1. Niespodziewany list

15.4K 502 225
                                    

— Kochanie wstawaj!
Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że przy drzwiach stoją moi rodzice z tortem.
— Wszystkiego Najlepszego! — krzyknęli razem.
Zeskoczyłam szybko z łóżka i ich przytuliłam.
— Dziękuje! — powiedziałam i zdmuchnęłam świeczki.
Ruszyliśmy do kuchni, żeby zjeść śniadanie i oczywiście po kawałku mojego tortu.
— To, co? Dziś przechadzka przez całą noc? — zapytał tata.
— Carter! Przecież, ona nie będzie biegała przez całą noc, oszalałeś!? — krzyknęła moja mama w stronę taty.
— Mamo, daj spokój... Jasne, że idę tato.
— Och, co ja się z wami mam... — powiedziała mama zrezygnowanym tonem, lecz z uśmiechem na twarzy.
— Emma, przesadzasz..., są jej urodziny, niech się dziewczyna wyszaleje — zaśmiał się tata.
Bieganie po lesie w nocy to coś cudownego. Szczególnie dla wilkołaka.
Ja i moja rodzina, jesteśmy już jednymi z ostatnich wilkołaków tej rasy. Większość wyginęła lub po prostu zdziczała. Z tego, co mi tata mówił, jest jeszcze rasa innych wilkołaków, takich, którzy podczas przemiany są mieszanką ludzi i wilka. Nasza rasa jest taka, że my zmieniamy się w wilki, tyle że sporo większe niż takie normalne.
Moja pierwsza przemiana była, gdy miałam prawie 10 lat. Dwa miesiące po mojej przemianie się przeprowadziliśmy. Trochę z mojej winy, ponieważ, przy pierwszej przemianie kompletnie nad sobą nie panowałam i narobiłam trochę rabanu... Ale po jakimś czasie moi rodzice nauczyli mnie w miarę nad tym panować, teraz mogę się zmieniać, kiedy chce, a najważniejsze jest to, że podczas przemiany wiem, co się dzieje i w miarę to kontroluje.
Nie jest jakoś perfekcyjnie, ale przynajmniej nie tracę kontroli nad tym, co robię.
Gdy tak siedzieliśmy przy stole, usłyszałam trzepot skrzydeł i zaraz potem zobaczyłam sowę. Widać było, że nie tylko ja jestem zaskoczona. Wiem, że mieszkam w środku lasu, ale żeby sowy mi do domu wlatywały?
Wleciała do kuchni i rzuciła list, który miała w szponach na stół. Zdziwiona wzięłam go do ręki i zobaczyłam, że jest zaadresowany do mnie...
— Do kogo to? — zapytał się tata.
— Do mnie... ale kto przysyła listy przez sowę?
— Otwórz, to się przekonamy — tak jak powiedziała mama, tak zrobiłam i zaczęłam czytać na głos:

HOGWART

SZKOŁA

MAGII i CZARODZIEJSTWA

Dyrektor: ALBUS DUMBLEDORE

(Order Merlina Pierwszej Klasy, Wielki Czar., Gł. Mag, Najwyższa Szycha, Międzynarodowa Konfed. Czarodziejów)

Szanowna Pani Potter,

Mamy przyjemność poinformowania Pani, że została Pani przyjęta do Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Dołączamy listę niezbędnych książek i wyposażenia. Rok szkolny rozpoczyna się 1 września. Oczekujemy pańskiej sowy nie później niż 31 lipca.

Z wyrazami szacunku.

Minerwa McGonagall, zastępca dyrektora

— Hogwart? To jest jakaś pomyłka, nie jestem czarownicą ani nie mam na nazwisko Potter — spojrzałam na rodziców, byli równie zdziwieni, jak ja.
— Nie wiem, co mam o tym myśleć — powiedziała mama.
— Potter? Dziwne w okolicy nie ma nikogo takiego... ale adres się zgadza — powiedział tata, spoglądając na list.
— Nie jestem adoptowana, prawda? — zapytałam, to by było jedyne logiczne wyjaśnienie.
— Ależ oczywiście, że nie! — krzyknęła mama.
— Gdybyś była adoptowana, to nie byłabyś wilkołakiem — odezwał się tata.
Tu miał racje... Ten argument był nie do podważenia.
— A co jest na tej drugiej kartce, kochanie? — zapytała mnie mama, wskazując na kartkę obok mojej lewej ręki.
— Nie wiem...
Wzięłam kartkę do ręki i przeczytałam na głos:

Czarownica z Wilczym SercemWhere stories live. Discover now