Okazało się, że Sherlock jest całkiem dobrym kucharzem.
Stał w kuchni wraz z panią Hudson i ugniatał w rękach ciasto drożdżowe. Mamrotał coś cicho pod nosem (pewnie skład chemiczny ciasta), a pani Hudson szatkowała tasakiem zieleninę. Na środku pokoju, na blacie, leżała otwarta gruba, kolorowa książka kucharska. Niektóre słowa były w niej poprzekreślane, nad niektórymi zdaniami podopisywane były własne notatki, instrukcje. W jednym miejscu John nawet dostrzegł wyzwiska pod adresem autora.
Książka kucharska młodszego z Holmesów była dawnym prezentem od Mycrofta, który z jednej strony chciał wesprzeć brata, a z drugiej zawstydzić, ponieważ kucharze w ich rodzinie byli, no cóż, wyszydzani i pogardzani.
Ale wiadomo - Sherlock od zawsze był człowiekiem, który po prostu o opinię ludzi nie dbał. Dla niego ważna była tylko jego własna. No dobra, Johna też.
Reszta się nie liczyła.
Pani Hudson podskoczyła delikatnie, syknęła i przycisnęła palec do ust.
- Dobry Boże. - Spojrzała na Sherlocka - Powiedz mi, że masz plastry.
Holmes dalej ugniatał ciasto, po czym rzucił je na deskę posypaną mąką.
- Niech pani spyta Johna. Ja nie jestem lekarzem! Do diaska!
Sąsiadka spojrzała błagalnie na Watsona, który stał w progu kuchni i przyglądał się temu wszystkiemu.
Przewróciła oczami, a John westchnął.
- Moment. - Z chwilą, kiedy to powiedział, już go nie było.
Sherlock wyjął z jednej z szuflad wałek, posypał masę mąką i zaczął ją wałkować z wręcz szaleńczą siłą i prędkością.
Krew ściekała powoli po palcu starszej kobiety, która stała nieruchomo obok niego i bacznie obserwowała swojego lokatora.
- Zwolnij - rozkazała, a kiedy widząc, że Holmes dalej robi swoje, chwyciła go za ramię i szarpnęła. - Zwolnij, bo z tego nie będzie ciasto, tylko wielki, płaski placek!
Sherlock parsknął.
- Niech się pani o moje ciasto nie martwi.
I wrócił do rozwałkowywania.
Pani Hudson westchnęła i oparła się plecami o blat, dalej trzymając palec przy ustach.
- Już jestem. - John wszedł do kuchni z apteczką i stanął przy "rannej" - Już, już, chwila.
W mig obandażował palec i posprzątał po sobie, kiedy nagle zesztywniał i odwrócił głowę ku swojemu współlokatorowi.
- Sherlock, czy zaprosiłeś Elizabeth na obiad?
Holmes przyspieszył.
- Sherlock?
Cisza.
- Sherlock...
- Nie zaprosiłem jej! - wysyczał. - I nie zamierzam jej tutaj zapraszać, i, i, i...
Puścił wałek, który walnął w ścianę, powodując głośny huk, i rzucił rozeźlone spojrzenie Watsonowi.
- Nie żartuj sobie - syknął na niego John. - Masz ją zaprosić. Do cholery, to są święta! Bądź chociaż raz miły!
Holmes prychnął.
- Nie.
Czyli zadanie zaproszenia córki kuzynki Sherlocka spoczęło na doktorku.
- Dobra, rozumiem, że sam muszę to zrobić. - Uniósł ręce ku górze w ramach poddania się i wyszedł z kuchni, nie oglądając się za pozostałą dwójką.
JE LEEST
Coming || Sherlock
FanfictieGdzieś pomiędzy tym wszystkim ktoś powiedział: zasady się zmieniły, życie toczy się dalej, a wrogowie wracają. Bez fotela. Fotel pozostał u Sherlocka.