Rozdział 25: Jedno spojrzenie szmaragdowych oczu

16 4 10
                                    

Valentina usłyszała nieśmiałe pukanie do drzwi swojej komnaty, a gdy poproszeni o to służący, wpuścili do środka niespodziewanego gościa, okazało się, że był nim Evren. Wyraźnie skruszony swoim nagłym wybuchem, przyniósł ze sobą dzban wina i tacę baklawy, które postawił na stoliku nocnym obok łóżka dziewczyny. Valentina oderwała zaczerwienioną twarz od poduszki, pociągnęła kilkukrotnie nosem i szybkim mrugnięciem strzepnęła łzy z jasnych rzęs.

– Przepraszam, nie powinienem tak na ciebie krzyczeć... – powiedział Aslan, siadając na krawędzi łóżka.

– Nic się nie stało... – wymamrotała i wstała, aby przemyć twarz w stojącej na toaletce misce wody z olejkiem różanym.

– Miałem ciężki dzień... Te walki i potem rozmowa z moim bratem... Co tak w ogóle w ciebie dzisiaj wstąpiło, co? – kontynuował, aczkolwiek bez cienia pretensji. – Myślisz, że nie widziałem twojej zazdrości o Cecila? Milczałem, bo nie chciałem robić przy wszystkich szopki. Ale to nie w twoich rękach i od twoich decyzji zależy jego życie. Do tego twoja matka pcha się swoimi zabłoconymi buciorami do polityki wewnętrznej cesarstwa i ma zamiar całkowicie rozwiązać turecką piechotę. Jeśli niczego nie wymyślę, w najgorszym przypadku grozi nam wojna domowa...

– A może powinieneś z nią pomówić? Evrenie, jesteś w końcu najlepszym oratorem, jakiego znam!

– A może po prostu ukręcę jej łeb? – zaproponował pół żartem, pół serio.

– Ona jest jak Charybda, odetniesz jeden łeb, a na jego miejscu pojawią się kolejne! Nie możemy wykonywać gwałtownych ruchów, kuzynie. Najpierw pozbędziemy się jej sojuszników, a na samym końcu jej samej! – oznajmiła Valentina.

Z piersi księcia wyrwało się pełne rozczarowania westchnięcie, po czym osunął się na poduszki.

– Zostawiam to wszystko opatrzności...

– Poddajesz się?

– Ja nigdy się nie poddaję, Valentino. Zaufaj mi. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby odwlec cesarza od zrealizowania fantazji twojej matki. Lecz to on musi podjąć ostateczną decyzję.

– A co jeśli podejmie ją na twoją niekorzyść?

– Wtedy znajdę inne rozwiązanie.

Romaikos rozłożyła szeroko ręce i opadła bezsilnie na łóżko tuż obok chłopaka.

– Też masz czasem ochotę porzucić dworskie życie i zostać, chociażby, wędrownym wyrwizębem albo kaznodzieją? – mruknęła, przygnębiona nadmiarem spadających im na głowę z natężeniem jesiennego deszczu nieszczęść. – Władza jest taka przytłaczająca, a mimo to ludzie się o nią zabijają. Spójrz chociażby na moją matkę, sprzedałaby własne dzieci diabłu, by chociażby jednym pośladkiem musnąć cesarskiego tronu!

– Ostatnio zdecydowanie zbyt często mam podobne myśli i przysięgam ci, jeszcze jedna porażka, a chyba odpłynę stąd pierwszym lepszym statkiem płynącym na Cypr albo Sycylię. Dlatego tym razem musi się udać. Ród Paleologów powstanie z popiołów albo na zawsze zniknie z kart historii!

– To słowa godne prawdziwego cesarza... –  wyszeptała Valentina, spoglądając w srebrną, milczącą twarz Evrena.

Przez chwilę mogło się nawet zdawać, że narastające między nimi napięcie doprowadzi ich do pierwszego pocałunku. Tak się jednak nie stało.

— Muszę już iść. Jutro czekają mnie trudne obrady Rady Bizantyjskiej... – Evren wywinął się z niezręcznej sytuacji z niemal żołnierską precyzją, wiedząc, że później będzie zdecydowanie żałować ulegnięcia tak niestosownej presji.

Rosa BizantinaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz