⊙Rozdział 11. Leśny duch⊙

469 66 82
                                    

Mężczyzna szedł sobie środkiem lasu. Mijał on dziwaczne totemy z czaszkami wilka na szczycie. Lubił je, były dla niego piękne i tajemnicze. Dbał o nie by nie zarosły za bardzo. Dziś było ładnie jak zawsze. Ptaki śpiewały w koronach drzew, kawałek dalej sarna szla z młodymi. Cisza i spokój, który mężczyzna ubóstwiał. Usłyszał za sobą trzask, a potem poczuł jak ziemia drży. Odwrócił się natychmiast, a wielka, drewniana ręka rzuciła nim o drzewa, także złamały się jak zapałki.

⊙⊙ 

"Golden Dragon" jeden z najbardziej wypasionych barów w mieście, do którego aktualnie zmierzałem. Wszedłem do środka, a zapach alkoholu od razu uderzył mi do nozdrzy. Lokal do skromnych nie należał, w pizdu wielki ze scenami do tańczenia na rurze i jeden ogromny bar z milionem trunków. Ta, alkohol to rzecz, którą najbardziej potrzebowałem. Dzisiaj miała przyjechać "uczeń", a do tego dochodzi jeszcze nieznany sprawca tworzący nowe cholerstwa. Warknąłem pod nosem i ruszyłem w stronę schodów prowadzących na górę. Nim na nie wszedłem zatrzymał mnie goryl.

  — Czego "oczy "chce? — zapytał demon, ubrany w czarną koszulkę i tego samego koloru dresy. Jego sześć par oczu bacznie mnie obserwowały.

  — Chcą widzieć się z smokiem —  odpowiedziałem.

— Umówiony?

— Ja nie muszę. — Podwinąłem prawy rękaw ukazując węża zjadającego własny ogon.

Goryl się skłonił przede mną i zszedł mi z drogi. Nowy zwierzak w jego kolekcji, niech się nauczy kogo może tu wpuszczać. Ruszyłem schodami na górę chowając ręce do kieszeni marynarki. Skręciłem na prawo i wszedłem w pierwsze drzwi z wygrawerowanym złotym smokiem na nich. 

— Dawno się nie widzieliśmy — powiedział czarnowłosy mężczyzna siedzący na skórzanej kanapie.

Jego gadzie, żółte oczy obserwowały mnie uważnie. Z głowy wystawały mu zakręcone do góry rogi, a z tyłka wystawał gadzi, długi ogon. Ubrany był on w skórzana, futrzana kurtkę, którą miał nie zapiętą i ukazywał tym samym umięśniony brzuch i złote medaliony.  Na dupie nosił czarne jeansy z złotym łańcuchem. Na jego palcach było kilka złotych pierścieni.

  — A no Greed dawno —  powiedziałem, siadając naprzeciw niego. 

  — Zgaduje, że nie przyszedłeś napić się ze mną whisky — zaczął. — Jeżeli chodzi ci o Lusta to ja nie miałem z tym nic wspólnego.

— Nie przyszedłem rozmawiać z tobą o tym robalu — powiedziałem. —  Potrzebuje informacji.

  — A to już zmienia postać rzeczy. — Uśmiechnął się, układając dłonie na kształt piramidy. —  Co to mają być za informację? 

  — Ktoś potężny przywołuje do Salem bestie, chce byś się czegoś o nim dowiedział.

— Hm... — Popukał się palcem po brodzie. — Zapłać mi, a zdobędę informację 

  — Jak zawsze chciwy Greedzie. —  Wyjąłem spod marynarki mieszek ze złotymi monetami i mu rzuciłem. 

Ten złapał go i wyjął jedną by sprawdzić autentyczność. Uśmiechnął się i rzucił worek za siebie, a ten rozpłynął się. 

  — Moje złotniki przekażą ci informacje jak je zdobędę.  To jak pijesz? — zapytał, unosząc szklanki i butelkę z whisky

  — Czemu nie? —  Wzruszyłem ramionami. 

Nie spieszyło mi się wracać do domu, bo wiedziałem, że problem już mógł tam na mnie czekać.

⊙⊙

Oczami umarłychDonde viven las historias. Descúbrelo ahora