Epilog

4.1K 299 75
                                    

Hunter

Wyglądała lepiej niż afrodyta, gdy jej kształty idealnie wypełniały lekko luźną, satynową sukienkę. Była spełnieniem moich najskrytszych fantazji, o których sam, nie miałem pojęcia. 

Hazel stała u szczytu schodów, które były w jej domu. Miała starannie ułożone włosy, a nawet i delikatny makijaż - to wszystko układało się w jedną całość - nigdy nie widziałem kogoś tak pięknego i idealnego w tym samym czasie. Hazel nigdy nie musiała się starać, żeby być idealna.  

Z sekundy na sekundę, coraz bardziej czułem, jak krawat wrzyna mi się w szyję - nie byłem pewny czy z powodu emocji, czy może przez to, że zapewne źle go zawiązałem. Mimowolnie jednak znów go poprawiłem, a uśmiech wpływał mi na usta, gdy tylko Hazel zbliżała się w moją stronę. 

W naszym dzisiejszym spotkaniu, było coś wyjątkowego. Mieliśmy iść razem na szkolny bal, który jest jednym z najważniejszych wydarzeń, ale i chciałem wyznać jej tą jedną, bardzo ważną rzecz, od której szaleję już od kilku tygodni.  

Gdy dziewczyna znalazła się na samym dole schodów, mogłem dostrzec, że podąża za nią mama, która wyglądała na strasznie dumną. Hazel w końcu stanęła na ziemi, a ja zbliżyłem się do niej. Gdyby nie było tutaj jej rodziców, to zapewne bym się na nią rzucił i zaczął całować, ale przy nich, a w szczególności przy jej ojcu, muszę trzymać fason i chociaż sprawiać pozór porządnego, i ogarniętego chłopaka, który jest godny ich małej córeczki. 

Ich oczka w głowie. 

Zza pleców wyjąłem szybko duży bukiet, który był podobny do tego, którego dałem jej na pierwszym występie - w tym odstępie czasowym, zdążyłem podarować jej wiele kwiatów i słodyczy, choć zasługiwała na znacznie więcej. 

Hazel niemalże automatycznie zarumieniła się na ten widok, ale i kąciki jej ust poszybowały w górę. 

- Dziękuję. - szepnęła i sama objęła mnie ramionami w tali. Jej głowa, dzięki butom na obcasie, dosięgała mi prawie ramienia, co było urocze. Nie mogąc się powstrzymać, cmoknąłem ją chociaż w policzek. 

- Przepięknie wygląd... - zacząłem, ale przerwało mi stanowcze chrząknięcie. 

Obydwoje odwróciliśmy swoje głowy w stronę mężczyzny, który był też głową rodziny. Pan Gonzales, tak jak zazwyczaj, ubrany był w koszulę, garniturowe spodnie i krawat. Z czasem, naprawdę przestało mnie to dziwić, choć ja zdecydowanie stawiałem na sportowy i wygodny ubiór. Teraz ubrany w koszulę wychodziłem odrobinę z swojej strefy komfortu. 

- Ekhm.. - odchrząknął jeszcze raz mężczyzna. - ...to już się przywitaliście, więc odsuńcie się od siebie...czy coś. 

- Tato...

- Aspen... - mruknęła karcąco jego żona, a on posłał jej spojrzenie pełne politowania. 

- Wy sobie z Hazel poróbcie zdjęcia, kochanie. - odparł pewnie, a potem swoje oceniające spojrzenie przerzucił na mnie. - Ja w tym czasie, przejdę się z tym...Hector'em do gabinetu. 

- Hunter'em. - poprawiłem go pod nosem, ale zdążyłem się już do tego przyzwyczaić, a nawet odnosiłem wrażenie, że mężczyzna przekręca moje imię specjalnie, żeby pokazać, kto tutaj rozdaje karty. 

Był niestety na wygranej pozycji. 

Hazel wyglądała na odrobinę zestresowaną, a jednocześnie zdenerwowaną, ale w celu uspokojenia jej, chwyciłem jej dłoń i złożyłem na jej wierzchu pocałunek. Jej skóra była ciepła i gładka - była taka zawsze, a tylko ja mogłem jakkolwiek ją całować. 

My Dear, Hazel 16+Where stories live. Discover now