny. Po chwili przed piekarnią zatrzymały się wozy strażackie. Penelopa przegnała swe lęki i obserwowała jak strażak wyskakuje na ulicę, rozrywając koszulkę skrywającą mięśnie. Nogi jej zatrzepotały i niemal padła na trawę, ale musiała być silna. Musiała trzeźwo wszystko obserwować.

Strażak wbiegł do piekarni, wypuszczając za zewnątrz kłęby dymu. Po chwili wrócił, niosąc w ramionach piekarza, jego córkę i szczeniaczka. Odłożył ich na ziemię, nie wypuszczając ich ze swoich bezpiecznych umięśnionych ramion.

Penelopa wytężyła wzrok, zdając sobie sprawę, że jej plan działa. Teraz mogła rozwiać swoje wątpliwości i lęki.

Kiedy jednak zobaczyła, jak piekarz z córką rumienią się otoczeni jego objęciami, zdruzgotana chwyciła się za serce.

Dzień o smaku grejpfrutowej oranżadyWhere stories live. Discover now