⊙Rozdział 23. Atak na Salem cz.2⊙

288 56 200
                                    

Chris wylądował za miastem, gdzie ogromny zrobiony z czarnych kamieni demon miał zamiar do niego wejść. Stwór miał z dziesięć metrów wysokości. Z jego lewego ramienia wystawał kolec, który przypominał górę,  w jego brzuchu płynęła magma. Prawa dłoń demona była zrobiona z ostrych kamieni. Jego czerwone oczy płonęły żywym ogniem. Chris przeklął widząc, że nie dość iż cholerstwo jest wielkie to przez fakt bycia z kamieni jest odporny na jego błyskawice i ogień z miecza Atlasa. Demon w ogóle go nie zauważył i szedł dalej, powodując trzęsienia ziemi. Obdarzony skoczył wysoko w niebo i stanął na chmurze, kiedy Behemot o mało go nie zmiażdżył.

  — Eee kurwiu! Patrz jak łazisz! — wykrzyczał wkurzony.

Gigant przekręcił w jego kierunku głowę i machnął ręką jakby odganiał komara. Co prawda dla niego Chris takowym był. Detektyw zapikował w dół unikając ogromnej dłoni i przeklął, kiedy demon uwięził go w swoich rękach. Brunet zaczął być zgniatany i coraz trudniej było mu oddychać. Usłyszał trzask swojego prawego ramienia i zamknął oczy. Rozbłysło światło, a dłonie demona zostały rozerwane. Ryknął wściekle i szukał Chrisa, rozglądał się za tym kurduplem, ale nigdzie go nie było. Kamienie, które przed chwilą robiły za jego dłonie wróciły na swoje miejsce. Behemot usłyszał chrząknięcie i uniósł wzrok na górę jego lewego ramienia. Siedział na nim brunet, a z jego prawego ramienia leciała krew.

— Wiesz, że to boli? — zapytał, unikając ataku demona i stając w powietrzu. — Przybądź na me wezwanie berle Okeanosa.

Wystawił przed siebie rękę, a z chmur zaczął lecieć deszcz, który formował się w jego dłoni. Trzymał teraz długie niebieskie berło, którego szczyt miał kształt węża. A jego oczy błyszczały szafirem. Behemot splunął magmą na Chrisa, który tylko uniósł broń. Lawa po dotknięciu go zmieniła się w kamień i rozsypała. Demon ryknął i zamachnął się na bruneta. Ten zapikował w dół i unikając ostrych kamieni wbił berło w brzuch stwora. Behemot zaryczał z bólu, a po chwili cały zmienił się w skały i rozsypał. 

— Cholera ale boli... — powiedział, łapiąc się za zmiażdżone ramię. — No nic Selgan mnie uzdrowi albo Selis. 

Złapał berło, które do niego przyleciało i odszedł w stronę Salem

   

Greed wylądował na dachu jednego z budynków, a przed nim stanął mężczyzna. Dobrze zbudowany o niebieskich oczach i ubrany w czarną kamizelkę i spodnie. Włosy na jego głowie miały kolor zgniłego błękitu. Między palcami miał błony jak u żab, a z jego rąk i nóg wyrastały płetwy. Na plecach wyrastała długa płetwa w kształcie grzebienia. Wyglądał na całkiem ostry. Greedowi nie uśmiechało się to sprawdzić na własnej skórze.  

  — Proszę, proszę Lewiatan — powiedział demon chciwości. — Co taka paskuda robi na powierzchni? Powinieneś siedzieć na dnie w największych ciemnościach.

  —  Przybyłem by zatopić ten świat —  warknął, a płetwy na jego rękach urosły i stwardniały niczym ostrza.

  — Jak uroczo —  Greed złożył ręce, łącząc ze sobą pazury — ale i tak nie uda ci się wymarła glizdo.

Demon ryknął i rzucił się w stronę Greeda. Zamachnął się ostrzem, które starszy demon uniknął. Greed wzbił się w powietrze, a Lewiatan rozciął ścianę przed którą stał. Syknął w stronę złotookiego i zwinął się w kłębek. Wyglądał teraz jak ostrze piły tarczowej i zaczął się kręcić lecąc w stronę demona. Grzech bez problemu unikał większości jego ataków, ale jeden trafił go w ogon i odciął.

Oczami umarłychWhere stories live. Discover now