ROZDZIAŁ TRZECI

3.4K 276 80
                                    

GRACE

Evangelina wychyliła się zza kotary mniej więcej trzydzieści minut po tym, jak weszła za nią, aby się przebrać. Sylwetkę dziewczyny opinało teraz pudrowe body i biała spódniczka tutu. Niemal natychmiast zwróciłam uwagę na to, że moja koleżanka z grupy wygląda o wiele szczuplej niż zapamiętałam to przed wakacjami. Jej skóra była niezdrowo blada i miała podkrążone oczy, w których na próżno doszukiwałam się dawnej iskierki radości.

Na ten widok zacisnęłam zęby i momentalnie zgniotłam w dłoni pustą butelkę po wodzie. Przepełniła mnie fala gniewu, gdy domyśliłam się, że wygląd dziewczyny był efektem niczego innego jak docinek ze strony profesor Clark. Starej i niezwykle niesympatycznej kobiety, która uczyła nas repertuaru scenicznego. Evangelina nie była pierwszą i zapewne nieostatnią ofiarą chorych ideałów. Takich osób jak ona było więcej, bo zwracanie uwagi na aparycję i wytykanie mankamentów było niestety często spotykanym zjawiskiem wśród ludzi z baletowego otoczenia.

Victor wraz z Willow przygotowywali mnie do tego od dawna. Kiedy tylko zaczęłam swoją przygodę z tańcem, nieustannie powtarzali, że nigdy mam nie brać do siebie słów obrzydliwych i zawistnych ludzi. Uczyli mnie głośnego wyrażania własnego zdania i zadbali bym oprócz twardego serca, miała równie twardy tyłek. Pewnie dlatego nieszczególnie brałam do siebie uwagi na temat swojego wyglądu. Gorzej natomiast było z tymi dotyczącymi brzydoty wewnętrznej. Nie raz nie dwa usłyszałam od nauczycieli, że mam paskudny charakter, jestem zbyt uparta czy zawzięta i że na dłuższą metę nie doprowadzi mnie to do niczego dobrego.

Cóż, nawet jeżeli mieli rację, nie pokazywałam po sobie, że w jakikolwiek sposób mnie to dotykało. Miałam to szczęście, że się uodporniłam, bo inni z delikatniejszym sercem i słabszą psychiką kończyli tak jak Eve.

I chyba nic nie bolało mnie bardziej niż świadomość tego jak zgniły jest otaczający mnie świat.

— Po tylu latach w tym chorym bagnie, nadal się tym przejmujesz, co?

Poczułam lekkie pchnięcie w bok i kiedy odwróciłam głowę, moje spojrzenie natychmiast ścięło się z tym należącym do Tairy. Dziewczyna tak samo jak ja, siedziała na brzegu sceny i uważnie obserwowała wszystkich dookoła.

Zanim przeniosłam się do własnego mieszkania, przez cztery lata dzieliłyśmy pokój w internacie i jeśli miałabym jakkolwiek określić naszą relację, powiedziałabym, że tworzyłyśmy razem dwie zupełne sprzeczności. Ja najbardziej na świecie ceniłam sobie święty spokój. Taira była z kolei huraganem, który nieustannie i na wszelkie możliwe sposoby mi to utrudniał.

Początkowo niezwykle działała mi tym na nerwy i częściej niż dwa razy w tygodniu ostro się przez to kłóciłyśmy. Z czasem jednak zaczynałam przywykać do jej gadatliwości, stylu bycia i zwyczajnie zaczęłam lubić tę ogromną przepaść pomiędzy nami. Nigdy głośno nie nazwałam jej przyjaciółką, ale z pewnością była mi bardzo bliska. Bliższa niż ktokolwiek inny w tym okropnym miejscu.

— Nie. Po prostu denerwuje mnie fakt, że nic nie mogę z tym zrobić. — odpowiedziałam cicho.

— Jak my wszyscy tutaj. — stwierdziła beztrosko wzruszając ramionami. Może nawet zazdrościłam jej trochę tej obojętności. — Posłuchaj, Gri. Balet jest piękny, ale niestety ma też swoje brzydkie strony i musisz to w końcu zaakceptować.

— To nie jego strony są brzydkie, tylko ludzi, którzy go uczą.

— Bądź co bądź, nadal tego nie zmienimy. Jesteśmy tutaj w końcu tylko nic nieznaczącymi pionkami. Mamy ładnie wyglądać, pięknie się uśmiechać i robić to, co nam każą. Takie trochę więzienie, za które nasi rodzice zapłacili kupę forsy. — zeskoczyła na ziemię a następnie stanęła tuż przede mną. Umiejscowiła się wygodnie pomiędzy moimi udami i zaparła o nie łokcie. — Tak odbiegając od tematu, to Gabrian mnie wczoraj o ciebie pytał. — dodała szeptem z figlarnym błyskiem w oczach.

Soft And Graceful | 18+Where stories live. Discover now