Rozdział 42

10.7K 720 28
                                    

Sam Pov:

Wyprana z sił szłam korytarzem aż zobaczyłam pokój w którym dziś spałam. Jak ja mogłam być taka naiwna?! Pieprzony idiota!

Zrobiłam krok w stronę mojego pokoju wiedząc że jak go teraz zobaczę to zabiję. To było zbyt pewne.

Obejrzałam się jeszcze raz na te drzwi i przed oczami stanął mi obraz rozpalonej do czerwoności Luny brudnej od ściółki w której płakała. A to wszystko przez niego!

Szybko pobiegłam do swojego pokoju zatrzaskując za sobą drzwi i pozwalając łzom płynąć. Normalnie nie płaczę. Nie wiem co teraz się ze mną stało ale po prostu nie mogłam powstrzymać potoku który pchał się na zewnątrz.

Oparta o drzwi zaczęłam osuwać się na ziemię aż wreszcie skulona poczułam czyjś dotyk na kolanach które akurat były odkryte przez specjalne dziury w dżinsach. Uniosłam głowę aby spojrzeć prosto w oczy mojej przyjaciółki.

-Co się stało? Gdzie jest Luna? - Spytała spokojnie Kimi ale widziałam po jej ciele że jest spięta.

-Nie mam pojęcia. - Wychlipałam zaciskając palce na kolanach.

-Co jest z Luną? - Spytała już trochę drżącym głosem.

-Jak ją znalazłam przechodziła przemianę.. - Powiedziałam cicho gdy łzy przestały płynąć. Oczy Kimi rozszerzyły się z przerażenia. Doskonale wiedziała jak niebezpieczne są takie przemiany. I że nie da się ich powstrzymać. Nigdy... aż do dziś.

-Zabiła kogoś? - Spytała przerażona.

-Nie! - Krzyknęłam oburzona. - Zrobiła coś gorszego. - Powiedziałam a w moich oczach znowu stanęły łzy.

-Co może być gorsze od morderstwa?!

-Luna.. Ona.. ona się powstrzymała. - Na te słowa oczy dziewczyny zaczęły wręcz wychodzić na wierzch.

-Czyli nic się nie stało? - Spytała zdezorientowana.

-Przez to że się powstrzymała przestała mieć kontrolę nad własnym ciałem. Ona miała gorączkę! Gorączkę Kimi! Wilki nigdy nie chorują! A ona była tak rozpalona jak metal wyjęty z pieca. - Teraz to Kimi zaczęła cicho chlipać. Cholera! Jeszcze ją zraniłam! -Przepraszam! - Wyjęczałam przyciągając ją do siebie i przytulając mocniej. - Nie chciałam.

-To nic. - Szepnęła tylko wtulając się we mnie. W takiej pozycji siedziałyśmy kilka godzin aż zasnęłyśmy.

Feliks Pov:

Siedziałem w pokoju Rouse wiedząc że po tym co zrobiła będzie roztrzęsiona. Może i lubiła robić zamieszanie ale nie takie. Nigdy nikogo nie uderzyła.. Miguel na prawdę ją wkurzył jeśli mu tak przyłożyła. To był jej pierwszy raz..

-Mogłam mu poprawić. - Oto co powiedziała krążąc jakąś godzinę po swoim pokoju. Tego to się nie spodziewałem!

-Daj spokój. Luna jest silna, wyliże się. - Powiedziałem aby ją uspokoić choć w głębi serca tak nie czułem. Boże! Sam chciałem przyłożyć temu idiocie! A Luna? Ciekaw jestem czy pojawi się jutro w szkole bo dzisiaj nie było jej na żadnych zajęciach. Z resztą Sam też. Mam nadzieję że jakoś jej pomoże.

-Powinnam przy niej być! - Tym też mnie zaskoczyła. Rouse nigdy nie przepadała za innymi, nigdy nie miała przyjaciół. Tylko mnie traktowała inaczej bo doskonale mnie zna i kocha. To dziwne że tak bardzo się kimś przejmuje. Gdybym tylko sam się nie przejmował to pewnie bym się cieszył.

-Uspokój się! Jest przy niej Sam. Zaufaj im. - Na te słowa moja dziewczyna spojrzała na mnie swoimi niebieskimi oczami które błyszczały od ściany uformowanej przez łzy. Od razu podniosłem się i przytuliłem ją najmocniej jak potrafiłem.

-To niesamowite że aż tak się do niej przywiązałaś. - Szepnąłem głaszcząc jej głowę. Mało kto o tym wiedział ale Rouse po śmierci matki odcięła się od uczuć do innych. Zawsze walczyła z przywiązaniem.

-To źle? - Spytała żałosnym lecz słodkim głosem. Właśnie dlatego ją kochałem.. że nie udawała przy mnie innej osoby.

-To dobrze. Jestem tylko ciekaw co takiego jest w tej dziewczynie.

Uśmiechnęła się do mnie lekko.

-Też bym chciała.

Jako że Rouse mieszkała na specjalnych warunkach mogłem zostać u niej na noc. I tak położyliśmy się do łóżka i rozmawialiśmy jak kiedyś, jak wtedy gdy jej mama co chwilę wpadała przynieść nam ciasteczka.

Kacper Pov:

Siedziałem na łóżku ze spuszczoną głową i dłońmi na karku. Za nic nie potrafiłem rozgryźć tego co się dzisiaj wydarzyło. Skąd pochodziła ta aura? To musiało być jakieś silne zaklęcie.. Tylko jakie? I kto w naszej szkole miałby taką moc? Przecież to niemożliwe!

A do tego dochodziła sprawa Miguela. Co mu do cholery odbiło?! Luna się załamała.. Pobiegłbym za nią gdyby nie Sam. Ja musiałem zostać z Kimi i spróbować rozgryźć ten czar. Niestety nasz wysiłek na nic się nie zdał bo aura szybko opadła a dodatkowo miała tak silne pole że nawet w duecie nie potrafiliśmy się przebić.

Runąłem na łóżko patrząc w okno. Było już ciemno a od śniadania o dziewczynach nie było nic słychać. Wiem tylko że nie przyszły na zajęcia i na posiłki. Mam nadzieję że nic im nie jest, wilkołaki nie są najlepsze w panowaniu nad emocjami. Jeśli przez tego idiotę Luna coś sobie zrobiła to go zabiję.

Przysypiałem gdy usłyszałem zgrzyt zamka a po chwili czyjś śmiech. Damski śmiech.

-Miguel! Nie wiedziałam że jesteś taki zabawny! - Do moich uszu dotarł jakiś tani i przesłodzony głosik.

-Ooo.. Lily. - Powiedziałem z całą pogardą patrząc się na tą beznadziejną brunetkę. Jak ten kretyn w ogóle mógł zostawić Lune dla niej?!

-O! Cześć Kacper! - Powiedziała wesoło dziewczyna a mój BYŁY przyjaciel cały czas gapił się na nią jak na obrazek. - Nie mógłbyś wyjść? Mamy z Miguelem ważną sprawę do omówienia. - Ten jej "słodki" głosik kaleczył moje uszy.

-Nie. Ale ty możesz i to śmiało. Do widzenia. - Powiedziałem sucho pokazując jej drzwi.

-Oj no nie bądź taki! - Powiedziała trzepocząc doklejanymi rzęsami tak że o mało jej nie odpadły. Kiedy wieszali wiedźmy i palili na stosach to nie mogli też jej?

-Coś mi się wydaje że za trzy minuty jest cisza nocna. Ciekawe co powie pani dyrektor jak jej napomknę że jej nie przestrzegałaś.

I tak oto pozbyłem się natręta który głośno przełknął ślinę i wypełz z pokoju tłumacząc że musi coś załatwić.

Gdy tylko zamknęła za sobą drzwi Miguel zamrugał gwałtownie i rozejrzał się po pokoju.

-Gdzie ja jestem? - Spytał zdezorientowany.

MieszaniecWhere stories live. Discover now