61. „Żongler"

2.3K 183 21
                                    

  Weszłam z Ginny i Ronem do Pokoju Wspólnego. Podeszliśmy do Harry'ego i Hermiony siedzących na kanapie.
— Jak tam trening?
— To był koszmar — odpowiedział Ron.
— Och, na pewno nie było tak źle — powiedziała Hermiona. — Prawda Alex?
— Było — rzekła Ginny. — Pod koniec myślałam, że Alex albo nas tam zabije, albo się rozpłacze.
— Na szczęście żadna z tych rzeczy nie miała miejsca — rzekłam.
Ginny i Ron poszli do swoich pokoi, by się przebrać, a ja usiadłam na fotelu.
— Chyba możemy pożegnać się z pucharem, co? — zapytał Harry.
— Tak, chyba tak — mruknęłam.
Spojrzałam w stronę obrazu Grubej Damy i zobaczyłam Freda, George'a i Lee. Ich wzrok padł na naszą trójkę i podeszli do nas.
— Hej, dlaczego tak uciekłaś? — zapytał Fred.
— Nie uciekłam, po prostu musiałam porozmawiać z Ronem i Ginny — odpowiedziałam.
— Co się właściwie dziś stało? — zapytał Lee. — Robisz trudniejsze rzeczy na miotle i nigdy nie spadłaś, a dziś coś takiego?
— Spadłaś z miotły?! — zapytał Harry i aż poderwał się z kanapy.
— Spokojnie żyje — odpowiedziałam.
— Sloper ją złapał — wtrącił George.
Spojrzałam na niego. Chciałam już coś powiedzieć, ale zrezydnowałam z tego pomysłu.
— Po prostu byłam nieuważna, mój błąd — wyjaśniłam.
— Obserwowaliśmy trening i to będzie rzeź — powiedział Fred. — Bez nas są beznadziejni.
— Dzięki Fred — mruknęłam.
— Nie przesadzaj, Ginny nie była taka zła — powiedział George.
— Dziewczyny w tej drużynie mają potenciał, ale męska cześć to porażka — rzekł Lee.
— Mam potenciał? — zapytałam lekko urażona.
— Ty i Angelina macie coś więcej niż potencjał — odpowiedział Lee. — Alicja z wami też jest naprawdę dobra.
— Ron obronił jakiegoś gola? — zapytała Hermiona.
— Tak — odpowiedziałam. — Broni, gdy myśli, że nikt na niego nie patrzy.
— Musimy tylko poprosić widownię, żeby w czasie meczu na niego nie patrzyli, gdy kafel będzie leciał w jego stronę — powiedział Fred.
— Umówiłam się na jutro z Andrew i Jackiem — powiedziałam. — Będę z nimi ćwiczyła, aż nauczą się porządnie odbijać tłuczki, a na środę po meczu umówiłam się z Ronem... Poświęcę swój wolny czas, by ich dokształcić, bo wstyd mi ich wypuścić takich na jakikolwiek mecz.
— Postaraj się być łagodna, jeśli chodzi o Rona — powiedziała Hermiona. — Pod presją on nic nie obroni.
— O to właśnie chodzi, Hermiono. Musi się nauczyć bronić pod presją, bo przychodzi mecz i on ma dwie lewe ręce. No i w dodatku w czwartek jest pełnia, więc na pewno moja cierpliwość będzie miała cienką granicę.
Ron i Ginny do nas wrócili, więc zamknęliśmy temat quidditcha.
— Co się między wami stało? — zapytała Ginny, patrząc na mnie i George'a.
— Tarcia w związku — powiedział rozbawiony Lee.
— Ale coś poważnego? — dopytywała.
— Alex po prostu jest zazdrosna — powiedział George.
— Słucham!? Zazdrosna? — zakpiłam. — Próbuje ci pokazać, co ta twoja przyjaciółka, którą jak sam zaznaczyłeś, znasz dłużej niż mnie, robi do ciebie maślane oczy, a ty tego nie widzisz!
— Ona po prostu poprosiła mnie o pomoc, Alex! Pomoc! Nic więcej!
— Czy każdy facet jest tak ślepy? — zadałam pytanie retoryczne, patrząc na dziewczyny. — Co ona musi zrobić, żebyś zauważył, że ona nie widzi w tobie tylko przyjaciela? Może jak stanie przed tobą i rozbierze się do naga, to zauważysz, że chyba coś jest nie tak!
— Ej, ludzie! — przerwał nam Fred. — Koniec tego! Porozmawiajmy o czymś innym...  

  Nadszedł mecz, widziałam, że Ron się denerwuje, ale starałam mu jak mantrę powtarzać, że liczy się tylko on i kafel, więc ma nie zwracać uwagi na widownie. Jack i Andrew poćwiczyli wczoraj trochę ze mną, choć nie długo, bo musiałam udać się do Snape'a na lekcję oklumencji. Mam nadzieję, że jakoś dadzą sobie radę.
Ten mecz to była jedna wielka porażka, chociaż jest plus. Wygraliśmy go, bo Ginny złapała znicz. Ale to nie zmienia faktu, że nigdy nie czułam takiej porażki. Ron przepuścił czternaście goli, Jack uderzył mnie pałką w twarz. Nie mam pojęcia, jak mógł mnie nie zauważyć, ale idiota złamał mi nos. Krew lała się ciurkiem, a ja jeszcze musiałam sobie nastawiać kość, bo wiedziałam, że zanim dojdzie do końca meczu, to już mi się lekko zaklepie i trzeba by było łamać ją na nowo. Także, przez pół meczu grałam ze złamanym nosem, umazana we własnej krwi.
Po zakończeniu meczu zeskoczyłam z miotły i opuściłam boisko, by jak najszybciej znaleźć się w skrzydle szpitalnym. Muszę sprawdzić, czy moja kość na pewno jest dobrze nastawiona.
Pani Pomfrey kazała mi usiąść na jednym z łóżek, by obejrzeć mój nos. Oczywiście nie powiedziałam jej, że jest złamany, bo na pewno, by się zdziwiła, że tak szybko dochodzi do prawidłowego stanu.
— Wszystko z nim w porządku. Kość jest jedynie pęknięta. Masz szczęście, że nie złamał się całkowicie i nie trzeba było go nastawiać... Zaraz przyniosę eliksir, poczekaj chwilkę.
Kiwnęłam głową i wzięłam mokrą chusteczkę ze stolika.
Drzwi nagle otworzyły się z hukiem i do środka wpadł George, a za nim Fred, Lee i Harry.
— Nic ci nie jest? — zapytał George, oglądając moją twarz z każdej strony.
— Tylko złamany nos — powiedziałam. — Ale już trochę się zasklepił i pani Pomfrey myśli, że to tylko pęknięcie.
— Podacie mi to lusterko? — zapytałam, wskazując na stojący przedmiot na sąsiedniej szafce. — Chcę się jakoś doprowadzić do porządku.
Harry już sięgnął po lusterko, ale George wyjął mi z dłoni chusteczkę i odchylił moją głowę do tyłu.
— Co ty...? — zaczęłam, ale George zaczął wycierać moją twarz z krwi. — Mogłam sama to zrobić.
— Mogłaś, ale ja byłem szybszy — powiedział.
Patrzyłam się w sufit i usłyszałam kroki na korytarzu. Odsunęłam rękę George od mojej twarzy i spojrzałam w kierunku drzwi. Do sali weszła prawie cała drużyna na czele z Jackiem. Podbiegł do mnie, trącając George, jakby go nie zauważył.
— Tak cię przepraszam, Alex...
— Odsuń się od niej — warknął George i popchnął go, przez co wpadł na Rona.
Złapałam George'a za nadgarstek i przyciągnęłam do siebie.
— To był wypadek.
— Wypadek? — parsknął George. — Ten idiota nie umie utrzymać pałki w ręku... Macha nią jak opętany, dlatego cię uderzył!
— Fred mógłbyś zabrać swojego brata? — zapytałam. — Zobaczymy się w Pokoju Wspólnym — zwróciłam się do George'a.
— Alex ma rację, musisz ochłonąć — powiedział Fred. — Chodź.
Reszta, widząc, że nic mi nie jest, też wyszła z sali, oprócz Jacka, Andrew i Rona.
— Naprawdę nie chciałem...
— Wiem — przerwałam mu. — W sobotę widzimy się na boisku o 9 rano, będziemy ćwiczyć, dopóki nie opanujecie posługiwania się pałką. Bo obydwaj dziś daliście fenomenalny pokaz odwrotności tego, czego was nauczyłam.
Kiwnęli głowami i wyszli z sali.
— A my, kiedy się spotkamy? — zapytał Ron ze skruszoną miną.
— Plany się nie zmieniły — powiedziałam. — Za godzinę widzimy się na boisku.
— Alex, to chyba nie jest najlepszy pomysł, zważając na to, że jesteś...
— Jestem cała, do ćwiczenia z tobą nos nie będzie mi potrzebny. Idź, odpocznij i za godzinę widzimy się na boisku.
— W porządku — powiedział z lekkim uśmiechem i wyszedł.
Niedługo potem pani Pomfrey przyniosła mi eliksir, który wylałam do kosza, gdy nie patrzyła. Zbadała mnie jeszcze raz i wypuściła.
Weszłam do swojego dormitorium i przebrałam się w normalne ciuchy. Gdy zeszłam na dół, zobaczyłam tam połowę drużynę (brakowało pałkarzy i obrońcy) i przyjaciół.
— Widzieliście Rona?
— Poszedł już na boisko, bo uznał, że trochę się rozgrzeje, by nie upokorzyć się przed tobą jeszcze bardziej — wyjaśnił Harry.
— To w takim razie ja też pójdę. Im szybciej zaczniemy, tym lepiej.

Czarownica z Wilczym SercemWhere stories live. Discover now