†Somebody

310 22 5
                                    


No co za dziewucha. Uciekała przede mną, a ja chciałem jej tylko oddać dokumenty, które jej wypadły. Skręcam w uliczkę, w którą ona. Jadę kawałek dalej i korek. O co chodzi? Na tej ulicy nie było nigdy czegoś takiego. Więc jak to ja, żeby je ominąć wjechałem sobie na chodnik i będąc już przy światłach, dostrzegłem ją. Leżała na ziemi. Cała we krwi. Jej motor był kilkanaście metrów od niej, a jeden z samochodów miał rozbity cały przód. Nie no. Ona oszalała. Słyszę nadjeżdżającą policję oraz karetkę. Osobie kierującej pojazd prawie nic się nie stało, gdyż z tego jak przypuszczam, facet miał rozcięty łuk brwiowy. Po kilku chwilach oba były na miejscu. Policja dochodziła co się stało pytając faceta, a w tym czasie zabrano ją do karetki. Gdy ta ruszyła, pojechałem za nimi do szpitala. Odczekałem chwilę, by ja wzięli do budynku i w tym czasie odpaliłem sobie papierosa i wyciągnąłem jej dokumenty. Esther O'coner. Ładne. Jest niewiele młodsza ode mnie. Niższa o wiele. Zaciekawiła mnie ona. Przyznam. Dokończyłem papierosa i zaparkowałem. Zdjąłem kask i wszedłem do środka. Podszedłem do recepcji, gdzie siedziała młoda oraz urocza dziewczyna.

- Hej, przepraszam. Przed chwilą przywieziono moją... - przez chwilę zastanawiałem się co mam powiedzieć. - ...dziewczynę. - wypaliłem.

- Tak, doktor właśnie się nią zajmuje, ma pan może jakieś jej dokumenty? - uśmiechnąłem się i pokiwałem twierdząco głową. - To proszę to uzupełnić.

Cholera. Podała mi kartę i wypełniłem to co wiedziałem i oddałem jej. Powiedziała mi od razu, gdzie jest jej sala. Podziękowałem uśmiechem, na co ta się zaczerwieniła. Skierowałem się pod numer 216. Przejrzałem przez szybkę w drzwiach i zobaczyłem, że była sama, więc pchnąłem je i wszedłem, zamykając za sobą. Esther miała owiniętą głowę bandażem, w ciul siniaków, zadrapań... Podziurawione spodnie, koszulka.. Musiała nieźle oberwać. Usiadłem koło niej na krzesełku postawionym koło łóżka. Tak sobie siedziałem bardzo dłuższą chwilę i przyglądałem się jej... twarzy? Jeśli można by ja tak nazwać. Nagle po pomieszczeniu rozległ się dźwięk telefonu. Nie mojego, a jej. Leżał na stoliku koło niej, więc chwyciłem ją i odebrałem.

- Ha... - ledwo mogłem coś powiedzieć do słuchawki, gdyż osoba po drugiej stronie wcięła mi się w słowo.

- Est.. Ja cię przepraszam, wiem zjebałem to. Zjebałem to co było między nami. Przepraszam ja nie chciałem ci tego zrobić. To samo tak jakoś wyszło... - trajkotał jak jakaś dziwka, która nie może dojść.

Zaśmiałem się na własne myśli.

- Sorry stary, ale tu nie ma Esther. Znaczy jest koło mnie ale nie jest w stanie odebrać. - powiedziałem najpoważniejszym tonem na jaki było mnie tylko stać.

- Nie wkurzaj mnie bardziej i daj mi moją Esther do telefonu. - wysyczał.

" Tak się bawimy? Okej. " - pomyślałem.

- Powtarzam. Esther jest nieosiągalna. Nie może z tobą aktualnie rozmawiać, gdyż jest w stanie ukojenia... A i zapomniałbym... Nie jest twoja i nigdy nie była. Aktualnie jest moja, bo leży ze mną, a nie z tobą. Także, życzę miłego dnia. - rozłączyłem się.

No bez jaj. Koleś ma spiny o coś. Słychać, że jest nie w sosie, ale czym ja sobie zawiniłem? To serio jest jego laska? Nie, chyba nie. Co ona by robiła sama nad jeziorkiem i płakała? To on ją zranił i ja bardzo dobrze o tym wiem. A wręcz tak sądzę. Po cholerę on by ją przepraszał? Nie chcę się mieszać, po prostu jestem ciekaw. Odłożyłem jej telefon na miejsce, tak jakby nic się nie stało. Znów zacząłem się na nią patrzeć. Pomimo, że nie znałem tej dziewczyny, czułem, że to będzie ciekawa znajomość. Myśląc o niej, usłyszałem, że drzwi się otwierają, więc popatrzyłem w tamtą stronę. Do sali wszedł lekarz i spojrzał w moją stronę.

- A pan to kto? - spytał

- Jestem jej chłopakiem. - chyba zostanę przy tej wersji.

- No dobrze. Panna O'coner powinna się obudzić lada moment, także jakby działo się coś niepokojącego proszę wezwać mnie, bądź którąś z pielęgniarek. - uśmiechnął się ciepło.

- Dobrze. - odwzajemniłem jego gest i wyszedł.

Rzeczywiście miał rację. Dziewczyna obudziła się około pięć do dziesięciu minut po jego wyjściu.

- Co jest? Gdzie ja do cholery jestem? Boże jak mnie głowa boli.... - podniosła się i opadła pod wpływem bólu.

- Miałaś wypadek. Jesteś w szpitalu. Pocieszę cię. Na razie głowa. Potem cała reszta. - uśmiechnąłem się do niej promiennie.

- Co z moim motorem? - spytała odwracając głowę w moją stronę.

- Dobre czy złe wieści? - od razu skwasiła minę.

- Nic mnie już nie zdziwi. - wzdychnęła.

- Zła. ~ nie zostało z niego nic... A dobra... - powiedzieć jej o koleżce, czy nie.. - Znalazłem twoje dokumenty oraz prawdopodobnie to jest wina tego faceta co w ciebie wjechał. - jednak nie.

- Zajebiście. - próbowała się poprawić, ale z marnym skutkiem. - Auć.

- Uważaj, mała.- powiedziałem. - Idę po lekarza.

- Dobrze.. - zamknęła oczy.

Popatrzyłem na nią ostatni raz, uśmiechnąłem się i wyszedłem z pomieszczenia w poszukiwaniu lekarza.

×

Zamknęłam oczy, bo mnie wszystko bolało. Nie pamięta nawet jak doszło do tego wypadku. Czy rzeczywiście on go spowodował? Kim do cholery jest ten człowiek? To jest ktoś od Malika? Bo jak tak, to przysięgam, że...

- Zrozumiałem. - do sali wszedł lekarz razem z nim. - Witam, panno O'coner. Jak się czujesz? - zapytał

- Aktualnie wszystko mnie boli.. Spać mi się chce. - ziewnęłam. - I no. - próbowałam się podnieść, lecz na marne. - Kurwa.

- Już pani podaje mocniejsze leki przeciwbólowe. Proszę chwilę poczekać. - zawiadomił uśmiechając się i wychodząc.

- A ty co tu jeszcze robisz? - spojrzałam na niego. - Nawet cię nie znam

- A ja ciebie owszem. Esther O'coner. Lat dwadzieścia jeden. Urodzona dwunastego kwietnia tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego piątego, sto sześćdziesiąt dziewięć centymetrów wzrostu, pięćdziesiąt cztery kilogramy, singielka...

- No już, już. Rozumiem. -westchnęłam. - To ty mi powiedz coś o sobie, jak masz tak tu siedzieć.

- Eric Hinpls, lat dwadzieścia sześć, urodzony dwudziestego szóstego grudnia tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego, sto dziewięćdziesiąt trzy centymetry wzrostu, siedemdziesiąt sześć kilogramy, samotny. - uśmiechnął się. - Lubię motory, wyścigi, kremowy, szary, czarny. Oraz jeziorko.

Skąd on się do licha wziął?? Jest tu jakaś ukryta kamera?

- Halo? Mam wzywać lekarza już czy natychmiast? - zaśmiał się.

- Jest w porządku. Po prostu zastanawiam się. - popatrzyłam na niego.

Nie wydawał mi się na osobę z gangu Malika. Nawet nie nadaje się na żadnego gangstera czy cokolwiek. Jest zbyt miły.

- Nad czym? - zapytał.

- Ale co nad czym? - o co mu się rozchodzi?

- Nad czym się zastanawiasz, głowa ci zaraz od tego pęknie. - zachichotał.

- W sumie masz rację. - zgodziłam się z nim. - Nad niczym szczególnym...


....................................

Ponad 1000 słów
No nie powiem
Jestem z siebie dumna

A wy co sądzicie? :)
Wybaczcie, że dopiero teraz :/
xoxo

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Dec 08, 2017 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Dangerous Man |Zayn Malik|Where stories live. Discover now