2 - Świąteczny obiad u Sherlocka

7K 463 371
                                    


Okazało się, że Sherlock jest całkiem dobrym kucharzem.

Stał w kuchni wraz z panią Hudson i ugniatał w rękach ciasto drożdżowe. Mamrotał coś cicho pod nosem (pewnie skład chemiczny ciasta), a pani Hudson szatkowała tasakiem zieleninę. Na środku pokoju, na blacie, leżała otwarta gruba, kolorowa książka kucharska. Niektóre słowa były w niej poprzekreślane, nad niektórymi zdaniami podopisywane były własne notatki, instrukcje. W jednym miejscu John nawet dostrzegł wyzwiska pod adresem autora.

Książka kucharska młodszego z Holmesów była dawnym prezentem od Mycrofta, który z jednej strony chciał wesprzeć brata, a z drugiej zawstydzić, ponieważ kucharze w ich rodzinie byli, no cóż, wyszydzani i pogardzani.

Ale wiadomo - Sherlock od zawsze był człowiekiem, który po prostu o opinię ludzi nie dbał. Dla niego ważna była tylko jego własna. No dobra, Johna też.

Reszta się nie liczyła.

Pani Hudson podskoczyła delikatnie, syknęła i przycisnęła palec do ust.

- Dobry Boże. - Spojrzała na Sherlocka - Powiedz mi, że masz plastry.

Holmes dalej ugniatał ciasto, po czym rzucił je na deskę posypaną mąką.

- Niech pani spyta Johna. Ja nie jestem lekarzem! Do diaska!

Sąsiadka spojrzała błagalnie na Watsona, który stał w progu kuchni i przyglądał się temu wszystkiemu.

Przewróciła oczami, a John westchnął.

- Moment. - Z chwilą, kiedy to powiedział, już go nie było.

Sherlock wyjął z jednej z szuflad wałek, posypał masę mąką i zaczął ją wałkować z wręcz szaleńczą siłą i prędkością.

Krew ściekała powoli po palcu starszej kobiety, która stała nieruchomo obok niego i bacznie obserwowała swojego lokatora.

- Zwolnij - rozkazała, a kiedy widząc, że Holmes dalej robi swoje, chwyciła go za ramię i szarpnęła. - Zwolnij, bo z tego nie będzie ciasto, tylko wielki, płaski placek!

Sherlock parsknął.

- Niech się pani o moje ciasto nie martwi.

I wrócił do rozwałkowywania.

Pani Hudson westchnęła i oparła się plecami o blat, dalej trzymając palec przy ustach.

- Już jestem. - John wszedł do kuchni z apteczką i stanął przy "rannej" - Już, już, chwila.

W mig obandażował palec i posprzątał po sobie, kiedy nagle zesztywniał i odwrócił głowę ku swojemu współlokatorowi.

- Sherlock, czy zaprosiłeś Elizabeth na obiad?

Holmes przyspieszył.

- Sherlock?

Cisza.

- Sherlock...

- Nie zaprosiłem jej! - wysyczał. - I nie zamierzam jej tutaj zapraszać, i, i, i...

Puścił wałek, który walnął w ścianę, powodując głośny huk, i rzucił rozeźlone spojrzenie Watsonowi.

- Nie żartuj sobie - syknął na niego John. - Masz ją zaprosić. Do cholery, to są święta! Bądź chociaż raz miły!

Holmes prychnął.

- Nie.

Czyli zadanie zaproszenia córki kuzynki Sherlocka spoczęło na doktorku.

- Dobra, rozumiem, że sam muszę to zrobić. - Uniósł ręce ku górze w ramach poddania się i wyszedł z kuchni, nie oglądając się za pozostałą dwójką.

Coming || SherlockWaar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu