Chodź tu

440 24 57
                                    

Perspektywa Carmen

Nie mogłam zasnąć

Świadomość że jutro w nocy mamy uciec nie dawała mi spać. Nie myślałam o niczym innym tylko o tym, że może nam się nie udać. Była możliwość że znowu trafię do tego człowieka.

Azrael odebrał mi rodziców prawie dwanaście lat temu. Pamiętam ten dzień jak za mgłą. Cała wioska płonęła, słyszałam krzyki i płacz. Tata niósł mnie na ręce przez ogień, drugą dłonią trzymał mamę.

Azrael zabił mi matkę. Najpierw odebrał mnie rodzicą a później odciął jej głowę. Tata płakał, gdy upadł na kolana przy ciele żony generał Kruka zabił również jego, trzymając mnie na rękach.

Wziął mnie do swojego domu. Dał mi wielki pokój, bibliotekę z milionami książek. Zmusił mnie do nazywania siebie swoim ojcem. Chwalił się mną wśród największych szych ciemności, nazywał mnie diamentem. Swoim największym skarbem. A ja siedziałam cicho w strachu. Bałam się go. Bałam się tego co mógł mi zrobić, a mógł za wiele. Zrobił za wiele.

Leżąc w łóżku słyszałam krzyki rozpaczy jego więźniów. Gdy skończyłam szesnaście lat postanowił wtajemniczyć mnie w swoje intrygi. Pokazał mi lochy. Pokazał mi jedną ze swoich więźniarek. Patrzyłam jak przypala jej skórę, jak nie odpowiadała na jego pytania. Gdy dziewczyna skulona na zimnej posadzce, trzęsąca się z bólu nie była w stanie sama się podnieść wyszedł z sali. Chciałam jej pomóc.

Tak poznałam ciszę.

Obiecałam ją, że odnajdę ninja. Że ich sprowadzę. Że jej pomogę. Nie mogłam jej zawieść.

Nie mogłam zawieść również siebie. Ryzykowałam życie, dając złapać się policji. Zdradziłam ciemność. Zdradziłam Azraela. Lepiej skoczyć z dachu niż go zdradzić. Wiedziałam co mnie czeka, gdy tylko mnie odnajdzie. Smierć, lub żałosne dożywocie w jego lochach.

Ale nie żałowałam ucieczki. Nie żałowałam pomagania ninją.

- śpisz?- usłyszałam chrypnięcie, które wybudziło mniema zamyślenia.

Cole leżał na podłodze, którą wyścielił sobie kocem. Patrzył w sufit, ręce położył na klatce piersiowej która spokojnie się unosiła.

Chciałam spokoju. Nie chciało mi się z nim rozmawiać. Potrzebowałam zebrać myśli.

To nie tak że go nie lubiłam. Irytował mnie i trochę wkurzał tą swoją głupotą, ale jego towarzystwo było do zniesienia. Byłam mu także w pewien sposób wdzięczna. Doskonale zdawałam sobie sprawę że gdyby nie on, już dawno trafiłabym do willi Azraela. Wtedy byłoby po mnie.

- Wiem że nie śpisz- mruknął, na co wywróciłam oczami- Carmen, wszystko się uda. jutro o tej godzinie będziemy już w naszym klasztorze.

- Może też się nie udać, ty skończysz martwy a ja wrócę do Azraela.

Westchnął ciężko.

- Wtedy moi ludzie cię odbiją i wrócą tu po moje ciało- wzruszył ramionami- możesz zająć mój pokój.

- Jeśli dbasz o czystość pokoju tak samo jak i higienę, to nie dzięki- mruknęłam, na co parsknął cichym śmiechem- dobranoc Cole.

Nie zasnęłam. Ale on zasnął, bo po jakiś piętnastu minutach zaczął chrapać.

Mniej więcej o piątej wyszłam na krótki spacer. Herbatę podróżnika nosiłam pod stanikiem, miałam też scyzoryk. Ukradłam go z warsztatu Akira, wzięłam też zapalniczkę. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że sama muszę wszystkiego dopilnować. Muszę upewnić się nikt nie przyłapie nas na ucieczce, że będziemy mieli wodę i dostęp do ognia, by zaparzyć herbatę. Dopytywałam także Ozrę o działanie rośliny. Musiałam mieć pewność że uda nam sie uciec, a w tej sytuacji nie mogłam liczyć na nikogo. Miałam plan na praktycznie każdy możliwy scenariusz.

Szafirowe oczy/ Ninjago mistrzowie spinjitzu.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz