11. Filch

4K 234 2
                                    

 W ciągu kilku następnych dni ja i Harry unikaliśmy Lockharta jak ognia. Colin Creevey potrafił mi mówić "cześć" parę razy dziennie, co mnie trochę irytowało, więc starałam się go unikać. Fred, George i Lee mi w tym pomagali, co nie było zbyt łatwe, bo chyba znał mój plan zajęć na pamięć.

Sowa Harry'ego, Hedwiga, wciąż była na niego obrażona z powodu nieciekawej podróży samochodem. Różdżka Rona nadal działała kapryśnie, a w piątek przeszła samą siebie. Wyrwała się z ręki Rona i uderzyła profesora Flitwicka prosto między oczy, powodując powstanie siniaka.

Nadeszła sobota, obudziłam się wyjątkowo wcześnie. Dopiero zaczynało świtać, a ja już byłam na nogach. Postanowiłam, że się ubiorę i wyjdę się przejść. Gdy wyszłam na błonia i usłyszałam głosy ze strony boiska, postanowiłam się tam przejść. Już z daleka zobaczyłam, że to drużyna Griffindoru. Weszłam na boisko i zauważyłam, że prosto na mnie leci kafel. Szybko go złapałam, by nie dostać w nos.
— Dobry chwyt! — krzyknął Oliver Wood, kapitan drużyny i obrońca.
— Dzięki! — odkrzyknęłam. — Katy łap! — krzyknęłam i odrzuciłam piłkę w jej stronę.
— I dobry rzut! — krzyknął ponownie kapitan Gryfonów.
Ja się tylko uśmiechnęłam, ale pewnie tego nie zauważył z takiej odległości.
— Hej maluchu! — krzyknęli w moją stronę bliźniacy.
— Cześć! — przywitałam się z Fredem i George'em.
— Przyszłaś nauczyć się gry? — zapytał złośliwie Fred, podlatując bliżej mnie, by widzieć moją twarz.
— Dobrze wiesz, że gram lepiej niż ty, Weasley — powiedziałam i pokazałam mu język. — Przyszłam popatrzeć ze zwykłej nudy.
— Wmawiaj to sobie — odpowiedział.
— Dobra wracamy do treningu! — krzyknął Wood, a Fred wrócił na swoje miejsce.
Jako że nie chciało mi się wchodzić na trybuny, zostałam tam, gdzie byłam i oglądałam trening. Po około dwudziestu minutach usłyszałam głosy, dochodzące zza moich pleców. Odwróciłam się i zobaczyłam zwierzającą do nas drużynę Ślizgonów. A kawałek za nimi szli Ron i Hermiona.
Praktycznie przy mnie wylądował Oliver, a zaraz za nim Harry, George, Fred, Katy, Angelina i Alicja.
— Flint! — ryknął Wood do kapitana Ślizgonów. — To nasz czas treningu! Dostaliśmy specjalne pozwolenie. Zjeżdżajcie stąd!
— Tu jest dużo miejsca, Wood — odpowiedział z chytrym uśmieszkiem trolla, Marcus Flint. — Pomieścimy się.
— Ale to ja wynająłem boisko! — krzyknął Wood. — Zamówiłem je!
— Tak? A ja mam tutaj specjalne pisemko, podpisane przez profesora Snape'a — podał Oliverowi pergamin.
— Macie nowego szukającego? — zdumiał się Wood. – Kogo?
I oto zza pleców sześciu wielkich chłopców wyszedł siódmy, Malfoy.
— Jesteś synem Lucjusza Malfoya? — zapytał Fred, patrząc na niego z odrazą.
— Zobacz, jak jego ojciec wspaniałomyślnie wyposażył naszą drużynę.
I tak cała siódemka wyciągnęła Nimbusy Dwa Tysiące Jeden, na co ja parsknęłam, powstrzymując się od śmiechu. Właśnie wtedy Ślizgoni mnie zauważyli.
— Co cię tak bawi, co? — zapytał Flint.
— Wiesz, naprawdę trudno było mi zrozumieć, dlaczego Malfoy jest w waszej drużynie, a teraz wszystko jasne — odpowiedziałam, podchodząc bliżej i stając obok Oliviera.
Flint dalej parzył na mnie z niezrozumieniem, tak samo, jak Malfoy i w sumie reszta drużyny.
— Och, widzę, że wszystko trzeba wam tłumaczyć... — powiedziałam ze zrezygnowaniem. — Po prostu teraz wiem, że nie przyjęliście go, bo ma talent, tylko zwyczajnie przekupił was nowym sprzętem.
Ślizgonom zrzedły miny. A do nas dołączyli Ron i Hermiona.
— Ty żałosna gnido — zaczął Malfoy.
— Obraź ją jeszcze raz, a będziesz miał z nami do czynienia — odezwał się George i razem z Fredem wystąpili krok do przodu.
— Alex ma rację, a ty ją obrażasz za to, że powiedziała ci prawdę w twarz!? — zapytała Hermiona.
— Nikt cię nie pytał o zdanie ty nędzna szlamo! — warknął Malfoy.
— Zapłacisz za to, Malfoy! — krzyknął Ron i wycelował w Malfoya różdżką.
Niestety zielony promień ugodził Rona, przez tę złamaną różdżkę i chwilę potem Ron wymiotował ślimakami. Ślizgonów aż sparaliżowało ze śmiechu. Starałam się nie patrzeć na Rona i obślizgłe ślimaki wylatujące mu z ust, bo czułam, jak robi mi się nie dobrze.
— Zaprowadźmy go do Hagrida to najbliżej — powiedział Harry i razem z Hermioną, podnieśli Rona.
— Zaraz was dogonię — powiedziałam do Harry'ego, na co on tylko kiwnął głową.
— Aż tak mnie bronicie? — zapytałam z zawadiackim uśmieszkiem.
— No wiesz... — mruknęli zmieszani.
Zaśmiałam się pod nosem.
— Dziękuje — powiedziałam i przytuliłam najpierw George'a, a potem Freda.
— Nie ma za co, maluchu — odpowiedział Fred, na co ja się tylko uśmiechnęłam i ruszyłam w stronę mojego brata i przyjaciół.
— Co się stało? Co się stało, Harry, Alex? Czy on jest chory? — podbiegł do nas Colin.
Powiem szczerze, że ten chłopak doprowadzał mnie do białej gorączki.
— Oooooch! Harry, czy możesz go na chwilę podtrzymać, żeby się nie ruszał? — zapytał Colin.
Nie wytrzymałam. Odwróciłam się w jego stronę i spojrzałam na niego groźnie, a on tak się wystraszył, że aż upadł na ziemię. Ups... To chyba nie tylko przez mój wyraz twarzy. Najwyraźniej moje oczy też dały o sobie znać... Miejmy nadzieję, że o tym zapomni. Dogoniłam moich przyjaciół, a Colin siedział na trawie jeszcze przez parę minut z przerażeniem na twarzy.

Gdy już byliśmy przy chatce Hagrida usłyszałam ten sztuczny i drażniący głos.
— Lockhart jest w środku — powiedziałam.
— Skąd wiesz? — zapytała Hermiona.
— Bo... zobaczyłam go w oknie. Już za ten krzak! — powiedziałam.
Harry i Ron nie protestowali, ale Hermiona nie za bardzo chciała się schować. Pociągnęłam ją w stronę krzaka, by się schowała, co z niechęcią zrobiła. Gdy Lockhart tylko wyszedł to ruszyliśmy do Hagrida.
— Tak se nieraz myślałem, kiedy przyjdziecie do starego Hagrida... Wchodźcie, wchodźcie... A już się bałem, że wrócił ten ważniak.
Harry wepchnął Rona do chatki i z pomocą Hermiony posadził go na fotelu.
— Lepiej je zrzucać, niż łykać — oświadczył wesołym tonem, stawiając przed Ronem miednice. — No, dalej, Ron, zrzuć je wszystkie.
— Chyba musimy czekać, aż przestanie — powiedziała z niepokojem Hermiona.
— Mam nadzieję, że nie potrwa to długo... — powiedziałam, odwracając wzrok od Rona — ... bo nie mogę na to patrzeć.
Rozmawialiśmy o Lockharcie, ale potem temat zszedł na to, jak Malfoy obraził mnie i Hermionę. Dowiedziałam się co oznacza słowo szlama. Wiedziałam, że większość czarodziejów czystej krwi uważa się za lepszych, ale, żeby tak nazywać czarodziejów z niemagicznej rodziny.
— Harry, Alex — powiedział nagle Hagrid — ja to mam szczęście, że was poznałem. Słyszałem, że rozdajecie swoje zdjęcia z autografami. Mógłbym dostać jedno od każdego z was?
— Żartujesz sobie, tak? — zapytałam.
— To ten Lockhart opowiada jakieś głupoty! — fuknął ze złością Harry.
— Tylko żartowałem — powiedział Hagrid i poklepał Harry'ego ręką po plecach, przez co uderzył nosem w stół. — Przecież wiem, że nie jesteście tacy.
— Jak tam, Ron? — zapytałam, gdy zobaczyłam, że podnosi swoją głowę znad wiadra.
— W miarę — odpowiedział słabym głosem.
— Chodźcie, to wam coś pokażę — powiedział Hagrid i wyszedł na zewnątrz.
Razem z Harrym, Ronem i Hermioną ruszyliśmy za nim. Za chatką, zobaczyłam ogromne dynie. Nigdy nie widziałam tak wielkich. Gdy tydzień temu byłam pobiegać w postaci wilka, w zakazanym lesie, to widziałam te dynie i nie były takie ogromne.
— Czym je nawoziłeś? — zapytał Harry.
Hagrid rozejrzał się, jakby sprawdzając, czy nikt nie usłyszy.
— No... tego... trochę im pomogłem.
Gdy to usłyszałam spojrzałam na parasolkę Hagrida, która była oparta o chatkę. Wiedziałam, że nie jest to zwykła parasolka. Już od dawna podejrzewałam, że jest tam schowana różdżka. Trochę szkoda, że wyrzucona Hagrida ze szkoły już na trzecim roku i przez to musi ukrywać różdżkę.
— Zaklęcie Żarłoczności, tak? — zapytała Hermiona. — No, w każdym razie nieźle poskutkowało.
— To samo powiedziała twoja młodsza siostra, Ron. Spotkałem ją wczoraj. Powiedziała, że tak sobie spaceruje, ale... Niech skonam, jeśli nie miała nadziei spotkać tutaj kogoś zupełnie innego — powiedział Hagrid i puścił do Harry'ego oczko. — Powiedziałbym, że pewnie ucieszyłaby się z podpisanego...
— Och, zamknij się — warknął Harry.
Zaśmiałam się pod nosem, a Ron parsknął śmiechem, przez co garść ślimaków wylądowała na ziemi. Ja tylko odwróciłam wzrok i marzyłam, żeby usunąć ten widok z pamięci.
— Uważaj! — ryknął Hagrid, odciągając Rona od dyń.
Zbliżała się pora lunchu, więc postanowiliśmy wracać do zamku, bo z Ronem było już lepiej.

Gdy weszliśmy do Wielkiej Sali, to zatrzymała nas McGonagall.
— Odrabiacie dzisiaj szlaban — rzekła.
— Co mamy robić, pani profesor? — zapytał Ron.
— Ty będziesz czyścił z panem Filchem srebra w izbie pamięci. Tylko bez żadnych czarów, Weasley. Potter ty będziesz odpisywał na listy wielbicieli z profesorem Lockhartem, natomiast ty Potter będziesz pomagała profesor Sprout.
Współczułam Harry'emu. Gdy tylko wyjaśniliśmy wszystkie szczegóły naszej kary, ja ruszyłam na swoje miejsce.
— Co tam Alex? — zapytał Lee.
— Szlaban — mruknęłam i oparłam się czołem o jego ramię.
— Uu... słabo.
— Co ty nie powiesz? — zapytałam z ironią.
— A czemu nasz maluch taki załamany? — usłyszałam głos Freda za plecami.
— Dostała szlaban — odpowiedział Lee.
— Czym się przejmujesz? Przecież to nie pierwszy i ostatni — powiedział George, a ja podniosłam głowę z ramienia Lee i spojrzałam na bliźniaków.
— Kiedy go masz? — zapytał Fred.
— Dzisiaj — powiedziałam.
— Ej! — krzyknęli we trójkę.
— Mieliśmy iść zrobić dziś kawał — powiedzieli razem bliźniacy.
— Wiem, zróbcie go sami — powiedziałam. — Powiecie mi jak wyszedł jutro.
— Nie ma mowy! — powiedział Lee.
— Bez ciebie nic nie robimy — powiedzieli razem bliźniacy.
— Jutro go zrobimy — powiedział George, przez co od razu poprawił mi się nastrój.
— Dzięki — odpowiedziałam i uśmiechnęłam się do trójki moich przyjaciół.

Czarownica z Wilczym SercemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz