18. Bukiet goździków

3.9K 324 47
                                    

Hunter

- Czemu, to jest tak, kurwa, wąskie! - warknąłem próbując jakkolwiek usiąść.

- Bo to fotele w teatrze. - powiedział Max z śmiechem. - Tutaj wszystko jest takie jakieś....sztywne. 

Wziąłem głęboki oddech i w końcu usiadłem na swoim miejscu. Tak wyszło, że siedzieliśmy gdzieś pośrodku, co było dobrym posunięciem, bo z samego przodu siedzieli nauczyciele i rodzice, a z tyłu osoby, które urwały się z lekcji - właściwie, to nimi byliśmy my. 

Dwójka kretynów, którzy urwali się z matmy, żeby oglądać występ baletu. 

Dość niepewnie rozglądałem się po sali, nie wiem czy w poszukiwaniu znajomych twarzy czy może resztek rozumu - obstawiałem raczej to drugie.  Poprawiłem rękawy ciemnej koszuli, a dłonią przejechałem po elegancko ułożonych włosach - na prawdę się przygotowałem, bo czystością lśniły nawet moje buty. 

Gdy światła powoli zaczęły gasnąć, ostatni raz spojrzałem na ekran komórki, a bukiet *goździków, ułożyłem wygodniej na kolanach. Nie miałem pojęcia, dlaczego się w ogóle stresowałem, skoro to nie był mój występ - chyba obawiałem się tego, co chciałem zrobić tuż po nim. 

Dzisiaj chciałem spełnić kolejne punkty z mojej listy, która na prawdę, zaczęła mi pomagać, a ja czułem, że jeszcze chwila i dotrę do celu. 

Duża czerwona kurtyna zaczęła się odsłaniać, a my mogliśmy usłyszeć pierwsze dźwięki muzyki, której kompletnie nie znałem. Był to prawdopodobnie rodzaj muzyki klasycznej, której raczej nie słuchałem, więc nie czułem się gorzej, nie znając danego kawałka. Na samej scenie, stała też drobna scenografia, która została zaprojektowana tak, żeby nie przyćmić tancerzy. 

Gdy tony muzyki, zaczęły się odrobinę zmieniać, na scenę wpadły dwie dziewczyny, które prezentowały układ, który totalnie mi się nie podobał. Wyglądało to trochę tak, jakby tańczyły randomowe ruchy - żenada. 

Dopiero gdzieś w połowie, zacząłem się prostować, bo zauważyłem najpiękniejszą baletnicę z wszystkich. Gdy tylko to zrobiłem, poczułem, jak kumpel szturcha mnie w bok i śmieję się pod nosem - kretyn. 

Hazel wyglądała jednym słowem, przepięknie. 

Dłuższa, tiulowa spódnica, zatrzymywała jej się kawałek przed kolanem, a górna część stroju, która była na ramiączkach, wydawała mi się zbyt kusa. Swoje długie włosy, miała związane w idealny kok, a na stopach, miała dziwny rodzaj baletek. 

Dziewczyna robiła piruety przez połowę sceny, po czym zatrzymywała się przy jakiejś dziewczynie - dopiero chwilę potem, rozpoznałem w niej Hailie. Obie dziewczyny wykonywały ruchy pełne gracji, które mieszały się z delikatnymi, jak piórko piruetami. Wyglądało to, na prawdę ekscytująco, i mówię to ja. 

Tak na prawdę, balet mógł mi się dalej nie podobać, ale podobała mi się Hazel i wiem, że ją mógłbym oglądać tutaj godzinami. Siedzieć na tym pieprzonym, ciasnym krześle, i obserwować każdy wykonywany przez nią ruch. Hazel była czystą poezją, która poruszała się z wcześniej nieznaną mi wytwornością i rodzajem gracji, który był niczym płatek śniegu - niczym marzenie. 

Już do końca, wpatrywałem się jedynie w nią, nawet, gdy główna baletnica, zaczęła tańczyć swoją część. 

Gdy tylko wszyscy tancerze pojawili się na wielkiej scenie, złapali się za ręce, a widownia klaszcząc, zaczęła wstawać - a w tym ja. Byłem dumny z swojej dziewczynki, znaczy...prawie mojej dziewczyny, ale to zawsze coś, prawda? 

Mogłem odważnie stwierdzić, że Hazel drażniły już dłużące się oklaski, bo cała reszta uczniów z kierunku baletowego, uśmiechała się szeroko i jedynie dziewczyna, miała grymas niezadowolenia na twarzy. Szybko się to jednak zmieniło, bo chyba dojrzała kogoś na widowni i uśmiechnęła się szeroko - na moment zrobiło mi się przykro, że to do mnie się tak nie uśmiecha. 

My Dear, Hazel 16+Where stories live. Discover now