Nie pomożemy im teraz

569 22 29
                                    

Perspektywa Nyi

Cole i Lloyd zaginęli cztery dni temu.

Przez te cztery dni mało spaliśmy. Zane i Pixal szukali informacji na temat wroga. Na temat tej willi. Przez podsłuchy nie udało zarejestrować się zupełnie nic. Byliśmy w stałym kontakcie z policją, która starała się złapać ludzi ciemności. Mogliby udzielić jakiś wskazówek.

Ja, Kai i Jay wymyślaliśmy coraz nowsze plany odbicia Lloyda. Mimo że Pixal mówiła nam, że przy naszej skromnej wiedzy nie jest to możliwe i tak kombinowaliśmy. Oprócz tego jeździliśmy na komisariaty, wracaliśmy do bazy samuraja i do tego lasu, aby upewnić się, że nic nie przeoczyliśmy.

Można było powiedzieć że utknęliśmy w kropce. Mieliśmy za mało informacji by działać, ale widzieliśmy za dużo by nie działać. Nieustanny stres o Cola i Lloyda niesamowicie przytłaczał. Nie pamiętam kiedy ostatnio przespałam noc.

- Nie będziemy wysadzać tej Willi- oburzyłam się, gdy usłyszałam beznadziejny pomysł Kaia.

Siedzieliśmy w salonie. Brunet leżał na podłodze, Jay siedział na kanapie a ja położyłam głowę na jego udach i rozłożyłam się wygodnie.

- A czemu nie?- Wyrzucił rękami.

- A jak przez przypadek wysadzisz Lloyda?- Spojrzałam na niego znacząco. na co schował twarz w dłoniach

- A jakby tak przebrać się za tych wojowników?- zaproponował Jay.

- Skąd ty weźmiesz ich maski?- Uniosłam brew, Jay spuścił wzrok i zmarszczył brwi- Z kim ja muszę pracować?- Westchnęłam ciężko i wstałam.

- Z miłością twojego życia- Jay wyszczerzył się do mnie i objął mnie ramieniem.

- I z twoim ukochanym braciszkiem- Kai uniósł wrednie kącik ust- który Cię wychował, gówniaro.

Wywróciłam oczami.

- Raczej ja wychowałam ciebie, gówniaku- Dogryzłam mu, wtulając się w bok Jaya.

Nie ważne ile miałabym zmartwień, ona jakoś znikały pod wpływem tego chłopaka. Ginęły w jego ramionach. Kochałam uczucie spokoju które mnie ogarniało gdy z nim przebywałam.

Chyba że Jay zaczynał wyprowadzać mnie z równowagi. Wtedy ciśnienie wyskakiwało mi poza orbitę.

- Z szacunkiem do faceta, który został ninją żeby ratować ci dupę- założył ręce na piersi, i już miałam mu odpowiadać, lecz przerwała mi Skylor która właśnie weszła do salonu. miała ze sobą reklamówki z żarciem.

- Hejka miśki- Uśmiechnęła się do nas, położyła jedzenie na stole i podeszła do mnie, by przywitać mnie przytulasem. To samo zrobiła z Jayem, po czym usiadła ze skrzyżowanymi nogami przy Kaiu i złożyła szybkiego buziaka na jego policzku.

- Jakieś nowości?- Spytała, na co z zawiedzeniem pokiwałam głową. Denerwowała mnie bezradność. Skylor westchnęła ciężko.

- Miejmy nadzieję że Cole ma jakieś resztki szarych komórek w głowie, i że sobie poradzi- mruknęła na co parsknęłam cichym śmiechem.

- W Wyldness nie ma tortów ani szlugów. Gdy on to odkryję włączy mu się instyntkt przetrwania- stwierdził Kai, wyraźnie nabijając się z przyjaciela.

- Biedny, cztery dni na głodzie- Jay zaśmiał się cicho.

Głodem nazywaliśmy momenty, w którym Cole nie miał dostępu do szlugów.

- Myślałam że rzucił- Skylor uniosła brew, westchnęłam głośno.

- Rzucił, na cztery dni- Burknęłam- Zajebiście głupi nawyk- Stwierdziłam i wstałam z kanapy- idę pomóc Pixal.

Szafirowe oczy/ Ninjago mistrzowie spinjitzu.Where stories live. Discover now