Genetyka po Monetach

1.1K 63 33
                                    

Adrien

Obudziłem się w jakimś nie znanym mi pomieszczeniu. Dopiero po upływie kilku sekund zorientowałem się że jest to sala szpitalna. Zauważyłem też postać siedzącą obok. Była to moja siostra Kaire.

-Jak się czujesz?

-Całkiem nieźle.- Odchrząknąłem bo zabrzmiałem jak po niezłym kacu.- Co się stało?

-Twoja dawna pracownica dała ci silne leki odurzające. Wziąłeś je z myślą że są nasenne a niestety nie były. Doszło pomiędzy wami do stosunku.

-Co?

-Wykorzystała Cię. Spokojnie Hailie się nie dowie. To decyzja jej braci.

-Oni wiedzą?

-Tak właściwie to oni cię znaleźli. A dokładniej Isa i Anja. A później bracia monet przyjechali i ci pomogli.

-O której pracownicy mówisz?

-Aldona. Dawna niania Arona i...-  Nie dokończyła.

-Ja pierdolę... a co z Aronem?

-Na jego szczęście wyszedł do kolegi. Został tam na noc a teraz jest w rezydencji i jest bezpieczny.

-A co z Hailie?

-Dalej jest w śpiączce. Obudzi się w końcu. Bliźniacy z nią siedzą.

-Mogę do niej iść?

-Najpierw dojdziesz do siebie. Jak będzie dobrze jutro dostaniesz wypis i wyjdziesz stąd. Aron mocno się przejął.

-Może przyjechać?

-Jest w szkole. Później pewnie go ktoś przywiezie. A ty się musisz wziąć w garść bracie. Syn cię potrzebuje, organizacja jest już na ostatnim pół metku tego by cię wywalić, Hailie musi mieć wsparcie po obudzeniu.

-Wiem, tylko to ciężkie.

-Rozumiem Adrien że nie jest łatwo stracić córkę. Ale nie możesz przestać żyć. Nie będzie jak dawniej bo Sky nie wróci ale jest dalej w twoim sercu.

Odwróciłem wzrok i zacisnąłem wargi. Łzy stanęły w moich oczach a obraz stał się nie wyraźny. Westchnąłem i pozwoliłem by kilka łez uleciało. Nie otwierałem się tak nigdy przy nikim. Jednak teraz miałem to kiedyś jak ludzie na mnie patrzą. Minęło już sporo czasu od śmierci mojej księżniczki a ja dalej nie mogłem się po tym pozbierać. Już nigdy nie będę się wstanie po tym pozbierać.

Kaire siedziała przy mnie mimo to że nie miałem nic więcej do powiedzenia. Milczeliśmy. W niektórych momentach chciałem coś powiedzieć ale chwilę później się powstrzymywałem i znów  tkwiliśmy w ciszy.

Shane

Siedzieliśmy przy Hailie patrząc to na siebie to na nią. Minęło już półtora miesiąca a ona dalej się nie obudziła. Will już tracił nadzieję że kiedyś się obudzi a my z Dylanem nie byliśmy lepsi. Wciąż mieliśmy oporu przed spędzaniem czasu z dziewczynami. Woleliśmy siedzieć w swoim towarzystwie lub sami. Vincent i nawet Will tłumaczyli nam że dojdzie w końcu do czegoś co spowoduje u nas niewyobrażalny ból ale nie słuchaliśmy ich. Hailie w tamtym momencie była najważniejsza.

Gdy wybiła 16 do szpitala przyjechał najstarszy brat. Chciał nas wykopać z sali ale trwaliśmy dzielnie i nie daliśmy się tak łatwo wyrzucić. Odpuścił w końcu i zajął miejsce na kanapie przy ścianie. Od niedawna mogliśmy tu wchodzić więc cieszyliśmy się tym niezmiernie.

-Może pojedźcie jednak do domu?

-Nie ma szansy.

-A co ja mam tam niby robić?- Tony spojrzał na niego.

- Pobawić się z córką, spędzić czas z narzeczoną, pomóc jej coś, jest naprawdę wiele opcji.

-Dają sobie świetnie radę same.

Vincent zmroził go spojrzeniem ale nie dodał już żadnego komentarza. Wyciągnął z torby laptopa i zaczął pracować a ja z Tonym wróciliśmy do ślęczenia nad siostrą.

Aron

W szkole nie było najlepiej. Wszyscy wiedzieli już o śmierci Sky a ja nie najlepiej znosiłem wścibskie komentarze. Gdy w końcu jedne z chłopaków z ósmej klasy powiedział że na pewno było to specjalne i ustawione rzuciłem się na niego. Dostał w mordę i niemal od razu oddał mi z podwójną siłą. Na nasze nieszczęście przechodziła obok dyrektorka i nas zauważyła.

-Santan, Velbon! Co tu się dzieje?

-Rzucił się na mnie ten smarkacz!

-Bo powiedział że śmierć Sky była upozorowana!

-Spokój! Jeden i drugi do mnie w tej chwili!

Spojrzeliśmy na siebie morderczym wzrokiem i ruszyliśmy do gabinetu pani Barrett. Dostaliśmy po uwadze i rodzice musieli po nas przyjechać. Mnie odebrał wujek Dylan.

- Przepraszam...

-Ty sobie młody żartujesz!? Jestem dumny z siostrzeńca że nie stał jak pizda i nie dał za wygraną frajerowi. Masz szczęście że nie było dziadka Vince bo dostał byś wezwanie do biblioteki . Ale chuj z tym. Jedziemy do taty.

-Dobra.

Uśmiechnąłem się dumny z siebie i podążyłem za wujkiem do auta. Genetyka po Monetach. Pomyślałem.

Rodzina Monet-Santan tom 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz