Lekcja siódma

13.4K 1K 134
                                    

Tych kilka dni minęło bardzo wolno. Żadnych gości, żadnych wieści od znajomych... Może oni też mieli wypadek, ale po umierali? Na szczęście, albo nie, jak kto woli, to wszystko się skończyło i przyjechał po mnie wielmożny Levi. Musiałem wyjechać na wózku, taka procedura. Siedziałem z założonymi rękami (jedna ręka w gipsie i tak musiała tak być) i nie odzywałem się do niego. Wsiadłem do jego sportowego auta i patrzyłem w szybę. Tak mniej więcej w połowie drogi czarnowłosy nie mógł znieść napiętej atmosfery.
-Dobrze się czujesz? - zapytał cały czas patrząc na drogę.
-Tak.
-Jesteś na mnie zły?
-Nie - odpowiedziałem z lekką nutką ironii w głosie.
-O co ci chodzi? - był już lekko podkużony.
-O nic.
-Eren.
-Co?
-Popatrz na mnie.
-No - spojrzałem się na niego.
-Czemu jesteś na mnie zły?
-Może dla tego, że nawet nie chciałeś mnie zobaczyć po uratowaniu mi życia...?
-Chciałem.
-To czemu tego nie zrobiłeś? - zaraz się kurwa popłaczę.
-Bo musiałem wytłumaczyć wszystko dyrektorowi.
-Więc nie mogłeś poczekać chwilę dłużej, żeby się ze mną zobaczyć, tak!? - krzyczałem przez łzy.
-A mówili ci, że walczyli o twoje życie tak ze cztery godziny!? - ryknął uderzając w rękami w kierownicę.
-Jakbyś poczekał jeszcze chwilę poczekał to nic by się nie stało!
-Musiałem wszystko wytłumaczyć dyrektorowi!
-Jasne, zwal wszystko na dyrektora! Papiery są ważniejsze ode mnie!
-Zejdź ze mnie! - ryknął i zatrzymał się na pierwszym wolnym miejscu przy ulicy i wysiadł trzaskając drzwiami. Przysiadł na masce i schował twarz w dłoniach. Ja sam musiałem wziąść kilka głębokich wdechów, aby się uspokoić. Po chwili wsiadł i ruszył do szkoły. Nie odezwaliśmy się, aż do szkoły.
-Przepraszam, poniosło mnie - złapałem go za rękę - Wybaczysz mi?
-Tak, pod warunkiem, że ty wybaczysz mi - pocałował mnie w czoło i wyszedł z auta. Poszedłem do swojego pokoju. Zostały jeszcze dwie lekcje, ale nie chcę mi się tak iść.

Szkoła [Ereri]Where stories live. Discover now