Rozdział 32

14K 839 28
                                    

Do końca ogniska odpuściliśmy sobie tematy o mnie i mojej rodzinie. Nie wiem czy im czasami za wiele informacji nie przekazałam.. Nie chodzi o to że im nie ufam bo wiem że nikomu nie wygadają ale o to że nie mieli później najlepszych humorów, nie chciałam ich martwić.

Tylko Kacper jako tako udawał że dobrze się bawi i szczerze zainteresował się moją stroną magiczną. No więc nie rozmawialiśmy o niczym związanym ze mną po za moją magią.. No ale się mu nie dziwię bo czarodzieje żywiołu to rzadkie mendy. Sama nie mam pojęcia jakim cudem się nim stałam. Jeśli dobrze wiem to moi rodzice są czystej krwi..

Rouse była dość zabawna jedząc swoje pierwsze kiełbaski w życiu. Ja jako wychowywana wśród wilków miałam małą styczność z krwią a nawet mnie ona obrzydzała. Gdy tata po raz pierwszy powiedział mi że muszę się nią karmić myślałam że zwymiotuję.. A kiedyś nawet to zrobiłam. Po prostu pomimo tego że od dziecka potrzebowałam krwi do życia to picie jej kojarzyłam z obrzydzeniem na twarzy mamy. Na prawdę to nie było nic miłego..

-Jak sobie radziłaś nie pijąc krwi? - Pękła w końcu Rouse która chyba faktycznie mnie polubiła. Nie traktowała mnie już co najmniej jak zagrożenia.

-Rouse! - Warknął Feliks uważając pewnie że może mnie to jakoś razić. Pewnie bali się jak wszyscy z wampirzych rodzin. Wampiry są jednymi z tych bardziej przywiązanych do tradycji co na prawdę nie jest niczym dobrym.

-Nic się nie stało. - Zapewniłam z ciepłym uśmiechem patrząc się w gasnące płomienie które jeszcze szukały miejsca które mogłyby pochłonąć. - Kto powiedział że jej nie piłam? Od dziecka to matka o mnie dbała. Co jakiś czas przynosiła mi krew zwierząt ukrywając ją. Zawsze gdy ją piłam wychodziła z taką miną jakby nie mogła na mnie patrzeć. - Mówiąc to przed oczami stanęła mi twarz mamy która jak zwykle skwaszona zamykała drzwi zostawiając mnie sam na sam z nieprzeźroczystym kubkiem wypełnionym krwią. Wyglądała tak jakby nie chciała mieć mnie za córki. To zawsze bolało.. To przez to przestałam pić krew regularnie. - Pamiętam jak kiedyś nie piłam krwi przez miesiąc. Miałam objawy anoreksji pomimo że próbowałam uzupełniać pokarm surową krwią zwierzęcą. Niestety w moich posiłkach nie było odpowiednich porcji. Wyglądałam jak żywy trup ale miałam wrażenie że tak jest lepiej niż gdybym żywiła się krwią.

-Twoja matka jest straszna. - Stwierdziła Rouse i o dziwo mnie przytuliła. Uśmiechnęłam się oddając uścisk.

-Nie. Po prostu nie chciała mnie.

-Jak matka może nie chcieć swojego dziecka? - Spytał Kacper wgapiając się tak samo jak ja w ogień.

-Postaw się na jej miejscu. Twój mąż to śmiercionośna bestia która nie dość że wytresowana w zabijaniu to jeszcze nienawidzi gatunku twojego dziecka. Gdy spędzasz z kimś takim cały czas na prawdę można złamać swoją psychikę.

Spojrzałam na Rouse która siedziała przy mnie i uśmiechnęłam się. Po chwili lekko uderzyłam ją w bark moim ramieniem.

-Rozchmurzcie się wszyscy! Mam dość tego grobowego nastroju! Nie wiem czy wolę stypę gdy jeszcze żyję czy żebyście mnie ochrzaniali za nie powiedzenie wam. Ludzie ja żyję i wcale nie narzekam na swoje życie! - Wszyscy spojrzeli na mnie jak na wariatkę oprócz tego jednego bruneta który uśmiechnął się słodko i skinął głową na znak że zrozumiał. Podniósł się i zaczął szukać czegoś w torbach. - Może i matka mnie nie kochała ale ja kochałam życie w stadzie. Szkoda że nikt z was nie doświadczył życia w PRAWDZIWYM stadzie.

-Pewna jesteś? - Spytała Sam uśmiechając się do mnie.

-Stado Roba to jakaś gówniana gierka dla dzieci. - Odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

-A ja wcale nie miałam na myśli stada Roba. - Powiedziała dziewczyna zaskakując mnie. - Już od jakiegoś czasu jestem w innym stadzie.

-CO? W jakim? - Spytałam marszcząc brwi a ona się roześmiała.

-W twoim. Może o tym nie wiesz ale ostatnio zachowujesz się jak alfa. Stworzyłaś z nas swoje własne stado.

Uśmiechnęłam się do niej kręcąc z rozbawieniem głową.

-Nigdy bym wam tego nie zrobiła. - Powiedziałam z uśmiechem.

-A to niby czemu? - Wykrzyknął Kacper z oburzoną miną. - Nie kochasz nas?

Roześmiałam się na jego durne pytanie. Jak on może o to pytać?

-Chodzi raczej o to że ja ciągle się w coś mieszam. Alfa nie może wciągać w swoje kłopoty stada.

I w tej chwili z głośników magnetofonu jaki przyciągnął tu ze sobą Miguel zaczęła wydostawać się muzyka.

-A teraz zapraszamy na ożywienie towarzystwa. - Powiedział najukochańszy facet na świecie wyciągając do mnie dłoń. - Ostatnio mi zwiałaś. - Przypomniał mi z uśmiechem.

-Myślisz że teraz tego nie zrobię? - Spytałam wyzywająco.

-Nie pozwolę. - Powiedział a ja się roześmiałam i po chwili tańczyliśmy sobie na środku jakiejś polany przytuleni do siebie z obserwującymi nas przyjaciółmi.

-Albo idziecie tańczyć albo was kopnę. - Ostrzegłam nie odrywając głowy od klaty Miguela.

Wszyscy wstali i jak chcieli tak zaczęli się ruszać we własnym rytmie. Feliks tańczył z Rouse której chyba pasowała wolna muzyka a Kimi próbowała nie nadepnąć na stopę Kacprowi. Sam za to siedziała przy ogniu i obserwowała go uważnie martwiąc się czymś. Zgaduję że nie zbyt dobrze wpłynęła na nią informacja z jakiego stada się wywodzę.

Nie chcąc zostawiać jej z przykrymi myślami pociągnęłam Miguela w jej stronę. Od razu usiadł przy dziewczynie a ja wpakowałam mu się na kolana sprawiając że jego usta wykrzywiły się w uśmiechu.

-Nie przejmuj się. - Powiedziałam do dziewczyny uderzając ją przyjacielsko w ramię.

-Ty wiesz że twoje stado w tym pokoleniu łączy się ze stadem Roba? - Spytała mnie dziewczyna sprawiając że mi o mało szczęka nie wyleciała.

-To niemożliwe.. - Powiedziałam przypominając sobie jego siłę. - Chyba że ma..

-Brata. - Potwierdziła moje przypuszczenia. - Podobno był na balu.

-I co z tego? - Spytał Miguel. Trzeba go zrozumieć. Jako pełnokrwisty wampir i to o wysokim statusie nigdy nie musiał uczyć się o wilkołakach czy się z nimi kontaktować. I tak że ich nie nienawidził... Na szczęście zadał się ze mną.

-Jeśli stałabym się alfą ich stada i jakimś cudem zaciągnęliby mnie na moje miejsce to musiałabym go poślubić. - Wyjaśniłam przytulając się do niego. - Ale nawet jeśli przeżyję tą durną pełnię to nie zaciągną mnie do stada.

-Skąd wiesz? - Spytała Sam nadal patrząc się w ogień.

-Ma mnie. - Powiedział Miguel przez co się uśmiechnęłam a Sam się roześmiała.

-Jakim wy cudem jeszcze nie jesteście razem? - Na to pytanie moje policzki znowu stały się czerwone a Miguel cicho się roześmiał.

-Bo po niej nigdy nie dało się odgadnąć co czuje. Czekałem na jakieś oznaki a wiesz co ona zrobiła? - Spytał wręcz oburzony a Sam tylko pokiwała głową ze śmiechem. - Pocałowała mnie i zwiała. - Na to wspomnienie już cała byłam czerwona. - To jak Luna? - W międzyczasie tak jakoś wszyscy się zmyli.. Spacerków się zachciało! - Dasz mi ten znak czy nie?

Spojrzałam się w jego iskrzące oczy i wręcz nie mogłam uwierzyć że to robię.. Znowu.

Przysunęłam twarz do niego i delikatnie trzymając w dłoniach jego szczękę przysunęłam go do siebie tak że nasze wargi się spotkały. Tym razem nie było tak jak za pierwszym razem... Pocałunek oddał od razu z taką siłą że aż mnie zatkało. Po prostu dało się w tym wyczuć jego skrywane uczucie do mnie które wręcz piorunowało intensywnością. To było inne nawet od tego pocałunku na balu.. Po prostu nie dało się tego porównać do jakiegokolwiek naszego "pierwszego razu".

-To znaczy że się zgadzasz? - Spytał gdy odsunęliśmy się od siebie z powodu braku tlenu.

-Na co?

-Na bycie moją dziewczyną.

MieszaniecWhere stories live. Discover now