31. Anioł w szarym dresie

3.4K 305 27
                                    

Hazel

Na każde swoje urodziny, dostawałam coś drogiego, bądź okazałego - największy domek dla lalek, stertę lalek, setki sukienek, zagraniczne wycieczki, gadżety wartę fortunę, a raz dostałam od ojca nawet małego kucyka. Miał on bujną grzywę, którą mogłam zaplatać w warkocze i lśniące, brązowe oczy. 

Mimo tego, że te wszystkie prezenty były intrygujące i naprawdę je lubiłam, to nie mogły równać się one z prezentami, które dostawałam od kilku dni, od Hunter'a. Chłopak regularnie pojawiał się w szpitalu i nigdy nie przyszedł z pustymi rękami. 

Jednego dnia przyniósł mi bukiet kwiatów - a starając się przypodobać rodzicom, przyniósł on też kwiaty mamie - kolejnego dnia, dostałam od niego śliczną laurkę, która wykonana była własnoręcznie. Mogłam domyślić się po tym, że niektóre narysowane na niej kształty, były nierówne, a klej w pewnych miejscach nie wysechł.

Było to jednak urocze, a mama podzielała moje zdanie. Czułam nawet, że tata zaczął tolerować obecność Hunter'a, choć zazwyczaj wychodził z sali, gdy chłopak się pojawiał. Niekoniecznie pojmowałam jego tok myślenia, ale nie chciałam go oceniać, bo każdy podchodził do wszystkiego inaczej. 

Ja lubiłam wszystko poznawać wolniej i nie lubiłam wychodzić przed szereg. Mama miała podobnie do mnie, ale tata zawsze na samym początku pokazywał swoją siłę i emanującą od niego grozę. Hailie była pewna siebie i zawsze chciała być w centrum uwagi, Max był identyczny jak ona, ale chłopak to taki klasowy śmieszek. Hunter natomiast był...tajemniczy, ale miły. 

Lubiłam spędzać czas w jego towarzystwie, bo podobało mi się uczucie motyli w brzuchu, a z czasem, przestały mi nawet przeszkadzać wypieki na policzkach. Hunter był kimś wyjątkowym, był kimś, kto sprawiał mi radość i wywoływał uśmiech na mojej twarzy. Ludzie chcieli spędzać z nim czas, ale znali go jedynie jako szkolną gwiazdę rugby. 

Nie poznali go jeszcze, jako uroczego i opiekuńczego chłopaka, którym dla mnie był. 

Był jedyny w swoim rodzaju....

....i był mój - może nie oficjalnie, ale go nie oddam. 

Podczas swojego ostatniego dnia w szpitalu, zaczęłam powoli szukać idealnej sukienki na bal. Tematem przewodnim był śnieg, więc uważałam, że powinno być to coś lekkiego i uroczego - chyba nie powinno być z tym problemu. 

Jak się okazało, zdecydowanie się myliłam, bo nie mogłam znaleźć odpowiedniego rozmiaru i kroju - Czy byłam załamana? Tak.

Pomocy udzieliła mi mama, bo zadanie okazało się na prawdę trudne, a ja byłam w kropce. Nie chciałam nawet wiedzieć, co muszą czuć inne dziewczyny. Z tego, co zdążyłam się dowiedzieć, to Hailie kupiła już swoją sukienkę, przez co zaczęłam się bardziej stresować. Może było to niepotrzebne, ale był to mój pierwszy bal w życiu. 

Chciałam wyglądać ładnie. Dla Hunter'a? Nie. Chciałam wyglądać ładnie dla samej siebie.....

....dobra, może odrobinę liczyłam się z zdaniem chłopaka. 

Hunter

- Mam cię. - szepnąłem, gdy tego ranka, Hazel wbiegła mi w ramiona. 

Zdarzyło się to po pierwszej lekcji, przed szkołą. Czekałem na nią, bo chciałem zostać pierwszą osobą, którą tutaj zobaczy - wyprzedziłem nawet Hailie, co mogło być lekko zadziwiające. Przed budynkiem placówki, wyglądałem zapewne, jak podekscytowany dzieciak, który czekał na coś, co uwielbia. 

Myślałem, że niemalże zemdleję, gdy ją zobaczyłem. Ubraną w dużo, za duży dres i z kokiem na głowie - to dowodziło temu, że Hazel była dla mnie najpiękniejsza nawet w zwykłym szarym dresie, który na niej, wyglądał niczym dzieło sztuki. Dalej miała lekko zaróżowioną twarz, ale nie byłem pewny, czy powodem jest reakcja alergiczna czy może zauroczenie - a może to te obie rzeczy? 

Gdy tylko mnie dojrzała, to rzuciła się biegiem w moją stronę, co niezmiernie mnie cieszyło. Otworzyłem szerszej swoje duże ramiona, a ona wpadła w nie, jak w najlepsze miejsce na ziemi - miejsce, które dawało jej wszystko, czego potrzebowała. 

Od razu szczelnie zakleszczyłem ją w swoim uścisku, a nawet obróciłem nas wokół własnej osi, na co dziewczyna zapiszczała cichutko. Wtulała się jednak w moje ciało, a ja mogłem ułożyć swoją brodę na czubku jej głowy. Czasami nie potrafiłem zapamiętać, że jest przy mnie taka malutka. 

- Tęskniłam za tobą. - szepnęła nagle, a moje serce zaczęło bić w innym, szybszym rytmie, który już tak doskonale znałem. 

- Widzieliśmy się przed wczoraj. - zaśmiałem się cicho i nie mogąc się powstrzymać, cmoknąłem czubek jej głowy. 

Była idealna w każdym calu - dosłownie ją wielbiłem i coś czułem, że prędko się to nie zmieni, bo w głowie była mi tylko Hazel, która wywróciła mój świat do góry nogami, co było niemalże przerażające, ale i przyjemne. Stawała się centrum moich myśli i pragnień. Nie było to jednak tak, że wyobrażałem ją sobie jedynie w kontekście seksualnym - pomińmy fakt, że czasami i o takich rzeczach z nią w roli głównej fantazjowałem - ta dziewczyna mnie intrygowała i przyciągała do siebie. Posiadał coś, czego nie miał nikt inny. Urok, słodycz, dobre serce i ciekawy charakter, zamknięte w jednym, drobnym ciele.

Była jedną na milion, a ja wiedziałem, że nie powinienem nigdy, dać jej odejść. 

- Czy to znaczy, że nie mogę tęsknić? - zapytała poważnie, a przycisnąłem ją do siebie mocniej, choć musiałem uważać, żeby jej nie zgnieść. 

W sercu poczułem znaczące ciepło, gdy dziewczyna nie krępowała się przy mnie mówić i często zadawała pytania, na które ja lubiłem odpowiadać. 

- Wręcz przeciwnie. - odparłem, a wzrok utkwiłem w jej blado - różowych wargach, które smakowały jak najsłodsze cukierki. - Ja tęsknie za tobą cały czas. 

- Cały czas? - upewniła się.

- Calutki. 

- Kłamiesz. 

- Absolutnie. - powiedziałem poważnie. - Ja i kłamanie?  

Jej cichy śmiech otulił moje uszy, a ja na prawdę sądziłem, że trafiłem do nieba i oprowadzał mnie teraz po nim najwspanialszy anioł - taki najpiękniejszy z wielkimi, białymi skrzydłami - i taki w szarym dresie. 

Po kilku kolejnych sekundach, niechętnie odkleiłem się od dziewczyny, ale za to podałem jej swoją rękę, a ona w mniej niż sekundę, splotła z sobą nasze palce. Uśmiechnąłem się na ten drobny gest, bo choć był mały, to znaczył wiele. 

Coś czułem, że przez Hazel, pokocham kontakt fizyczny - właściwie już to zrobiłem, ale lubiłem go tylko z nią.

Z nikim więcej, bo nikt inny się nie liczył. 

Tylko my w naszym malutkim świecie. 

"""""""""""""""""""'"""""""""""""""

Hej, kochani! Łapcie uwaga.....ostatni rozdział przed epilogiem. 

Wiem, że może was zaskoczyć, że jest to już prawie koniec, ale miało być tak już od początku. "My Dear, Hazel" miała być uroczą i słodką książką, która miała wywoływać u was rumieńce na twarzy. Prywatnie uważam, że zakończę tę książkę najlepiej jak mogłam, bo nie chciałabym pisać kolejnej nastoletniej ciąży :) 

Widzimy się w najbliższym czasie na Epilogu! 

                                                                                                     Iga. 

My Dear, Hazel 16+Where stories live. Discover now