Wpis 70

492 34 19
                                    

06.09 Piątek

Siedziałam przed telewizorem z miską płatków. Pogodynka z atakiem kichania, przykuła moją uwagę na tyle, że nie zauważyłam, jak Budyń sięga do mojego śniadania.

- Budyń, nie wolno, znów będzie boleć cię brzuch. - poderwałam miskę z kolan, a on oblizał łapę z mleka.

- Gdzie twoja piżama w króliki? Będę prać jasne rzeczy – mama krzątała się po mieszkaniu razem z tatą.

Ona wycierała wszystkie kurze, a on biegał z mopem.

- Została u Szy... - płatki stanęły mi w gardle – U Anki.

Mama zerknęła w moją stronę, marszcząc brwi.

- Napisz jej, żeby przyniosła ci ją do szkoły, bo znów będziemy musiały jeździć do niej po połowę twojej szafy. - chwyciła płyn do kafelek, znikając w łazience.

Odłożyłam na stolik pustą miskę, więc Budyń ją obwąchał i popatrzył na mnie, machając z niezadowoleniem ogonem.

- Wypraszam sobie, jadłeś już śniadanie i to podwójne. - wzięłam miskę i zaniosłam ją do kuchni.

Okno obok lodówki było uchylone. Otworzyłam je na oścież i wychyliłam głowę na zewnątrz, przyglądając się osiedlu.

Nasz sąsiad, jak co dzień, szedł do piekarni pół godziny przed otwarciem, żeby mieć wszystkie ciepłe bułeczki dla siebie. Kilka znajomych twarzy śpieszyło się do pracy, a nastolatka z bloku naprzeciwko przysypiała na stojąco, czekając aż jej pies obwącha wszystkie krzaki.

Niebo było różowe, ale tam gdzie nie dotarło jeszcze wschodzące słońce, świeciło kilka pojedynczych gwiazd.

Poszłam do swojego pokoju i wrzuciłam do plecaka piórnik, zauważając, że go nie spakowałam.

Otworzyłam szafę, przyglądając się górze poskładanych spódniczek i reszcie ubrań zwisających z wieszaków. Jakoś nie miałam pomysłu co ubrać.

Budyń otarł się o moje nogi i wskoczył do szafy, zaczynając ugniatać pazurami ubrania.

- Czyli biała mówisz. - podniosłam jego przednie łapy, biorąc spódniczkę, na której siedział.

Zdjęłam z wieszaka różową koszulę i pozbyłam się piżamy. Podwinęłam rękaw nad gipsem, pozapinałam guziki, pociągnęłam za suwak spódniczki i rozplątałam warkocze, padając na łóżko ze szczotką w ręce.

Jednak wstawanie wcześniej jest najlepsze. Nie trzeba się nigdzie śpieszyć. Szkoda tylko, że tak rzadko mi to wychodzi.

Miałam jeszcze trochę czasu, więc posiedziałam na telefonie z Budyniem na brzuchu. Podniosłam się z łóżka dopiero kilka minut po siódmej.

- Wychodzę już, papa. - zawołałam do taty, narzucając na ramię plecak.

- Miłego dnia! - przerwał pucowanie okien.

Wysiadłam z autobusu pod szkołą i rozpięłam bluzę. Im słońce było wyżej, tym robiło się cieplej.

Już na parterze słychać było czyjąś kłótnię, ale dopiero kiedy weszłam po schodach, umiałam rozpoznać czyje to głosy.

- Bez swojego przydupasa już nie jesteś taka mądra, co? - wokół Kaśki unosiła się taka wściekłość, że aż reszta klasy się od niej odsunęła.

Adam musiał ją przytrzymywać, żeby nie rzuciła się na Agnieszkę z pazurami.

- Jak nazwałaś Dankę? - Agnieszkę trzymał za ramiona Aleks.

Dzień o smaku grejpfrutowej oranżadyWhere stories live. Discover now