Rozdział 6

13 2 0
                                    

-Nie, co to w ogóle za pytanie?-Powiedziałam do chłopaka prześmiewczo, ten jednak dalej miał poważną minę.

-Wiem wszytko o twoim ojcu.-Powiedział, i sięgnął po teczkę która leżała na podłodze. Zmarszczyłam brwi na jej widok ale nic nie mówiłam. Szatyn otworzył teczkę wyjmując jakieś papiery i zaczął machać nimi przed moimi oczami.-Jego czarne interesy.-Zmarszczyłam brwi sięgając po dokumenty, chłopak podał mi je do ręki a ja zagłębiłam się w przerzucaniu kartek dopóki nie zauważyłam znanego mi nazwiska.

Daisy Liliana Spencer

Postępowanie wobec  sprawy Daisy Lilianie Spencer zostaje umorzone na prośbę prawnego opiekuna oraz biologicznego ojca osoby zmarłej Vincenta Spencera oraz jego żony biologicznej matki Rebecki Spencer. Kwota zapłacona: 1 000 000 funtów.

Sprawa Daisy Liliany Spencer zostaje umorzona. Sprawca nieznaleziony.

Nie umiałam się ruszyć, Daisy moja starsza siostra została zamordowana kiedy miałam 7 lat, cała sprawa mnie wtedy przytłaczała o dziwo moi rodzice nie przechodzili tego samego co ja, myślałam kiedyś że jej nie kochali dlatego nie tęsknili, lecz przyczyna była inna i właśnie miałam się jej dowiedzieć. Przerzuciłam kartkę widząc kolejny dokument, tym razem sędziego który prowadził całą sprawę Daisy.

Sprawca morderstwa Daisy Liliany Spencer.

Mordercą 15-Letniej Daisy Liliany Spencer okazał być się Vincent Spencer Biologiczny ojciec osoby zmarłej. Sprawa umorzona kwota zapłaty: 1 000 000 Funtów. Dokumenty na temat sprawy Daisy Liliany Spencer mają zostać doszczętnie zniszczone.

Podniosłam wzrok na Williamsa który patrzył na mnie z troską w oczach, lecz z moich można było wyczytać ból który przysłoniły łzy nie hamowałam ich nie dała bym rady. Mój własny ojciec był zdolny do zabicia swojej córki, rozpadałam się na małe kawałeczki nie dało się już ich pozbierać jak przez ostatnie te lata. Poczułam jak Victor przyciska moje bezwładne ciało do siebie, przez całe życie mieszkałam z mordercą pod jednym dachem. On nie mógł mnie przytulać, przecież mnie nie ma rozpadłam się nie istniałam.

-Spokojnie, jestem z tobą.-Wyszeptał cicho Williams, trochę mnie to uspokoiło ale sama myśl o moim ojcu mnie przerażała, wręcz przerastała. To mogłam być ja chciałam być to ja, od zawsze miałam być to ja. Ona na to nie zasługiwała, rany po jej śmierci już lekko zanikały, zanikały odkąd poznałam Victora. Lecz teraz znowu je rozdrapałam a raczej mój ojciec, otworzyłam oczy zdając sobie sprawę że żyje poruszyłam się lekko w ramionach Williamsa na co ten od razu rozpoznał mój gest i wypuścił mnie z objęć. Wzięłam głęboki wdech biorąc do ręki papiery, było ich dużo, nie miałam siły ich przeglądać więc je odłożyłam wpatrując się przed siebie, nie mogłam wrócić do domu nie mogłam na niego spojrzeć nie dała bym rady. Podkuliłam nogi ignorując że mam na nogach buty oparłam na kolanach brodę wzdychając, nie miałam co zrobić, przecież nie mogę zamieszkać z Victorem Williamsem tym samym wrednym współpracownikiem mojego ojca który był mordercą. Nawet nie zwróciłam uwagi na to kiedy szatyn się ubrał, nie interesowało mnie już nic miałam dość. Siedziałam tak piętnaście minut, a może dwie godziny i rozmyślałam nad wszystkim co się stało gdy z zamyślenia wyrwał mnie dziewczęcy głos.

-Czas się najebaaaaać!-Krzyknęła Maddison schodząc po schodach z Vanessa u boku.-Zadzwoniłyśmy po chłopakówwww.

Dziewczyna na pewno była wstawiona, patrzyłam na nie z wódką w ręku Maddie podała mi butelkę z alkoholem na co zadowolona wzięłam i wypiłam całość, potrzebowałam tego bardziej niż kiedy indziej. Williamsa z nami nie było jednak bez niego umiałam się super bawić, nie licząc kolejnego świeżego siniaka na brzuchu. Razem z dziewczynami odsunęłyśmy kanapę aby zapewne zagrać w butelkę. Do domu pewnym krokiem wszedł Tyler a za nim Reggie, na tego pierwszego Maddie od razu się rzuciła, dopiero teraz zauważyłam Victorię pomachałam do dziewczyny na co od razu do mnie i Vanessy podeszła. Już w ich towarzystwie o wszystkim zapomniałam, już po kilku minutach do domu weszła Liza z Mikem trzymając go za rękę, dalej nigdzie nie widziałam Williamsa. Przywitałam się z każdym oprócz Reggie'go, po ostatnim wyzwaniu które mi rzucił upewniłam się ze jest skończonym chujem. Ci ludzie mieli zegarek w dupie, od razu kiedy skończyłam witać się z Mikiem wszyscy rzucili się na podłogę siadając w kółku, zorganizowani są. Zajęłam jedyne wolne miejsce z którego nie byłam zadowolona po mojej prawej siedział Reggie a po lewej Tyler, Vanessa wyzerowała butelkę z alkoholem którą trzymała aby nią zakręcić. Durna ta gra.

-Tyler!-Krzyknęła głośno przez co się wzdrygnęłam.-Pyytanie czy wyzwanie.

-Pytanie.-Powiedział prześmiewczo, na co Vanessa zaczęła szukać pytań w telefonie zmarszczyła brwi czytając coś w urządzeniu aby potem się głośno zaśmiać.

-Kto dominuje w łóżku.-Zaczęła się śmiać jeszcze głośniej. Tyler zasłonił twarz dłońmi a na pytanie odpowiedziała Maddison.

-Jaaaaa!-Krzyknęła podnosząc rękę jakby się zgłaszała do odpowiedzi, nie mogłam powstrzymać śmiechu podobnie tak jak reszta, uwielbiałam tą grupę pomagała mi zapomnieć o wszystkim co się dzieje w moim życiu, chociaż też nie wiem czy to nie zasługa alkoholu który znowu wypiłam. Tyler ponownie zakręcił szkłem tym razem wypadło na Reggiego.

-Wyzwanie.-Wyprzedził z pytaniem Vanesse która tylko przewróciła oczami.

-Pocałuj osobę po swojej lewej.-Mruknęła znudzona czytając z telefon jednak gdy spojrzała na mnie i zdała sobie sprawę co zrobiła.-Znaczy wiesz to nie ja wybieram.-Zaczęła się tłumaczyć machając urządzeniem gdy ja poczułam czyjąś ciepłą dłoń na udzie, nie była to ręka Victora a Reggiego wzdrygnęłam się na jego gest odwróciłam głowę w jego stronę niemal odskakując od niego, nasze wargi się musnęły nie byłam gotowa nie chciałam tego. Reggie podniósł rękę do góry na co się skuliłam odczytując gest że chciał mnie uderzyć, jednak źle to wyczytałam nie chciał mnie uderzyć.

-Reggie kurwa.-Usłyszałam znajomy głos jednak nie był to Williams a Connor, także pomyślał że chce mnie uderzyć jak chyba cała reszta spojrzałam niepewnie na Reg'a który patrzył na mnie ze zmarszczonymi brwiami przeniosłam wzrok na Connora który przed chwilą wszedł do domu Vanessy. Poczułam nieznane mi dłonie na talii to był Tyler zamienił się ze mną miejscem aby teraz on siedział obok Reggie'go. miłosierny człowiek. Spojrzałam na Maddison która siedziała teraz obok mnie była zszokowana podobnie jak ja, drzwi do domu ponownie się otworzyły jednak ponownie nie był to Victora...

O kurwa...

James. od razu wstałam patrząc na blondyna, mi już wystarczy atrakcji na dzisiaj mam dość. Gdy chłopak zaczął się zbliżać cofnęłam się, każdy zauważył mój gest bałam się go, bałam się że mi coś zrobi.

-Diana daj mi to wytłumaczyć.-Moje oczy od razu się zaszkliły na jego głos, nienawidzę go tak bardzo. Pokręciłam głową cały czas cofając się od blondyna, ten nie dawał za wygraną i dalej podchodził po moich policzkach ciurkiem spłynęły łzy, wreszcie napotkałam się ze ścianą zapominając że ktokolwiek tu jest i że są w stanie mi pomóc.-Zależy mi na tobie.

-Czego nie rozumiesz.-Wyszeptałam, nie umiałam nic głośniej powiedzieć.-Daj mi spokój.- Gdy ten chciał się odezwać Mike odciągnął go patrząc na mnie pytająco, chciał go uderzyć byłam zmieszana chciałam aby dostał ale już miał nauczkę od Williamsa. Pokręciłam głową na co Mike przewrócił oczami.-Zabierz go stąd, proszę.

Chłopak pokiwał głową, wręcz wykopując Jamesa.

-Wszystko dobrze?-Głos Maddison wyrwał mnie z transu, dziewczyna była mi najbliższa z całej grupki i zdecydowanie najmilsza. Spojrzałam na blondynkę jednak moją uwagę zwróciło to że każdy stał wokół mnie, nie wiem jak tego nie zauważyłam. Pokiwałam niepewnie głową.

-Pójdę już.-Powiedziałam, tylko gdzie. Odeszłam od wszystkich ubierając kurtkę gdy już miałam otworzyć drzwi ktoś zrobił to za mnie. Niemal mnie zatkało na widok, Victora Williamsa z wielkim bukietem białych róż, zamrugałam kilka razy nie mogąc uwierzyć w ten widok. One były dla mnie? Patrzyłam z niedowierzaniem na szatyna który lekko się uśmiechnął na moje zdezorientowanie, dopiero teraz zdałam sobie sprawę że nigdy nie ostałam kwiatów od mężczyzny, nie licząc mojego dzieciństwa dostałam kiedyś od obcego dziecka z którym się bawiłam płatek białej róży.

-Diano Rosanno Spencer.-Jak dawno nie słyszałam swojego drugiego imienia.-Zamieszkasz ze mną?

-Kurwa, ja myślałam że się jej oświadczy a ten z zamieszkaniem wjeżdża.-Usłyszałam za sobą głos Lizy, brzmiało to jak oświadczyny. Dopiero teraz doszło do mnie że on chce abym z nim zamieszkała zaśmiałam się próbując obrócić to w żart ale ten dalej miał poważną minę.

-Ty tak na serio?-Zapytałam zszokowana patrząc na wielki bukiet białych róż. No to mnie zagiął. Jednak wszystko miało się zmienić gdy zrobi jedną rzecz, jedną a znaczącą tak dużo.

Nie zapomnij o gwiazdce!⭐️

Ig:FikcyjnaAutorka

Devil's DealsWhere stories live. Discover now