Ja nie wiem, z czego tu się śmiać #fail 37

1.6K 194 25
                                    

- GDZIE?! - Mam nadzieję, że nie pobudziłam moich sąsiadów. Seijuurou najspokojniej w świecie opiera swój szlachetny zad o moją szafkę kuchenną i wzrusza ramionami.

- Chorwacja. Taki kraj, Yuri - uśmiecha się wężowo, a ja od razu widzę przed oczami wydarzenia, które działy się na Malcie (w moim łbie). - Jedziemy na wakacje.

- Kiedy? - Jestem tak zbita z tropu, że zaraz się zapluję. 

- Dzisiaj - odpowiada spokojnie, a ja wiem, że miałam rację. Dostałam właśnie ślinotoku. - Za jakieś dwie godziny. Zdążysz się spakować?

- Ja nie mam paszportu - jęczę. - Pieniędzy. NIC. Jak ja według ciebie mam się, za przeproszeniem, wytoczyć z tego kraju? 

- Wyrobiłem ci paszport. 

- Kiedy?

- Wczoraj.

- Nie ma takich... - urywam, bowiem staje mi przed oczami Akashi machający jenami. Jednak takie rzeczy są. - Dobra, nieważne. - Mam dziką ochotę zobaczyć, gdzie też znajduje się to zacne państewko, ale byłoby to nieco niedojrzałe.

Pff. Jestem niedojrzała. Łapię za telefon i sprawdzam. No no, ładnie tu całkiem. Bardzo ładnie.

- Fundujesz wszystko - oznajmiam po chwili, jednocześnie unosząc ostrzegawczo palec do góry. - Jeżeli kiedyś się rozejdziemy, nawet nie waż się pozywać mnie za wyciąganie z ciebie hajsu.

- Nie rozejdziemy się - mruczy, przyciągając mnie do siebie. - Jak ty to mówisz, nie ma takich rzeczy.

- A ty wróżką jesteś, że wiesz takie rzeczy? - śmieję się. - Może pewnego dnia spotkam w cholerę bogatego zawodnika NBA z mięśniami, dzięki którym będzie mógł mi targać kilogramy jedzenia i właśnie dzięki temu zostawię cię samego?

- Zabiję go. - Akashi pochmurnieje. - Jak psa.

- Lubię psy - burczę. - W takim razie lecę się pakować. 

- Leć - odpowiada, wyciągając telefon. - Dzwonię po szofera.

Dzwoń se, dzwoń.

Będzie ciężko. 

Oj, będzie.

***

Nie licząc dzikiego snu, to nigdy dotąd nie leciałam samolotem. To nie jest tak, że się boję, jednakowoż... dobra. Boję się i to jak ;-;

Wiecie, nie jest fajnie ryzykować życiem. Mówi się, że nastolatkowie są przytępawi i lubią ryzyko, ale ja te obie cechy sobie wypraszam. Nie wiem, jak można mówić takie bzdury. Czeka mnie spotkanie z maszyną, dzięki której może umrzeć całkiem sporo osób.

- Umrę - oznajmiam, z nosem spuszczonym na kwintę idąc w samolotowym rękawie. - Umrzemy razem. Będzie romantycznie.

- Nie umrzesz - wzdycha Akashi. - Damy radę.  

Oj, ty szmaciarzu, nie kłam. Dobrze wiem, że nie damy. Przynajmniej ja.

Raju. Tyle siedzeń. Gdzie mój zad powinien się znaleźć? Na którym? W panice-popłochu patrzę na Seijuurou, który jakimś cudem nie zawalił się pod ciężarem mojego bagażu podręcznego.

- Gdzie siadamy? - piszczę. Zaraz zacznę drzeć mordę. Panika, ludzie, panika!

- Tutaj. - Akashi popycha mnie, a ja siadam, wbijając paznokcie w jego ramię. - Nie bój się.

- ŁATWO CI POWIEDZIEĆ - szepczę. - TY TO ROBIŁEŚ PEWNIE NIE RAZ.

- Idź spać. 

- UMRĘ.

- Masz. - Akashi zamyka mi mordę, narzucając mi na łeb jego bluzę. - Dobranoc, Yuriś.

- Nie pójdziesz sobie?

- Nie.

- Nie ufam ci.

Śmiech.

JA NIE WIEM. CO W TYM JEST ŚMIESZNEGO?

***

<3


#Fail | Akashi SeijuurouxOCWhere stories live. Discover now