Rozdział 5.

224 14 4
                                    

Adrianna znajdowała się w krainie pełnej mroku, smutku, ciemności i cierpienia. Nie wiedziała dokładnie, gdzie ona jest, ale czuła, że nie spotka jej tu nic dobrego.

Biegła.

Bardzo szybko, przed siebie, nie oglądając się w tył. Słyszała w oddali przeraźliwie wycie wilków, a to nie wróżyło nic dobrego.

Czuła, że jest zmęczona. Mimo, że jest wysportowana, to bieg spowodował, że jej płuca ledwo dawały radę z oddychaniem, lecz nie mogła sobie pozwolić na to, aby się zatrzymać.

Na pewno nie teraz.

Mija obumarłe drzewa, które prócz sterczących gałęzi nie miały nic, krzewy, z których sypały się drobne listki oraz brzydkie, stare konary wyrastające z gleby. Była zima, a ona nie miała na sobie ubrań przystosowanych do tej pory roku, ale nie było jej wcale chłodno, gdyż wzmożony wysiłek dostatecznie ją rozgrzał.

Dziewczyna zwolniła czując, że nie daje już rady. Zatrzymała się, opierając o drzewo, po czym odruchowo rozejrzała się dookoła. Oparła się o nie odpoczywając, aby jak najszybciej uciekać.

Ale przed czym?

Ada nie widziała nic, prócz ciemności, którą oświetlał niezwykle duży, a zarazem przepiękny oraz złowieszczy księżyc w pełni. Ona po prostu czuła, że znajduje się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwej porze.

Słysząc wycie wilka, bez namysłu zerwała się i biegła przed siebie w nadziei, że jak najszybciej oddali się od niebezpieczeństwa. Skakała, omijała przeszkody, lecz gdy sam diabeł podkusił ją, aby się odwróciła zobaczyła parę złotych, dużych oczu.

Krzyknęła.

Chcąc przyspieszyć nie zauważyła wystającego konaru, o który Adrianna potknęła się lądując na zlodowaciałej ziemi pokrytej delikatnymi płatkami śniegu. Niefortunnie upadła, gdyż odczuwała ból w lewej ręce, zaś na jej łydce pojawiła się spora, krwawiąca rana.

– Przede mną nie uciekniesz, maleńka. – powiedział nieznajomy. – Jesteś moja i nic tego nie zmieni... – usłyszała męski, przyjemny dla ucha głos, który pomimo swych atutów przyprawił ją o gęsią skórkę. Do dziewczyny zbliżała się postać, najpewniej ubrana na czarno, lecz Ada nie była w stanie nikogo dostrzec. Ogarniał ją strach, a gdy mężczyzna zbliżył się do niej...

Adrianna głośno krzyknęła, otwierając szeroko oczy, mimowolnie podnosząc się do siadu. Oddychała ciężko, a na jej czole pojawiły się kropelki potu. Kot Leon, który smacznie sobie spał w najlepsze, na skutek nagłej reakcji Ady zerwał się, dosięgając do swojej szabli i przybierając bojową postawę.

– Kto tu jest?! Wyłaź, łotrze, rozprawię się z Tobą natychmiast! – powiedział donośnie, a Ada w tym czasie próbowała się uspokoić. Odruchowo odrzuciła od siebie kołdrę i obejrzała swoją nogę. Była cała, ani śladu krwi, zadrapań, niczego. Ręka również jej nie bolała, więc musiał to być bardzo zły sen.

– Leon, daj spokój, to był tylko koszmar. Nikogo tu nie ma. – wyjaśniła po chwili dziewczyna widząc, że kot zaczął przeszukiwać pokój mamrocząc pod nosem, że jest wielkim wojownikiem, zna karate, jujitsu i nie boi się niczego, a ponadto jest kotem, więc ma niezawodną broń – ostre jak brzytwa pazury, których nie zawaha się użyć.

– Ado, co Ci się śniło? – zapytał z troską, gdy ponownie wskoczył na łóżko, chowając szablę. Żałował, że nie mógł jej użyć, gdyż ostatnimi czasy nie miał jak się popisać przed Adą tym, jaki to z niego wspaniały rycerz. Oczywiście wtedy, gdy jest trzeźwy.

Jesteś moją bajką   |  Akademia Pana KleksaWhere stories live. Discover now