8

433 27 2
                                    

Nawet się nie spostrzegłam, a minęło już jedenaście lat odkąd odkryłam skrywaną tajemnicę rady i zostałam wyrzucona. Wtedy też spotkałam Alastora, który pokazał mi swój świat i wciaglął w swoje krwawe hobby, którego anioły raczej by nie pochwaliły, ale już nie byłam jednym z nich.
W ciągu tych jedenastu lat pomagałam mu i towarzyszyłam, gdy tylko miałam okazję. Zżyliśmy się ze sobą. Nie mogliśmy rozmawiać, ale mu to nie przeszkadzało. Codziennie prowadził monologi, które były skierowane do mnie. Opowiadał mi o wszystkim co zdarzyło się w jego pracy, jak minął jego dzień. Dzielił się, też ze mną swoimi uczuciami, tymi dobrymi jak i złymi. Zawsze uważnie go słuchałam, czasem odpowiadałam mu tak jak potrafiłam.
Był jedyną osobą której ufałam i on zdawał się mi ufać na swój pokręcony sposób. Żyło mi się bardzo dobrze, niczym się nie przejmowałam.
Pamiętam jak jednego dnia Alastora odwiedziła jego przyjaciółka Mimzi. Strasznie się do niego kleiła i nawet moje ostrzegawcze sygnały zostały przez nią zlekceważone. To jeszcze mogłam znieść, ale gdy tylko chciała mnie pogłaskać prawie udało mi się odgryźć jej rękę. Pamiętam jak szybko opuściła mój dom. Nie polubiłyśmy się.
Czasem też, gdy były specjalne okazje i Alastor prowadził audycje radiowe z ważnymi gościami w studiu. Zawsze wtedy zabierał mnie ze sobą, gdyż spedzał w pracy wiecej czasu. Podczas takich uroczystości byłam najgrzeczniejszym psem pod słońcem. Wszyscy mnie tam uwielbiali. Zawsze miło wspominam takie uroczystości, szczegolnie gdy właśnie była taka okazja i na audycję radiową zostały zaproszone dzieci z pobliskiego sierocińca. Cel był prosty zachęcić słuchaczy do wpłacania dotacji na ten dom dziecka. Co skończyło się sukcesem.
Świetnie bawiłam się z tymi dziećmi, był to jeden z ciekawszych dni w radiu, choć bardzo męczący.
Wyszliśmy z domu i udaliśmy się w stronę lasu. Księżyc świecił słabo na niebie tak jak wtedy gdy pojawiłam się tu na ziemi pierwszy raz. Ruszyliśmy w sam środek lasu poszukując jakiejkolwiek żywej duszy. Mężczyzna bacznie się rozglądał i nasłuchiwał, a ja węszyłam w poszukiwaniu tropu.
Czułam naprawdę sporo zapachów dzikich zwierząt i tych udomowionych, które zapuszczają się w las. Wyczuwałam też człowieka, który tedy szedł. Ruszyłam jego tropem, a mężczyzna był tuż za mną. Alastor miał przygotowaną do strzału strzelbę gdybyśmy spotkali po drodze zagrożenie.
Las był bardzo cichy i pusty, ale tym sie nie przemowałam. Najbardziej niepokoiło mnie to że w powietrzu roznosił się zapach psów.
Szłam przodem, a w pewnej odleglosci ode mnie kroczył Al. Nie zwalnialiśmy tempa wędrówki, ale również zachowywaliśmy ciszę.
Usłyszałam dźwięk łamanej gałązki i od razu moją cała uwaga skierowała się w tamto miejsce. Tego odgłosu nie wydał znany mi mężczyzna tylko nieznajomy, tego byłam pewna.
Szukałam go wzrokiem, ale nie było nikogo.
Mężczyzna przykucnął i bacznie obserwował okolicę. Nigdy nie mieliśmy takiej sytuacji. Miałam przeczucie, że zaraz stanie się coś złego. Ku mojemu nieszczęściu moje obawy się sprawdziły. Byliśmy otoczeni przez duże psy myśliwskie.
Stanęłam blisko Alastora, bo wiedziałam, że boi się psów z jednym wyjątkiem- mną.
-To ty jesteś mordercą, którego szuka policja- bardziej stwierdził, niż zapytał się nieznajomy głos. Mężczyzna, który celował strzelbą w głowę Alastora, który też celował swoją bronią w to samo miejsce.
Warknełam i zaszaryzowałam na obcego bez żadnych skrupułów. Chciałam wbić mu zęby w gardło. Wszystko działo się bardzo szybko.
Wszyscy rzuciliśmy się na siebie nawzajem w ułamku sekundy. Ja na bezimiennego mężczyzne, jego psy na mnie, a Alstor na niego.
Poczułam jak wiele ostrych kłów wbijaja się w moją skórę, kalecząc ją. Walczyłam zacięcie. Próbowałam odgonić te bestie od siebie, ale miały przewagę liczebną. Moje ciało nie było już tak wytrzymałe jak kiedyś, starałam się. Choć było ich więcej dawałam z siebie wszystko, nie pozwalając im tak łatwo mnie pokonać.
Usłyszałam wystrzał z broki i okrzyk z bólu wydany przez Alastora. Wstąpiła we mnie nowa siła i determinacja, aby pomóc mężczyźnie. Nue myśląc wiele wyrwałam się otaczającym mnie przeciwnikom i biegiem ruszyłam w stronę mężczyzn.
Szarpali się oni na ziemi, próbując zadać sobie jak najwięcej ciosów. Przeciwnik Alastora był większy i silniejszy, ale bronzowooki był zwinniejszy.
Zanurzyłam kły w skórze i z całej siły zacisnęłam szczęki. Usłyszałam chrupnięcie, a w pysku poczułam krew, co mnie jeszcze bardziej nakręciło. Nikt nie będzie krzywdził mojego przyjaciela.
Trzymałam mocno i nie puszczałam, choć dostałam kilka ciosów w pysk.
Nie przemyślałam jednego, atakując. Zostawiłam Alastora bez żadnej obrony przed psami, które mnie omal nie rozszarpały.
Puściłam ramię i ruszyłam na pomoc mojemu opiekunowi, ktory był przerażony. Było za późno. Psy bezlitośnie gryzły go z wszystkich stron.
Mimo to nie traciłam nadziei w ułamku sekundy ponownie walczyłam już z psami, które straciły zainteresowanie brozowookim.
-Jakieś ostatnie słowo morderco- warknął.
-Zawsze była moim aniołem stróżem- wyszeptał mężczyzna, zanim nastąpił huk broni.
Wtedy straciłam sens życia i osobę, która była dla mnie ważna.

~16 lat później~
Błąkałam się po lesie w samotności, nie wiem ile czasu minęło. Nie obchodziło mnie to. Przez moją nieuwagę Alstor nie żyje i winić mogę tylko siebie, nikogo innego. Gdybym zauważyła, że to jest pułapka może wszystko potoczyło by się inaczej.
Tego feralnego dnia morderca wraz z swoimi psami zostawili mnie na śmierć w lecie, cudem udało mi się przeżyć.
Nigdy nie wrociłam do naszego domu. Zżerało mnie poczucie winy i samotność. Każdego dnia wspominałam chwilę, spędzone z nim, co było dla mnie udręką.
Czułam, że się starzeje. To nic dziwnego przecież nie miałam być tu wiecznie. Wiedziałam, że za kilka godzin stanę przed radą, czułam że powili umieram. Myślałam co zrobić. Ugiąć się czy zbuntować się.
Nie miałam już więcej sił, aby kontynuować wędrówkę. Położyłam się na ziemi koło drzewa, które obrastało mech. Moje oczy zamknęły się i odleciałam.

Upadła gwiazda | Hazbin HotelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz