To był dobry omen

576 34 219
                                    

Rozdział dedykuje wszystkim ósmoklasistą. Niech doda wam siły i chęci do życia, bo wiem że samobójstwo was kusi.

Perspektywa Carmen

Nie czułam się już sama.

Bo ja zawsze byłam sama. Nie miałam nikogo. W willi Azraela byłam samotna. Mogłam spotykać
Się tylko z wyznaczonymi przez niego znajomymi. Do tego tylko na bankietach i imprezach. To on mówił mi z kim mam się przyjaźnić, kogo mam polubić a kogo nie. Męża też mi wyznaczył. Nie miałam nic da powiedzenia.

Ale teraz miałam Harumi. Przez te parę dni spędzona na statku ninja stała się mi bliska. Dużo rozmawiałyśmy. Rozumiała mnie, a ja rozumiałam ją. Przechodziłyśmy przez to samo piekło w Willi. Wymieniałyśmy się najgorszymi doświadczeniami, wyrzucałyśmy z siebie złe uczucia.

Miałam też Cola.

Na początku obawiałam się jego obecności. Nie lubiłam mężczyzn. Źle mi się kojarzyli. Facetą z bankietów Azraela tylko jedno chodziło po głowie. On sam robił mi okropne rzeczy.

Ale Cole był inny. Nie patrzył sie na mnie tak jak tamci mężczyźni. Miło mi się z nim rozmawiało, chociaż nie wiele nas łączyło. Miał sobie coś takiego co sprawiło że mu zaufałam, chociaż znaliśmy się miesiąc

Niestety coś zaczęło się psuć. Po tygodniu spędzonym na perłę chyba zaczynał mieć mnie dość. Zlewał mnie, przynajmniej takie miałam wrażenie.

Ale to był tylko facet, a ja nie miałam głowy żeby przejmować się jego wahaniami nastroju. Wszyscy mieliśmy dużo ważniejszych rzeczy na głowie. Ludzie Azraela mogli nas znaleść w każdym momencie.

fakt że człowiek który mnie wychował mógł już nie żyć przyprawiał mnie o dreszcze. Jednocześnie czułam ulgę na to myśl. Nie zapomniałam, co mi robił. Tego chyba nie dało się zapomnieć. Dalej mnie to zabijało.

- myślisz że to kiedyś minie?- spytałam Harumi, gdy późnym wieczorem siedziałyśmy na schodach, na pokładzie- ten strach?

Minęło osiem dni, odkąd uciekła. Osiem dni całkowity spokój od ciemności. Chyba wszyscy rozumieliśmy, że była to jedynie cisza przed burzą.

- kiedyś na pewno- westchnęła, położyła mi głowę na ramieniu- kiedyś musi minąć.

Przełknęłam ślinę, wpatrzyłam się w gwiazdy. Były cudowne. Niebo było tak ładnie czyste.

- co łączy cię z Colem?- spytała, po chwili milczenia na co zmarszczyłam brwi.

- o czym ty mówisz?- zapytałam zdziwiona.

Bo chłopak stawał się mi bliski, ale jaki przyjaciel. Tylko jako przyjaciel.

- dużo czasu razem spędzacie- wzruszyła ramionami, uśmiechnęła się lekko.

- to tylko przyjaciel- zapewniłam cicho.

- a on to wie?- parsknęła cichym śmiechem, na co wywróciłam oczami.

- lepiej powiedz mi o co chodzi z Lloydem- spojrzałam na nią kątem oka.

Nie powiedziała mi, co właściwie ich łączy, lub łączyło. Urywała temat za każdym razem, gdy o to pytałam. Ale często ze sobą rozmawiali. Trzyma się blisko niego. On jako jedyny tutaj, oprócz mnie, faktycznie się nią przejmował. Dbał o nią, mimo że sam potrzebował troski.

- to skomplikowane- mruknęła- szkoda tłumaczyć.

- Ale czujesz coś do niego?- Uniosłam brew, na co uśmiechnęła się lekko.

- coś- parsknęła cichym śmiechem- my chyba oboje coś do siebie czujemy. Ale wszystko się skomplikowało.

Westchnęłam i widząc że odrobinę spadł jej nastrój skinęłam jedynie głową. Nie chciałam na siłę pytać.

Szafirowe oczy/ Ninjago mistrzowie spinjitzu.Where stories live. Discover now