81 12 299
                                    

Ⅺ

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Sąd Ostateczny


W życiu nie prosimy się o miłość.

Po trzech latach nieustannej wędrówki w końcu zrozumiałam znaczenie słów, którymi niegdyś podzieliła się ze mną Tatiana. Które powtórzyłam Parvati, mamie, a nawet Adrianowi, który w momencie naszego rozstania odwrócił je przeciwko mnie.

Cieszyłam się, że na swojej drodze trafiłam na Tatianę. Z tak opornym umysłem, jak mój w życiu bym się nie domyśliła, kto konkretnie jest moim wyśnionym szczęściem.

Dziewiąty lipca był dniem moich urodzin i datą autorskiego wernisażu Deana.

Swój prezent urodzinowy otrzymałam tydzień wcześniej. Była nim książka, rozszerzona wersja Mistrza i Małgorzaty w najwierniejszym oryginałowi tłumaczeniu. Z Michaiłem Bułgakowem pisanym przez „g" na okładce i z cudnym, puchatym kotem, który do złudzenia przypominał mi ukochanego zwierzaka Deana. Była nim też gigantyczna rolka bardzo drogiego, turkusowego jedwabiu o złotym połysku. Prezent przyleciał do mojego atelier wraz z sowami, które niemal wyzionęły ducha od ciężaru przywiązanej do nóżek paczki.

Tydzień wystarczył, abym zaprojektowała suknię i ją uszyła. Warstwy materiału nałożyły się jedna na drugą, tak że suknia mieniła się przepięknym, szlachetnym złotem.

— No — odezwał się Dean zuchwale i z charakterystyczną dla siebie bezczelnością usadowił się na ladzie mojego sklepu. — Tego wieczoru to ty będziesz gwiazdą.

Z jakiegoś powodu wydawał się bardzo z siebie zadowolony.

— Taki był zamysł? — zapytałam podejrzliwie.

— Zobaczysz — odparł ze swoim głupim, tajemniczym uśmieszkiem i sięgnął do torby po szkice.

Nie miałam pojęcia, co szykował na dzisiejszy wernisaż. W torbie nosił szkice pełne ostatnich szlifów i poprawek, które miał nanieść na godzinę przed rozstawieniem sztalug.

Behemot umościł się wygodnie na kolanach Deana i spojrzawszy na mnie przenikliwymi, zielonymi oczami, zamruczał z aprobatą.

— Widzisz? Nawet jemu się podoba — triumfował Dean, czochrając Behemota po wąsach. — Jest w dechę. Ten materiał był strzałem w dziesiątkę.

— Gdzie go zdobyłeś? — Prześlizgnęłam dłońmi po chropawej powierzchni jedwabiu, który pozostawił mi na palcach drobny, złocisty pyłek.

— Zamówiłem priorytetem z Indii. Parvati dała mi namiary. Nie wiem, skąd je wytrzasnęła.

Z notatek, które leżały pod moim łóżkiem, pomyślałam z rozczuleniem. Parvati zaskakiwała mnie pod każdym względem.

— Na pewno chcesz mnie uczynić gwiazdą tego wieczoru? — Uniosłam ze zdumieniem brwi. — To twój wernisaż, Dean. Twoje dzieła mają robić furorę, nie moja suknia.

Kwiat Hibiskusa • Padma PatilWhere stories live. Discover now