Szkoła życia

1.2K 74 57
                                    

Hailie

Spoglądałam na mężczyznę z oczekiwaniem. Wydawał się czymś jakby zestresowany ale trudno było to wyczytać. Jego oczy błądziły po całym pokoju ale nie zatrzymały się na moich. Napięcie buzowało we mnie. Ogromnie się niecierpliwiłam a Adrien nawet nie pokwapił się o zaczęcie.

-O czym musimy porozmawiać?

Zaczęłam w końcu zniecierpliwiona. Dopiero wtedy zwrócił on na mnie swój wzrok. Było w nim widać coś na wzór strachu i paniki. Był jak za mgłą.

-Tylko nie denerwuj się proszę, dobrze?

-Nie obiecuję, bo puki co to denerwuje mnie twoja postawa. Mów co się dzieje.

-Aron pobił się z chłopcem.

Popatrzyłam na niego z niedowierzaniem.

-Stresujesz mnie bo myślę że jesteś wspólnikiem tego zabójcy a ty mi mówisz że nasz syn się pobił? Trzeba było od razu powiedzieć.

-Hailie, on tego chłopca zabił prawie. Jest w szpitalu, ma rozciętą głowę, załamane żebro i kręgosłup. Będzie kaleka do końca życia.

Zamarłam.

Aron. Mój syn. Zabił prawie chłopca. Doprowadził go do kalectwa. Serce mi zabiło z podwójną siłą. Puls wzrósł mi na pewno a nogi stały się jak z waty.

-Jak to? I gdzie on jest teraz?

-Jest w gabinecie dyrektora, czekają na policję. Nie będzie mu nic bo załatwiłem już adwokata i prawnika. Ale myślę że powinien dostać karę.

To było oczywiste.

                                           ***

-Miesiąc u Cama nazywacie karą!? - Wydarła się Maya. Spoglądała na nas niedowierzając. - To wakacje All inclusive a nie kara!

-Właśnie że kara, ojciec ma mu zrobić szkołę życia.- Wtrącił Shane wciskając do buzi garść płatków. - Słyszałem jak gadał z Vincentem, ostro wkurwiony był chyba na młodego.

-Ta szkoła życia na prywatnym jachcie. - Prychnął Dylan - Maya ma rację, to nie szkoła życia a wakacje.

-Przestańcie snuć domysły. Ojciec ma swoje sposoby. Może serio młody się nauczy. Vincenta wychował, Willa też, nas tak średnio ale no musiał ,,kopnąć w kalendarz", może się wyklepie.

Dziękuję ci Tony. Dziękuję.

-Nie no ja i tak myślę że młody zrobił dobrze. Skoro ten debil zwyzywał tą przyjaciółkę Arona to dobrze że mu przyjebał. Przynajmniej cała szkoła wie że z Monetami się nie zadziera.

-To Santan.

-Z krwi Hailie więc Monet.

-Mniejsza z nazwiskiem - Przerwała nagle ożywiona ciotka. - Jeśli zrobił to serio by chronić tą Zoye to ja podziwiam i uważam ze zrobił bardzo dobrze. Zachował jak ja Gentelmen.

-Coś w tym jest, ale jednak ten chłopak ma złamany kręgosłup. - Serio Will!? Ty też!? - Wiec może ojciec serio pomoże.

-Dupa nie pomoże.

Westchnęłam. Cudna narada rodzinna przy sobotnim grillu. Dzisiaj był pierwszy dzień ładnej pogody w Pensylwanii. Vincent z tej racji postanowił zaprosić całą rodzinę na grilla i wspólne popołudnie.

Rodzina Monet-Santan tom 2Where stories live. Discover now