ROZDZIAŁ III

21 2 0
                                    


~Des

Słyszę z pokoju Maxa budzik. "Już ósma " pomyślałam. Czuję jak coś kładzie mi się na brzuchu. Leniwie otwieram jedną powiekę i przed sobą widzę parę złotych oczu wlepionych we mnie. Czarna puchata kulka patrzy na mnie wymownie i nie ma zamiaru zejść z mojego brzucha póki się nie ruszę. Zamykam oczy po czym czaszka zwierzęcia uderza mnie w brodę a później na policzku czuję miękkie futro. 

-Już wstaję Mortis- powiedziałam do kotki po czym wstałam i poszłam do łazienki. Wzięłam prysznic, uczesałam włosy i ubrałam się jak zwykle w ciemne spodnie i czarną bluzkę na ramiączkach. Zeszłam do kuchni biorąc kota na ręce i najpierw napełniłam miski Mortis, a później zrobiłam jedzenie dla siebie i Maxa, który zapewne zaraz się zjawi. Zanim jednak on się przyjdzie, zmieniam siłą woli kolor włosów i oczu. Z szatynki staję się blondynką z niebieskimi oczami. Schodzi Max. Oboje jemy śniadanie i jestem już prawie gotowa. Zabieram moją czarną torbę sportową z rzeczami potrzebnymi do przetrwania w szkole (DOSŁOWNIE!) i zarzucam na siebie moją czarną skórzaną kurtkę i wychodzę z domu. Wsiadam do samochodu brata i chwilę później jesteśmy pod domem Joy, dziewczyny Maxa. Dziesięć minut przed dzwonkiem zaparkowaliśmy samochód przy szkole. Zakochanych zostawiłam za sobą, a sama w drodze do szkoły znów używając swojej siły zmieniam strój jaki będą widzieć na mnie inni. Chcąc wtopić się w tłum oprócz włosów i oczu potrzebuję modnych ubrań. Jestem ubrana w dopasowane i opinające się na tyłku jeansy i krótką bluzkę. Z impetem otwieram drzwi budynku i czuję się jak w fabryce. Wszędzie wokół mnie tak samo wyglądające dziewczyny w takich samych ciuchach. Wzrokiem szukam jakiegokolwiek znajomego, którego lubię. Po chwili natrafiam na spojrzenie opartego o ścianę Kola. Podchodzę do niego. Mimo że jest moim przyjacielem nie wie kim naprawdę jestem. Bestia z dziwną siłą zamkniętą w środku.
-Wpadniesz dzisiaj do nas na mały trening?- pytam go bezpośrednio
-Od kiedy rozmawiamy bez przywitania? - podniósł jedną brew i popatrzył na mnie spod byka. Słyszałam jego spokojne bicie serca. Patrzyłam w jego oczy skupione na mnie.
-Przestań tak na mnie patrzeć- uderzyłam go łokciem w brzuch. Zanim zdążył mnie ochrzanic zadzwonił dzwonek. Odeszłam bez pożegnania i udałam się do sali od chemii która znajdowała się na końcu korytarza.
Nigdy nie lubiłam lekcji chemii bo wiele z preparatów których używaliśmy miało mocny zapach, co sprawiało że mnie mdliło zawsze jak robiliśmy doświadczenia, czyli na co drugiej lekcji. Chemia minęła szybko więc aż podskoczyłam na dźwięk dzwonka. Wyszłam na korytarz w którym czekała na mnie fala uczniów. Wbiłam się pomiędzy dwóch chłopaków, jak się domyślałam pierwszoklasistów. Zewsząd czułam różne, mieszajace się ze sobą zapachy. Męskie i damskie perfumy, gumy do żucia i wszystkie okropności, których nie wymienię, ale przez tych kilka miesięcy zdążyłam do tego przywyknąć. Nagle czuję jak czyjaś ręka chwyta mój nadgarstek i ciągnie mnie za sobą. Chciałam się wyrywać, ale gdy zobaczyłam w tłumie przede mną czubek głowy Maxa, odpusciłam. Brat wprowadził mnie na główny korytarz. Mówił coś do mnie, zapewne coś ważnego, ale ja wcale nie zwracałam na niego uwagi tylko patrząc ponad jego ramieniem obserwowałam przez okno jak dwoje nauczycieli się o coś kłóci. Stojąc spokojnie czułam tylko perfumy Maxa, gdy nagle nawinął mi się pod nos znany mi zapach... zapach krwi.
-Wybacz Max ale muszę się przewietrzyć- powiedziałam po czym szybko opuściłam brata, a po drodze minęłam jedną ze szkolnych siatkarek, która z zakrwawionym nosem szła w stronę gabinetu pielęgniarki. Do naszej szkoły nigdy nie wzywano karetki tylko zawsze gdy coś się stało, nawet jak ktoś złamał sobie nogę, wszyscy chodzili do pielęgniarki. Opuściłam głowę i szybkim krokiem skierowałam się na schody i do wyjścia, ale po drodze zderzyłam się z czyimś umięśnionym barkiem
-Hej Des! Jesteś jakaś blada. Czy wszystko w porządku? - pytanie doleciało do moich uszu niesamowicie szybko.
-Tak...tylko...potrzebuję...świeżego...powietrza...- wychrypiałam niemal czując w ustach jego gęstą, lepką i ciepłą krew. Nie mogę się poddać, nie mogę uciec! Popchnęłam Kola na najbliższą ścianę, oparłam ręce o jego ramiona opuściłam głowę. Zacisnęłam ręce, zamknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech.
-Na pewno wszystko okej?- zapytał patrząc na mnie pytająco.
-Naturalnie- uśmiechnęłam się do niego zadowolona, że opanowałam swoje zmysły, chociaż nadal marzyłam, żeby wbić się w jego żyłę szyjną...NIE nie nie! Przestań o tym myśleć!
-Spadam na historię- powiedziałam szybko i zaczęłam się oddalać.
-Des? -usłyszałam za sobą nawoływanie chłopaka na co tylko odwróciłam się i posłałam mu "oczko".
Lekcje mijały jedna po drugiej. Na lunch zeszłam do stołówki i usiadłam jak zwykle z dala od innych. Dzisiaj wśród klas panowała niesamowita frekwencja, ponieważ zapewne ze względu na zupełny brak innych miejsc dosiadła się do mnie Daisy. Dziewczyna, która nie rozmawia praktycznie z nikim. Za to uwielbia chodzić na imprezy.
-Hej Daisy idziesz na imprezę Liama dzisiaj?
-Jasne że tak, a ty?- słyszałam, że jej serce przyspiesza
-Jesteś zdenerwowana?- zapytałam
-Wcale nie, a z resztą co ci do tego- wrzasnęła, wstała od stołu, wzięła tackę z ledwie zaczętą sałatką wyrzuciła ją i poszła. Nie powiem TO było dziwne, ale cóż panie i panowie oto kwintesencja Daisy Cambert. Pomyśleć, że kiedyś była taka miła.
Moją ostatnią lekcją był angielski, ale nasz nauczyciel i jednocześnie wychowawca nie pojawił się w szkole. Zastępstwo za niego wzięła pani Lorenz, nauczycielka francuskiego, która ma bzika na punkcie okultyzmu. Całą lekcję gadała o jakichś wróżbiarskich rytuałach czy coś w tym stylu. Nie słuchałam jej dopóki nie zaczęła tematu naszego mia0sta.
-Co dwieście lat w naszym miasteczku budzą się dziwne siły. Przez następne pięćdziesiąt lat na terenie całego Heatherfiled notowane są dziwne zdarzenia, których nikt nie potrafi wyjaśnić. Dzieją się rzeczy nie do pomyślenia. Po ziemi chodzą stwory, o których istnieniu nie macie pojęcia...-zakończyła dramatycznie, przechadzając się po klasie
-Co pani wygaduje?- zbulwersowałam się - Przecież za niedługo będziemy obchodzić dwusetną rocznicę powstania naszej szkoły i nic dziwnego się jeszcze nie wydarzyło i na pewno się nie wydarzy...
-Doprawdy panno Walker?- zapytała zwracając swój wzrok na mnie- Nie poczułaś nic dziwnego? Żadnej siły? Wisi wokół nas dziwna aura, jakby hmm... coś się zbliżało. Naprawdę nie czujesz tego? -spojrzała głęboko w moje oczy a ja mimowolnie pokazałam jej pałające dzikością złoto-czerwone tęczówki. Odsunęła się ode mnie i w tym momencie zadzwonił dzwonek.
Wracałam do domu na nogach bo to nie było wcale tak daleko, a Max skończył wcześniej. Całą drogę myślałam o tym co się wydarzyło na angielskim. Nie wiem dlaczego pokazałam Lorenz moje prawdziwe oblicze ale czułam jakby coś rozkazywało mi żebym to zrobiła. Cieszę się, że ten dzień się skończył, ale obawiam się tego co powiedziała nauczycielka francuskiego.

~LadyHoran

Ponkowhał StoryWhere stories live. Discover now